W 13. wyścigu meczu Łączyńscy-Carbon Start Gniezno - Orzeł Łódź, Borys Miturski nie opanował swojego motocykla i z wielkim impetem uderzył w nawierzchnię. Jakub Jamróg zrobił wszystko, by uniknąć zahaczenia kolegi z drużyny. Wychowankowi Unii Tarnów ta sztuka się udała, jednak sam nabawił się groźnego urazu.
[ad=rectangle]
- Nie mam żalu do Borysa o to, co się stało. To efekt walki zawodnika o skład. Zdawał sobie sprawę, że jak zawiedzie, to w następnym meczu już pewnie nie pojedzie. Trochę poniosła go fantazja, ale jestem w stanie to zrozumieć. Ogólnie jestem zły, bo była forma i był super silnik. Teraz trzeba będzie od początku budować jedno i drugie. Z samopoczuciem fizycznym nie jest najgorzej, choć oczywiście boli nie tylko ręka i noga, ale również mocno obtarta szyja. Uderzyłem z całą siłą o bandę prawą ręką i nogą. Dobrze, że to się tak skończyło. Podczas upadku urwałem manetkę gazu i stąd silnik cały czas pracował na obrotach. Do tego jeszcze uciekło nam pewne zwycięstwo. Szkoda - powiedział Jamróg na łamach orzel.lodz.pl.
U 24-latka stwierdzono trzy złamane kości śródstopia i jedną dłoni. Jamróg przejdzie operację w prywatnej klinice w Krakowie. Gdyby zawodnik zdecydował się na zabieg w NFZ, to szanse powrotu na tor w bieżącym sezonie byłyby bardzo małe. Prywatna operacja to spory wydatek, lecz dzięki niej Jamróg będzie mógł szybciej pojawić się na żużlowym torze.
źródło: orzel.lodz.pl
[b]Start - Orzeł: Karambol Jamroga i Miturskiego
{"id":"","title":""}
[/b]