Greg Hancock od początku sezonu mocno walczył o swój drugi z rzędu i czwarty w karierze tytuł mistrza świata. W rewelacyjnej formie był jednak Tai Woffinden i już przed toruńską rundą miał bezpieczną przewagę nad drugim w stawce Amerykaninem. Hancock, w przeciwieństwie do swojego młodszego kolegi, awansował do półfinału i miał szansę aby zniwelować straty do Woffindena. "Grin" dojechał jednak do mety na czwartym miejscu i z tytułu mógł cieszyć się Brytyjczyk.
- Tai był w tym roku całkowicie niezwyciężony, ja osobiście nie potrafiłem znaleźć na niego recepty. Właściwie już na początku roku zdominował rozgrywki i już wtedy pozamiatał. Całą brudną robotę wykonał w pierwszej części sezonu i jedyne co mu pozostało, to utrzymać formę. W jego przypadku wyglądało to tak, jakby to była prościzna - opowiadał po zawodach Hancock.
Dla Woffindena to drugi w karierze tytuł. Pierwszy zdobył w 2013 roku, ale rok później nie stanął nawet na podium. - Chłopak wziął się do ciężkiej pracy po poprzednim sezonie, w którym nie osiągnął założonych celów. Widać było w jego działaniach ogromną determinację. Każdy z nas ciężko nad sobą pracuje, ale tak jak mówiłem, on całkowicie wymiótł konkurencję. Szybko umocnił się na czele i dał nam jasny sygnał, że chce tego tytułu - wyjaśnił Amerykanin.
Przed Hancockiem jest jeszcze jedna emocjonująca runda. Kiepskim występem w Toruniu skomplikował on swoją sytuację. Nie tylko stracił szansę na dogonienie Woffindena, ale uszczuplił też przewagę nad Nickim Pedersenem, który wygrał na Motoarenie i odrobił do Hancocka 11 punktów. - Za każdym razem daję z siebie wszystko i chcę zaprezentować najwyższy możliwy poziom. Nie gonię już Taia w walce o mistrzostwo, ale miejsce na drugim stopniu podium to super sprawa i wciąż mam pracę do wykonania. Nicki ciągle był za moimi plecami i cały czas go czuję. Kiepsko się czuję z tym, że nie wszystko poszło tak, jak powinno. Obaj chcemy srebrnego medalu i w Melbourne czeka nas ekscytująca rywalizacja - zapowiedział Hancock.
Ostatnie tegoroczne Grand Prix rozegrane zostanie na Antypodach. Pierwszy i jak dotąd ostatni turniej cyklu w Australii odbył się w 2002 roku i jego zwycięzcą był właśnie amerykański żużlowiec. - Każde Grand Prix jest tym, które zawodnik chce wygrać, ale odkrywanie nowych miejsc zawsze jest ekscytujące. Australia będzie dla nas pewnym wyzwaniem, bo nie wiadomo czego tak naprawdę się spodziewać. To będzie tor jednodniowy i wszystko może się zdarzyć. Nie ma możliwości żeby cokolwiek przewidzieć - zakończył Greg Hancock.