Po niedzielnym meczu o brązowy medal pomiędzy SPAR Falubazem Zielona Góra a Grupą Azoty Unią Tarnów sporo kontrowersji wywołały wypowiedzi Jarosława Hampela. Lider zielonogórskiej ekipy powiedział, że nie mógł liczyć na wsparcie klubu, kiedy znalazł się w kryzysie. "Mały" zasugerował również, że decyzję o odsunięciu go od składu przed meczem z Jaskółkami miał podjąć Robert Dowhan. Jak wiadomo, zawodnik ostatecznie pojechał w Zielonej Górze, ale do meczowego zestawienia został wpisany dopiero po spektakularnym zwycięstwie w Grand Prix, które odbyło się w sobotę w Sztokholmie. - W Gorzowie wydarzył się blamaż i tak słusznie ocenili to kibice w całej Polsce. Taka wpadka nie zdarzyła nam się od bardzo wielu lat. Teraz miało to miejsce na bardzo ważnym etapie sezonu. Po tym meczu naprawdę dużo rozmawialiśmy. Zaprosiłem Radę Nadzorczą i dyskutowaliśmy o skutkach finansowych tego półfinału - wyjaśnił w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Marek Jankowski.
[ad=rectangle]
- Wszyscy byli rozczarowani środową postawą całej drużyny w tym juniorów, Piotra Protasiewicza oraz Jarka Hampela. Następnego dnia po meczu, w obecności Rafała Dobruckiego zadzwoniłem do Jarka z sugestią, że prawdopodobnie pojedzie w meczu z Tarnowem pod numerem parzystym, ale nie znajdzie się w awizowanym zestawieniu. Nasze wątpliwości dotyczyły także trzech innych żużlowców - chorego Łoktajewa, rzadko widywanego w Zielonej Gorze Becha, czy wracającego po kontuzji Jabłońskiego. Rafał często konsultował w klubie skład, był ciekaw naszych pomysłów. Niekiedy korzystał z sugestii, lecz zazwyczaj trzymał się swojej wersji. Napięcie było na przykład przed środowym meczem z Gorzowem. Wtedy na przykład zasugerowałem "AJ`a" pod 1, Hampela pod 4, a Loktajewa pod 5. Rafałowi ten skład nie podpasował i zrobił swoje. Tym razem było podobnie. Rozstaliśmy się koło południa z pomysłem Rafała, by w składzie pod numerem 10 wystawić naszego juniora Arka Potońca. Wtedy Rafał nie awizowałby także Krzysztofa Jabłońskiego. Pole manewru byłoby jeszcze większe, ale zapewne względy strategicznie zadecydowały o tym, że stało się inaczej. Wiadomo, że przy określonej liczbie zmian i ryzyku kontuzji, trzeba być ostrożnym - dodał prezes zielonogórskiego klubu.
W Zielonej Górze zapewniają, że nikt nie narzucał decyzji trenerowi również przed niedzielnym spotkaniem o brązowy medal. Marek Jankowski zaznacza, że ostateczna decyzja za każdym razem należała do Dobruckiego. - Rafał decyduje o składzie. Nie rozumiem tej całej dyskusji, wiem że interesuje to kibiców, ale interesuje ich także ile w podpisie ma dany zawodnik, ile dostaje za punkt, jaką pensję ma trener i milion innych rzeczy, które są poufne i zapisane w kontrakcie. To są nasze wewnętrzne sprawy, ale skoro mleko się rozlało i powiedziało się A, to trzeba powiedzieć B. Powtarzam. O torze i o składzie decyduje Rafał, bo on ponosi za to odpowiedzialność. Wszystkie inne opinie to tylko sugestie, które trener może brać pod uwagę lub nie. Na przykład przy meczu z Częstochową zaproponowałem, że to dobry moment, żeby zadebiutował Potoniec, ale Rafał miał wtedy inne zdanie i postawił na swoim. Wiele razy dyskutowaliśmy też o powołaniu Becha, ale nasz trener i tak robił to, co uważał za słuszne. To on podpisuje się pod składem. Tak było za każdym razem i nikt go z tego powodu nie odwoływał, czy karał. Kiedy w pierwszym meczu sezonu nie powołał do składu Andreasa Jonssona, także stałem za nim, bo on odpowiada za wynik sportowy i ostateczna decyzja jest po jego stronie. W piatek przed konferencją, kiedy rozmawialiśmy o przyszłości Rafała w klubie i o meczach o brąz ponownie mówiliśmy, że także w meczach o brąz niech robi, co chce, bo to on decyduje o składzie. Wtedy byłem pewien, że Hampel jedzie, a decyzję co do drugiego juniora i piątego seniora podejmie trener, po sobotnim treningu - podkreślił Jankowski.
Wypowiedzi Jarosława Hampela wywołały prawdziwą burzę. Bardzo szybko pojawiły się pytania, kto tak naprawdę rządzi zielonogórskim klubem. Marek Jankowski zaprzecza stwierdzeniu, że on i Rafał Dobrucki są w Falubazie jedynie marionetkami Roberta Dowhana, który podejmuje najważniejsze decyzje. - Ani ja, ani Rafał Dobrucki nie jesteśmy narzędziami w rękach Roberta Dowhana. Senator wyraża swoje zdanie i ma do tego prawo. Realizujemy koncepcję Falubazu, która kilka lat temu zrodziła się w jego głowie. Kompletnym nieporozumieniem jest robienie marionetki z Rafała Dobruckiego. Przez cały sezon nasz trener nie posłuchał chyba żadnej sugestii Roberta Dowhana, a one kilka razy się pojawiały. Dotyczyły głównie powołań dla Mikkela Becha. Jeśli chodzi o mnie, to Rada Nadzorcza powołała mnie na prezesa z rekomendacji Roberta Dowhana. Od razu sobie ustaliliśmy, że przy realizacji długoletnich kontraktów, które negocjował i podpisywał , między innymi tego z Piotrem Protasiewiczem, Andreasem Jonssonem, czy Jarosławem Hampelem Robert będzie sprawował pieczę. Bardziej komfortową sytuacją była dla mnie ta, kiedy stał na czele organu właścicielskiego, czyli Stowarzyszenia ZKŻ, bo wtedy odpowiedzialność dzieliła się między nas obu. Kiedy wiosną tego roku zrezygnował, to czuł się zobowiązany wspomóc swoimi działaniami finansowanie kilku najpoważniejszych zobowiązań, które podpisując kontrakty sam zaciągnął. To bardzo uczciwe, wobec zawodników, klubu i mnie i należy temu przyklasnąć i serdecznie mu podziękować. Jakiekolwiek sugestie, że mamy konflikt między sobą nie mają sensu. W wielu kwestiach różnimy się, bo jesteśmy różnymi osobami, ale obu nam tak samo leży na sercu dobro klubu. Dla mnie to całkowicie normalne, że czasami w sprawach klubowych Robert wyraża swoje zdanie. Jego relacja z Piotrem czy Jarkiem zawsze była raczej koleżeńska. Podejrzewam, że górę wzięły emocje. Senator jest ekstrawertykiem i osobą, która czasami bardzo emocjonalnie, w nieomal żołnierski sposób komunikuje to, co myśli. Jarek jest raczej introwertykiem i z pewnością coś go mocno poruszyło, skoro powiedział kilka ostrych słów. Moim zdaniem trochę niepotrzebnie - wyjaśnił Jankowski.
Prezes SPAR Falubazu zapewnia również, że - wbrew panującej w ostatnim czasie opinii - atmosfera w zielonogórskim klubie nie jest najgorsza. Jak twierdzi Jankowski, wszystkie problemy jego drużyny rozpoczęły się od sprawy dopingowej Patryka Dudka. - Przyzwyczailiśmy kibiców, że rok w rok jesteśmy w pierwszej czwórce. Chcemy jechać zawsze o mistrzostwo i dlatego walka o brąz może być odbierana jako porażka. W pierwszej połowie sezonu wszystko szło po naszej myśli. Po sprawie z Patrykiem Dudkiem ta chemia w całej ekipie się pogorszyła. Został zachwiany nasz pomysł na drużynę i entuzjazm w drugiej część rozgrywek był znacznie mniejszy. Wierzę jednak, że teraz zakończymy rozgrywki w dobrym stylu, a wszystko nieprzyjemne, co miało zdarzyć się w klubie jest już za nami - podkreślił Jankowski.
Po sezonie z Zielonej Góry odejdzie Rafał Dobrucki. Marek Jankowski nie ma wątpliwości, że SPAR Falubaz traci jednego z najlepszych szkoleniowców w kraju. Jak jednak dodaje, zmiana na stanowisku szkoleniowca była nieunikniona. - Z pewnością będę żałować odejścia Rafała. To zawodnik, który zostawił kawał życia i zdrowia w Falubazie. To jest najprawdopodobniej najinteligentniejszy trener młodego pokolenia w Polsce. Nie zmienia mojego zdania ostatnia wpadka z wywlekaniem na zewnątrz wewnętrznych spraw klubowych. Rafał nie ponosi winy za problem dopingu u Patryka, czy wyniki poszczególnych zawodników, a to wszystko jest przyczyną tego, że jesteśmy w takim a nie innym miejscu. To jest jednak sport zawodowy i ten, kto stoi na czele drużyny, jest rozliczany z realizacji celów. One nie zostały zrealizowane i sam trener poczuwa się do odpowiedzialności. Rafał zresztą też mówił, że w jego przypadku chemia trochę wyparowała. Zmiana jest potrzebna wszystkim. Myślę, że nasz trener bez problemów znajdzie sobie szybko nowego pracodawcę. Mówi się, że będzie to Leszno lub Rzeszów, ale na razie czeka, go jeszcze wyjazd do Tarnowa i jako, ze jest to profesjonalista, to z pewnością podejdzie do tego spotkania z odpowiednim zaangażowaniem - zaznaczył Jankowski.