"Adik" wywalczył 14 punktów i był zdecydowanym liderem czerwono-czarnych. - Ze swojego dorobku jestem zadowolony, jednak nie ustrzegłem się błędów. Chociażby w biegu, kiedy jechałem sam przeciw rywalom, przegrałem 1:5. W wyścigu ze Zbyszkiem Sucheckim nie widziałem kolegi z zespołu i prawdopodobnie to ja spowodowałem jego upadek. Do tego bieg z Robertem Miśkowiakiem, gdzie rywal minął mnie na trasie - komentował Gomólski.
[ad=rectangle]
Gospodarze ulegli Gryfom 42:48. Gomólski zgodził się z opinią, że o końcowym wyniku zadecydował słaby początek w wykonaniu jego zespołu. - Przede wszystkim przegrywaliśmy starty. Jednym z powodów była może nieco zbyt długa prezentacja. Tor został mocno polany i miał wyglądać nieco inaczej, nie miał być aż tak twardy - analizował żużlowiec.
Porażka na inaugurację to spory zawód dla członków i kibiców gnieźnieńskiej drużyny. Gomólski nie zmierza jednak dramatyzować. - Trzeba się pozbierać i pracować. Mamy 2 tygodnie do meczu w Łodzi. Musimy podnieść rękawice i mam nadzieję, że uda się stamtąd przywieźć korzystny wynik - powiedział
Gomólski nie był awizowany na niedzielne spotkanie. Zaufanie trenera wywalczył sobie dopiero na piątkowym treningu. Rywalizacja o miejsce w składzie Łączyńscy-Carbon Startu jest w tym roku wyjątkowo duża. Na szansę czekają m.in. Mikkel Bech, Jonas Davidsson, Wadim Tarasienko czy Jacob Thorssell. - To na pewno korzystne dla trenera, bo ma wybór, ale dla nas już niekoniecznie. Piątkowy trening wyglądał dość poważnie. Każdy wiedział jaka jest jego stawka. Pięciu zawodników rywalizowało o dwa miejsca, bo prowadzący parę nie mieli być zmieniani. Nie jest to dla nas łatwe. Każdy wyjazd na treningu jest bardzo ważny. Miejmy nadzieję, że to podziała mobilizująco. Potrzebujemy jednak wsparcia kibiców i sponsorów. Na jednym meczu sezon się nie kończy - zakończył "Adik".