Kacper Gomólski za spowodowanie upadku Piotra Pawlickiego otrzymał czerwoną kartkę, która wykluczyła go do końca spotkania pomiędzy KS Toruń a Fogo Unią Leszno. Konsekwencją czerwonej kartki będzie również absencja w meczu rewanżowym na torze leszczyńskich Byków. I właśnie z tą konsekwencją zawodnik Aniołów nie może się pogodzić. Złożył nawet odwołanie do Speedway Ekstraligi, ale nic ono nie dało. Łukasz Szmit jasno dał do zrozumienia, że czerwona kartka to zdarzenie na torze, od którego nie ma odwołania.
[ad=rectangle]
Za co kochamy żużel? Każdy z nas może sobie na to pytanie odpowiedzieć. Ja między innymi za to, że jest jedną z najbardziej nieprzewidywalnych dyscyplin sportu. Kto poza kibicami z Torunia przewidywał, że Anioły po serii nieudanych spotkań będą w stanie się podnieść i nawiązać walkę z faworyzowaną Unią? Niewielu. To oczywiście prawda, że tor był inny niż zazwyczaj i mógł zaskoczyć gości. To prawda, że Adam Skórnicki w kilku przypadkach mógł podjąć inne decyzje taktyczne (być może przyniosłyby lepszy efekt). Ale z drugiej strony jest niesłuszna moim zdaniem kartka dla Gomólskiego. Nie dowiemy się, ile punktów uciekło przez tę błędną decyzję sędziego gospodarzom.
Fogo Unia Leszno była i jest faworytem tego dwumeczu. Ale KS Toruń nadal zachowuje realne szanse na awans do finału. Szanse te zostały zmniejszone, bo Gomólski w rewanżu nie pojedzie. Ktoś powie, że to mała strata, bo w tym sezonie spisuje się poniżej oczekiwań. To prawda, ale w sezonie 2014 do orłów w lidze również nie należał, a na torze w Lesznie uzyskał wynik 9+2 w czterech startach! Jeżeli Unia Leszno ma awansować do finału, to dla całej ligi dobrze byłoby, aby to spotkanie wygrała wysoko, nie pozostawiając złudzeń, kto powinien walczyć o złoto. Dlaczego? Bo już widzę te wszystkie wyliczenia, co byłoby, gdyby pojechał w rewanżu Gomólski. I co najgorsze - każda z osób robiąca takie wyliczenia będzie miała rację.
Czerwona kartka to narzędzie słuszne, bo brutalna jazda na torze powinna być skutecznie eliminowana. Problem w tym, że polscy sędziowie kompletnie nie potrafią z tego narzędzia korzystać. O ile z wykluczeniem Gomólskiego można się zgodzić, o tyle z czerwoną kartką już nie. Nie przekonuje mnie tłumaczenie i porównanie do sytuacji w piłce nożnej, w której nigdy nie powtórzono meczu i nie przyznano racji odwołaniom, w których podważano, że bramka nie została zdobyta prawidłowo. Kacper Gomólski nie chce powtórzenia meczu w Toruniu. Chce, żeby niesłuszna decyzja sędziego nie eliminowała go z rewanżu. Właściwe w tym momencie byłoby inne odniesienie do piłki nożnej. Zawodnik otrzymuje czerwoną kartkę i jest zdjęty z boiska. Jego zespół mógł wygrać, ale remisuje. Zawodnik odwołuje się i nie chce powtórzenia meczu, ale nie nakładania na niego kary absencji w kolejnych spotkaniach, bo decyzja była błędna. W dokładnie takiej samej sytuacji jest Kacper Gomólski. Regulamin Sportu Żużlowego nie przewiduje instytucji odwołania się od czerwonej kartki (niesłusznie). Ale też nie zakazuje nikomu kierowania się zdrowym rozsądkiem. Błędna decyzja sędziego nie tylko może wypaczyć wynik tej rywalizacji, ale także zabić piękno sportu w postaci niespodzianek. Tej cechy, za którą niejeden z nas kocha tę dyscyplinę. Nie zabijajcie tej miłości.
Za to powinno się szkolić i szkolić i szkolić arbitrów. Ci panowie na wieżyczkach mają bardzo odmienne pojęcie o przydzielaniu kolorów.
Ostatni Czytaj całość