Damian Gapiński: Potencjał żużla leży w... biedzie

Rozmowy transferowe przed sezonem 2015 trwają w najlepsze. Jednym z największych problemów okazuje się pozyskanie wartościowego juniora.

Jedenastu wartościowych juniorów w przyszłym roku będzie musiało już startować jako senior. Aż w siedmiu przypadkach mamy do czynienia z klubem, który w przyszłym roku będzie startował w Enea Ekstralidze. I tylko jeden z klubów - Fogo Unia Leszno, która od lat słynie ze szkolenia młodzieży, wprost mówi o zastąpieniu Tobiasza Musielaka jednym ze zdolnych młodzieżowców. Największe szanse ma Bartosz Smektała, który już dał próbkę swoich możliwości w turniejach juniorskich i fazie finałowej Enea Ekstraligi. Na nim jednak lista zdolnej leszczyńskiej młodzieży się nie kończy. A jak wygląda sytuacja w innych klubach?
[ad=rectangle]

Betard Sparta Wrocław już uzgodniła warunki kontraktu z Adrianem Gałą i Maksymem Drabikiem. PGE Marma Rzeszów kusi Krystiana Pieszczka. Również Falubaz Zielona Góra rozgląda się za wzmocnieniami. Czasy, kiedy w klubach Ekstraligi zdolnego juniora zastępował wychowanek, odchodzą niestety do lamusa. Uzupełnienie składu dla wielu klubów chcących walczyć na odpowiednim poziomie staje się możliwe jedynie dzięki ruchom transferowym. Odchodzi siedmiu juniorów, których ciężko będzie zastąpić zawodnikami na porównywalnym poziomie. Trwa drenaż klubów I i II ligi. Co bardziej zdolni zawodnicy są wychwytywani i sprowadzani do Ekstraligi. Tylko, że każdy już chyba zauważył, że to nie jest studnia bez dna. Kluby Ekstraligi nie szkolą, bo twierdzą, że wolą sprowadzić zawodnika zagranicznego, który jest tańszy. Z kolei kluby z niższych lig, dzięki instytucji gościa, mogą na mecze wypożyczyć młodzieżowców z wyższych lig. Kółko się zamyka, a liczba zawodników, którzy mogą być brani pod uwagę maleje.

Paradoksalnie, kiedy rozmawiam z prezesami klubów, każdy z nich podkreśla, że przywiązuje wagę do szkolenia młodzieży. Dodaje jednak przy tym, że jest to zabieg strasznie drogi. Prezesi podkreślają, że wartościowi juniorzy strasznie się cenią i ich zatrudnienie, to spory wydatek. No nie może być inaczej, skoro zwykła zasada podaży i popytu wskazuje, że to w tej chwili właśnie juniorzy rozdają karty. Jest ich tak mało na rynku, że mogą to zrobić. I do momentu, kiedy na rynek nie zostanie wpuszczona, świeża krew, to rynek żużlowców będzie utrzymywany.

A przecież tak być nie musi. Pamiętam czasy, kiedy jeszcze 10-15 lat temu dzieciaki garnęły się do sportu i szkółki żużlowe (i nie tylko) przeżywały oblężenie. Dzisiaj słyszymy narzekania, że jak zgłosi się 1-2 zawodników, to można mówić o dobrym wyniku. Czasy się zmieniają. Dzieciaki mają coraz więcej możliwości i przestrzeni, na których mogą się rozwijać. Właśnie dlatego konieczne jest stworzenie tej młodzieży odpowiednich warunków do rozwoju. Jakiś czas temu kluby poszły na "łatwiznę" i z większością młodzieżowców podpisują tak zwane kontrakty zawodowe. Kończy się to tym, że zawodnik sam dba o swój sprzęt, ale otrzymuje większe pieniądze na przygotowanie do sezonu. Kiedy szkółki przeżywały oblężenie, to w każdej z nich stał sprzęt, z którego zawodnicy mogli skorzystać. Nie miało znaczenia to, czy jesteś bogaty, czy biedny. Dzisiaj szansę przetrwania mają tylko bogaci, których rodziców stać na zakup sprzętu. Największy potencjał ukryty jest jednak w tych dzieciakach z biedniejszych rodzin (i nie dotyczy to tylko żużla). Ich często nie stać na kupno kasku, nie mówiąc już o motocyklu. A gdyby z powrotem zatrudnić mechaników klubowych głównie pod kątem obsługi szkółki? Przecież używany sprzęt nie jest taki drogi. Wymagania szkółki są również dużo mniejsze, niż zawodów ligowych. Tam chodzi o możliwość pokazania umiejętności i potencjału. Potencjału, który dzisiaj ukryty jest w biednych dzieciakach, które nawet nie odważą się zapukać do klubu wiedząc, jak twarde warunki stawiane są przed młodymi zawodnikami.

Rozwojowi młodzieży nie sprzyjają też regulaminy. Cieszę się, że zmieniono przepisy na tyle, że w składach klubów na pozycjach juniorskich jadą zawodnicy krajowi. Musimy pójść jednak dalej, bo sygnały są niepokojące. Życzyłbym sobie, aby bramy klubów zostały szerzej otwarte i witały młodzież gotową ofertą. Ofertą, która zachęci ich do uprawiania sportu. Z kolei od żużlowej centrali oczekuję, że w perspektywie dwóch lat zmieni przepis (przynajmniej na poziomie Ekstraligi) na tyle, że pod numerami juniorskimi będą musieli startować Polacy ale wychowankowie klubu. To pozwoli na zwiększenie liczby zawodników. Za tym muszą z kolei iść dalsze rozwiązania. Taka "produkcja" polskich zawodników otworzy możliwość powrotu do rozwiązania, które zakładało, że w składzie musi startować zawodnik do lat 23. Liga stanie się bardziej polska, a kibice zwiększą swój stopień identyfikacji z drużyną, w której pojadą "swoi", a nie zagraniczna armia zaciężna.

Damian Gapiński

Źródło artykułu: