Grzegorz Drozd: Gdzie ci mężczyźni?

Grzegorz Drozd
Grzegorz Drozd
Wodzirej Nicki

Do tamtych czasów oczywiście nie wrócimy. Tory są bardziej twarde, płaskie i równe. Ale to, co się dzieje ostatnimi czasy przechodzi wszelkie pojęcie. W żużlu rozwija się groźny i niezrozumiały trend. Zawodnicy oraz działacze wedle swojego widzimisię podyktowanego okolicznościami zysków i strat rezygnują ze współzawodnictwa. Ostatnie ligowe skandale w Zielonej Górze i Lesznie osiągnęły masę krytyczną.

Obecny sezon na razie potwierdza panujący trend. We wspominanym Lesznie na parach zawodnicy lekką ręką odpuścili zawody. A propos Leszna, to doskonale pamiętam złość prezesa Dworakowskiego tuż po finale Pucharu Świata w 2009 roku na "swojego" asa Adamsa, który grymasił, że na zabłoconym torze nie da się jeździć. Oczywiście "Kangur" zastosował koniunkturalizm. W przerwie zawodów na czele była jego drużyna. Ale wracajmy do obecnego sezonu. W Gustrow na SBPC nie mogłem zrozumieć, dlaczego zawody zakończyły się po 21. biegu. Gdybym wybrał się do Niemiec, jak to uczyniła spora liczba kibiców, czułbym się oszukany. W końcu Warszawa i największy cios dla tej dyscypliny. Nie nakazuję żużlowcom jeździć na super ciężkich nawierzchniach, gdzie nie da się wyłamać motocykla i trzeba jechać spacerkiem. Ale w Warszawie, czy Gustrow zawodnicy jeździli płynnie, bez problemów składali się w łukach i walczyli na trasie w kontakcie. Nagle nie są w stanie w ogóle jechać. Sorry, ale ja tego nie kupuję. Skoro warunki są trudniejsze, to trzeba zastosować inną technikę i strategię jazdy. Nie kto inny, jak najlepsi zawodnicy powinni dać sobie z tym radę. Tymczasem im dłużej na to wszystko patrzę, to stwierdzam, że największymi baletnicami są gwiazdy. Buntują pozostałych i rządzą parkingiem. Niejednokrotnie na łamach SF pisałem relacje z zawodów, na których nieznani zawodnicy startowali w bardzo trudnych warunkach w niższych ligach w Anglii, Szwecji, Danii, czy na Węgrzech i potrafili odjechać zawody.

Największe zdziwienie, jakie mnie ogarnęło na żużlowych stadionach świata było przy okazji zawodów w duńskim Slangerup. Po ulewie tor był w rozsypce i nie nadawał się do jazdy. Kreatywni Duńczycy zamówili koparkę, która nabierała z przystadionowej skarpy ziemię wraz z wydartymi korzeniami i rozsypywała na tor. Następnie obsługa toru równała nawierzchnię i usuwała wystające korzenie. Mimo wielu zabiegów powstały niebezpieczne hałdy zwykłej ziemi, na której żużlowiec łapał zupełnie inną przyczepność. Całe zawody, to była jedna wielka walka z torem. Żużlowcy nie łamali motocykla w łuku i ostrożnie przejeżdżali wiraże na dwa koła. Wśród nich był największy buntownik z minionej soboty - Nicki Pedersen. Duńczyk w trakcie zawodów leżał, ale ani mu w głowie było protestować. Twardo zakładał kask i wyjeżdżał do następnych biegów. W niedawnym telewizyjnym reportażu Nicki chwalił się, że był jedynym zawodnikiem, który chciał jechać w trudnych warunkach podczas pierwszego historycznego Grand Prix na sztucznym torze w Berlinie w 2001 roku. Runda w Berlinie ostatecznie pojechała, czyżby już wtedy młody Nicki ustawiał parking?
Rozsypywana ziemia z korzeniami w Slangerup Rozsypywana ziemia z korzeniami w Slangerup
Pedersen to kolejny dowód na to, że zawodnik z biegiem lat robi się coraz bardziej wybredny. Tak jest niemal w każdym przypadku. Wygląda na to, że głośny Duńczyk, który w stawce SGP jest najstarszy po Gregu Hancocku będzie w tegorocznym cyklu ustawiał towarzystwo. W latach 90-tych w tej roli występował jego rodak Hans Nielsen. Na pamiętnych zawodach we Wrocławiu w 1997 roku, które rozegrały się na trudnym, mokrym i dziurawym torze, to właśnie Hans był głównym hamulcowym. Wtedy we Wrocławiu na wysokości zadania stanął nasz ówczesny lider reprezantacji Tomasz Gollob. W próbnych startach pojechał na pełnym gazie, udowodnił, że można dynamicznie jechać i składać się w łuk. W parkingu przekonywał zawodników, że można jeździć. Zaś z murawy uspokajał kibiców, że zawody na pewno pojadą.

Wszystko trwało około dwóch godzin. Ale dzięki Gollobowi publiczność zniosła zniecierpliwienie. W Warszawie Gollob odszedł na emeryturę, a po nim nie mamy mentalnego lidera z charyzmą. Nie jest nim ani Hampel, ani Kasprzak. Aktualny wicemistrz świata już w piątek siał panikę do mediów o bojkocie. Za takie zachowanie należała się Kasprzakowi od prezesa Witkowskiego niezła bura. Toć nawet Duńczyk Nicki Pedersen tonował nastroje i uspokajał, że organizatorzy na pewno dadzą sobie radę i sobotnie zawody pojadą zgodnie z planem. Kasprzak powinien sobie uświadomić, że bycie liderem polskiego żużla, nie polega wyłącznie na okazji do porobienia sobie wspólnych fotek z celebrytami na styczniowym plebiscytowym raucie w Warszawie.

Jak nie, to nie…

Marek Cieślak ma rację. Zawody w Warszawie należało dokończyć. Odpowiedzialność za to powinni wziąć na swoje barki Hampel i Kasprzak. Nie zrobili tego. Taki ich urok. Dzisiejszy gwiazdor myśli wyłącznie rachunkiem własnych zysków i strat. W sobotę obliczenia były proste: początek sezonu, a więc nie ma sensu narażać kości. Zawiódł sędzia, który nie potrafił zapanować nad zawodami, a także nowy dyrektor cyklu, Brytyjczyk Phil Morris. Były menedżer Brummies, to naprawdę miły i sympatyczny gość, ale mam poważne wątpliwości, czy starcza mu autorytetu i silnej ręki, aby zarządzać towarzystwem. Być może na to stanowisko trzeba byłego zawodnika z większą renomą. W Warszawie obecny był rodak buntownika Nickiego Pedersena i głównego partacza sobotniej imprezy Ole Olsena - Hans Nielsen. Przyjechał uświetnić pożegnanie Tomka Golloba. W 1988 roku Wielki Hans brał udział w zawodach w Paryżu. Warunki na tym sztucznym torze były fatalne, ale jak powiedział Hans nikt nie myślał o przerwaniu zawodów. - Trzeba było to dokończyć. Przyszło naprawdę wielu kibiców - mówi po latach Nielsen, który w tamtym okresie był u szczytu formy, więc nie w głowie mu były protesty, które uskuteczniał kilka lat później we Wrocławiu.

Nazajutrz Duńczyk był w Krośnie gdzie poprowadził ekipę Słowian w starciu z polską reprezentacją. Niedawno byłem w Krośnie na eliminacjach Złotego Kasku. Czarny żużlowy tor sypał się w oczach. Robiły się groźne wyrwy, dziury i koleiny. Tradycyjnie tworzyły się fale na łukach. Zawodnicy walczyli z motorami w kilkudziesięciometrowych odległościach od siebie. Antypropaganda żużla, aż serce bolało. Jednym ze ścigantów był Dawid Matura. Najsłabszy zawodnik turnieju. W każdym biegu przyjeżdżał daleko za rywalami prezentując słabe umiejętności. Ale wyjechał do każdego wyścigu i każdy ukończył na mecie. - Sportowiec powinien wykazywać się ambicją - mówi Matura. Gwiazdy po nauki do Dawida?

Jestem maniakiem tego sportu i pewnie nim pozostanę, ale bez ściemy napiszę, że po tym wszystkim, co teraz się dzieje, mam wrażenie, że jadąc na zawody nie wiem, czy je obejrzę do końca tylko i wyłącznie dlatego, że zrobią się ze dwie koleiny i gwiazdom nie będzie się chciało ryzykować, bo stwierdzą jak Emil Sajfutdinow w telewizyjnym komentarzu: jak nie, to nie...

Grzegorz Drozd

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×