Do sędziowania pierwszych dwóch finałowych turniejów Indywidualnych Mistrzostw Świata Gladiatorów wyznaczony został Marek Wojaczek. Decyzja FIM była o tyle dziwna, że już w ubiegłym roku polskiemu arbitrowi wytykano błędy po zawodach IMŚ w Błagowieszczeńsku. Kto wie, czy tym razem miarka się nie przebrała, bo sędzia znalazł się w ogniu krytyki wielu zawodników, a sprawę nagłaśniają zachodnioeuropejskie media.
[ad=rectangle]
Dobrego arbitra poznaje się po tym, że po zawodach jest o nim cicho. Nie można powiedzieć tego o Marku Wojaczku, bo po jego sędziowaniu w podmoskiewskim Krasnogorsku, wśród zawodników wręcz wrze.
Zagraniczne środki masowego przekazu wykorzystują moment i przypominają wcześniejsze zawieszenie polskiego arbitra, jakie miało miejsce po jego werdyktach w trakcie turnieju Speedway Grand Prix w Cardiff w roku 2008. Wówczas, po ocenionych jako skandaliczne decyzjach, Marka Wojaczka ukarano i na dłuższy czas przestano wyznaczać do sędziowania ważniejszych imprez organizowanych pod egidą FIM. Czyżby historia miała zatoczyć koło?
Główną przyczyną wzburzenia zawodników jest nagminny brak reakcji sędziego na przekraczanie wewnętrznej linii toru. Z relacji obeznanych w tej dyscyplinie sportu kibiców rosyjskich, przypadków takich przez dwa dni można było naliczyć więcej niż palców u rąk.
- Jak to możliwe, że startuję z pierwszego pola, dojeżdżam pierwszy do wejścia w łuk, trzymam się bardzo blisko czerwonej linii (malowana farbą na lodzie imitacja wewnętrznego krawężnika - wyj. red.), a mój przeciwnik w tym samym łuku mija mnie z lewej strony i nie jest dyskwalifikowany? - retorycznie pytał Austriak Franz Zorn.
Uwagi Gunthera Bauera dotyczą niedopuszczenia do ponownego startu wszystkich uczestników po jego kolizji w pierwszym wirażu z Daniłem Iwanowem. Obaj zawodnicy wylądowali wówczas w bandzie, a sędzia wykluczył Niemca.
- Jechałem po swojej linii, a Iwanow przeciął mi drogę. Rosjanin nie popełnił błędu. To był typowy przypadek na pierwszym łuku, gdzie wszyscy jadą bardzo ciasno i walczą o pozycję. Dlaczego sędzia mnie wykluczył, a nie dopuścił do startu całej czwórki? To wie chyba tylko on sam - opowiadał z ironią zawodnik.
Kolejny nagłaśniany obecnie incydent dotyczy straty, jaką poniósł Hans Weber. Zawodnik ten wygrał start i prowadził przez całe okrążenie jadąc przed Nikołajem Krasnikowem. Nagle zobaczył czerwone światło sygnalizatorów i zamknął gaz. Minął go wtedy nie tylko Rosjanin, ale także Antonin Klatovsky. Okazuje się, że sędzia wcisnął sygnał przerwania biegu przed jego zakończeniem, mimo że żaden z zawodników nie upadł. Kolor czerwony dotyczył wykluczenia jadącego na ostatniej pozycji Stefana Pletschachera za - nomen omen - przecięcie wewnętrznej linii toru. Dla sędziego nieważne było, że za tego typu złamanie regulaminu, w wyścigach na lodzie dyskwalifikuje się po zakończonym wyścigu. Pan sędzia guzik wcisnął, a młody Niemiec stracił szansę na wygranie biegu i pokonanie w nim lodowego dominatora.
Jak relacjonują zawodnicy i obecni na trybunach kibice, takich dziwnych sędziowskich decyzji było wiele więcej. Być może będziemy je mogli wkrótce sami ocenić, bo oba dni finałów rejestrowały kamery telewizji, z którą FIM podpisała niedawno umowę.