LOTTO Warsaw FIM SGP of Poland miało przejść do historii sportu żużlowego i niestety przeszło. To miało być wielkie święto żużla i rekordowa frekwencja podczas zawodów z cyklu Grand Prix. Rekord frekwencji padł, to fakt. Rekord frustracji kibiców, niestety również. Wystarczyło przysłuchać się rozmowom fanów wychodzących ze Stadionu Narodowego lub porozmawiać z nimi w drodze do centrum Warszawy, by mieć obraz tego, jak polska publiczność zapamięta pierwsze Grand Prix w stolicy naszego kraju. Zapamięta i to jeszcze jak!
[ad=rectangle]
- Skandal to mało powiedziane - rozpoczyna rozmowę Andrzej z Rzeszowa. - Przejechałem taki kawał drogi, żeby zobaczyć parodię żużla. Jeśli ktoś chciałby nakręcić najlepszą antyreklamę mojego ukochanego sportu, to miał ku temu wyśnioną okazję. Trudno sobie wyobrazić coś gorszego. Szkoda, naprawdę, wielka szkoda. Święto zamieniono w koszmar. Ja naprawdę kocham żużel, a po sobotnim wieczorze, mam go serdecznie dosyć - dodał nasz rozmówca.
Kogo zatem trzeba winnić za taki stan rzeczy? - Z tego, co słyszałem, to PZM zlecił przygotowanie toru firmie Ole Olsena. Duńczyk najwyraźniej dał ciała. Nie zapłaciłbym temu panu złamanego grosza. Przepraszam, złamanego euro - śmieje się prawie przez łzy pan Andrzej. - Facet na żużlu może i dobrze jeździł, ale tor spartaczył totalnie. Z tego, co słyszałem PZM ma mu za to zapłacić grube miliony. Jak polscy organizatorzy zapłacą za taką kompromitację, to się ośmieszą. W takim razie ja będę chciał zwrotu za bilet, bo zamiast żużla, obejrzałem jego karykaturę - zakończył pan Andrzej, który po drodze złapał taksówkę i udał się do hotelu.
- Byłam na żużlu pierwszy raz w życiu. I pewnie ostatni - tłumaczy nam Agnieszka z Warszawy. - Namówili mnie koledzy, którzy pochodzą z Torunia i są fanami tego sportu. Atmosfera była fajna. Trochę zimno, ale chyba nie tak miało się to wszystko skończyć. Siedziałam na trybunach ładnych kilka godzin, z tego ostatnie kilkadziesiąt minut, czekając nie wiadomo na co. Dopiero później ogłoszono decyzję o zakończeniu zawodów. Kompletnie nie wiem, o co w tym chodzi. Coś było nie tak, bo startowali bez taśmy i często się przewracali - powiedziała mieszkanka stolicy, która pewnie jak większość debiutantów, żużlowego bakcyla po SGP na Narodowym nie złapała.
- Panie, to są jakieś jaja. Ktoś powinien za to beknąć - krzyczy pan Zygmunt. - Przyjechałem z Gdańska. Chciałem zobaczyć Stadion Narodowy i przy okazji podziękować Tomaszowi Gollobowi za to co zrobił dla tego sportu. Co zobaczyłem? Beznadziejnie przygotowany tor, na którym żużlowcy mogli się pozabijać. Przecież widać było, że nawet Nicki Pedersen sobie na nim nie radził. A Hampel? Jechał pierwszy i też wpadał w dziury. Szkoda słów. Wracam do domu zły jak nie wiem co. Cieszyłem się, kiedy udało mi się kupić bilety na te zawody, a teraz żałuję - rzucił tylko wsiadając do tramwaju nasz rozmówca.
- Stadion Narodowy piękny. Byłem tutaj pierwszy raz. Pomysł organizacji turnieju w tym miejscu świetny, ale wykonanie katastrofalne - mówi nam kibic z Częstochowy. - Dobry żużel z mnóstwem ścigania to jest na naszym torze, ale nie na tym czymś, co przygotował pan Olsen. Już po kilku wyścigach widać było, że nawierzchnia się posypie. Na dodatek maszyna startowa się zepsuła. Zawody Grand Prix, a nie ma rezerwowej maszyny. Kpiny ktoś sobie zrobił z nas - dodaje fan speedwaya spod Jasnej Góry.
Intencje organizatorów SGP na Stadionie Narodowym były piękne. Impreza miała służyć promocji żużla i być swego rodzaju hołdem dla polskiego żużlowca wszech czasów, Tomasza Golloba. Niestety, pozostał niesmak i kompromitacja. Polscy organizatorzy turnieju byli po zawodach zdruzgotani. Polscy kibice również. Ciekawe, jakie samopoczucie miał Ole Olsen i jego ludzie, którzy popsuli ponad 50 tysiącom kibiców sobotni wieczór na Stadionie Narodowym?
Żużlowcy oficjalnie nie komentowali stanu przygotowania toru. Jednak już podczas piątkowego treningu w kuluarach można było usłyszeć, że jeśli nawierzchnia się nie poprawi, to zawody albo się nie odbędą albo zostaną przerwane. Poza mikrofonem zawodnicy przyznali, że na takim torze nie dało się jechać, a ułożenie nawierzchni zostało spartaczone wcześniej. Niektórzy już w piątek byli przekonani, że z tym torem nie da się nic zrobić, bo błąd został popełniony wcześniej, a wszelkie zabiegi są tylko kosmetyką, a nie faktycznym poprawieniem stanu nawierzchni. Niestety, ich przypuszczenia okazały się prorocze...