Unia Leszno podpisała z władzami BSI umowę do 2012 roku i w tych latach będzie organizatorem Grand Prix. Z kolei Polonia Bydgoszcz posiada umowę do 2010 roku. W ostatnim czasie sporo mówiło się o możliwości porozumienia pomiędzy polskimi klubami, w myśl którego o przydziale organizacji rund Grand Prix decydowałby Polski Związek Motorowy. Jednak w świetle podpisania umowy do 2012 roku przez Unię Leszno ta koncepcja upadła.
Nie od dzisiaj wiadomo, że to właśnie polskie kluby są najlepszymi organizatorami światowych imprez na żużlu. Rundy Grand Prix organizowane w ostatnich sezonach przez Unię Leszno i Polonię Bydgoszcz są tylko tego potwierdzeniem. Do grona organizatorów chcą jednak dołączyć kolejne polskie kluby. Swoje akcesy zgłosiły już ZKŻ Zielona Góra i Stal Gorzów. Jak nieoficjalnie wiadomo, to właśnie Gorzów może mieć szansę organizacji rundy Grand Prix i to już w 2010 roku. Wszystko ma związek z rudną GP w Togliatti. Aby do niej doszło, Rosjanie muszą zmodernizować stadion. Nie ma gwarancji, że zostanie to wykonane w odpowiednim czasie. W tym miejscu otwiera się furtka dla Stali Gorzów. Prezes Stali podkreśla, że Stal jest gotowa do podjęcia się tego wyzwania. - Mamy najważniejszy atut w postaci pięknego stadionu, który na potrzeby imprez międzynarodowych może pomieścić nawet 18 tysięcy widzów. Jesteśmy w stałym kontakcie z władzami BSI. Władze miasta Gorzowa dały nam przyzwolenie na podjęcie wszelkich kroków niezbędnych do przeprowadzenia jednej z rund GP w Gorzowie. Władze deklarują wszelką pomoc w tym zakresie. Mamy również sponsorów, którzy są zainteresowani imprezą takiej rangi w naszym mieście. Wszystko zależy jednak od władz BSI. Długoterminowa umowa Unii Leszno z BSI troszeczkę pokrzyżowała nam plany. Myślę, że źle się stało, iż jakikolwiek klub dostał na tak długo prawo organizacji GP. Nie chodzi mi w tym momencie o działaczy leszczyńskich. Mówię o generalnej zasadzie przydziału organizacji imprez. Nie składamy jednak broni i będziemy walczyć, aby już w 2010 roku zorganizować GP w naszym mieście - powiedział dla SportoweFakty.pl Władysław Komarnicki.