Jarosław Dymek: Decyzję podjąłem we wtorek

PGE Stal Rzeszów przegrała mecz w Gorzowie 35:55. Do udanych więc nie może zaliczyć pierwszego spotkania nowy kierownik Żurawi - Jarosław Dymek.

PGE Stal Rzeszów przystąpiła do meczu z MONEYmakesMONEY.pl Stalą Gorzów z nowym kierownikiem drużyny - Jarosławem Dymekiem. Były współpracownik Włókniarza Częstochowa po nieuzyskaniu przez klub spod Jasnej Góry licencji na starty w jakiekolwiek lidze żużlowej w Polsce musiał szukać nowego pracodawcy. Chwilowo związał się z teamem Artioma Łaguty. Jednak tuż przed meczem dwóch Stali okazało się, że Dymek zdecydował się na współpracę z Żurawiami.
[ad=rectangle]
Z Częstochowy do Rzeszowa jest przeszło 300 kilometrów, więc niemało. Czy odległość od domu i wcześniej podjęta współpraca z zawodnikiem nie przeszkadzały w podjęciu się roli kierownika drużyny w stolicy Podkarpacia? - Decyzja zapadła we wtorek. Wcześniej pracowałem w tym sezonie z Artiomem Łagutą, a do Bydgoszczy mam zdecydowanie dalej niż do Rzeszowa (śmiech). Jeżdżąc z tymże zawodnikiem podróżowało się po całej Europie. Słowenia, Francja i tak dalej, także kilometrów się nie boję. Lubię jeździć samochodem, bardzo, tylko szkoda teraz, że te przepisy tak zmienili i muszę się pilnować, bo trzeba przyznać, że nogę mam ciężką (śmiech). Ale co tam! Droga do Rzeszowa jest przyjemna, praktycznie po 50 kilometrach mamy autostradę, także na odległości nie ma co narzekać - skomentował rozbawiony Dymek.

Radość tę zakłóciła na pewno przegrana PGE Stali na Stadionie im. Edwarda Jancarza w Gorzowie Wlkp., gdzie Żurawie uległy Stalowcom różnicą aż 20 punktów. Zdaniem Dymka, co spowodowało takie rozmiary porażki jego podopiecznych? - Było trochę problemów w drużynie, nie wszyscy zapunktowali tak, jak można było tego oczekiwać. Gorzów na pewno chciał się odbudować, bo wiemy, że sytuacja w tabeli mistrzów Polski była naprawdę bardzo trudna i widać było pełną mobilizację. My liczyliśmy na pewno na to, że napsujemy gospodarzom trochę więcej krwi niż napsuliśmy. Pierwsza faza zawodów jeszcze jakoś to wyglądało, a później dla nas niestety gorzowianie odskoczyli i wygrali dosyć pewnie - odpowiedział.

Na torze przy Śląskiej wydarzyło się jednak kilka nieprzyjemnych sytuacji. Nie brakowało jazdy na łokcie ze strony Petera Kildemanda, a trener Janusz Ślączka opowiadał o zgrzycie między Matejem Zagarem a Krystianem Rempałą. Jak skomentował to zajście świeżo upieczony kierownik? - Akurat tego zajścia nie widziałem, ale dostałem zaraz komunikat i przekazałem tę informacje sędziemu - powiedział.

Zawody w Gorzowie Wielkopolskim toczyły się w niezłym tempie pomimo kilku sytuacji, w których trzeba było powtarzać biegi. W biegu 14., kiedy losy pojedynku były już rozstrzygnięte groźnie wyglądający upadek zanotował Karol Baran. Jak czuje się zawodnik rzeszowskiej Stali i co spowodowało ten nieprzyjemny incydent? - Z Karolem jest okej. Poobijał się, ale jest żywy, cały i zdrowy. Doszło do karambolu w ferworze walki i trzeba się teraz tylko cieszyć, że Karol jest w jednym kawałku, bo zdrowie jest najważniejsze - wyjaśnił Dymek.

Ostatnio jednak na żużlowych torach coraz więcej upadków, kończących się niejednokrotnie kontuzjami zawodników. W zeszłych sezonach zawodnicy skłonni byli zrzucać odpowiedzialność na nieprzelotowe tłumiki, jednak od tego sezonu jeżdżą już na nowej konstrukcji wydechów przelotowych. Co więc może być przyczyną takiej plagi upadków? - Nie mam jakiejś wyszukanej koncepcji. Każdy chce jechać jak najlepiej i walczy o dogodną pozycję, a na torze jest rywalizacja ostra. Czterech zawodników, każdy chce zwyciężyć. Prędkość, mało miejsca i upadki się zdarzają. Oby jednak było ich jak najmniej - zakończył z nadzieją.

[b]Skrót meczu MONEYmakesMONEY.pl Stal Gorzów - PGE Stal Rzeszów

[/b]

Źródło artykułu: