Szymon Woźniak będzie przez najbliższe dwa lata reprezentował barwy Betardu Sparty Wrocław. Zawodnik podpisał z klubem list intencyjny, choć pierwotnie profil społecznościowy wrocławskiego zespołu poinformował o kontrakcie. Nie ma znaczenia, co podpisano. Wersje dokumentu powinny być dwie (jeżeli klub wrocławski prowadzony jest profesjonalnie, a zakładamy, że tak jest). Jedna to list intencyjny na wypadek gdyby Speedway Ekstraliga chciała skontrolować co tak naprawdę podpisano, druga to kontrakt z datą 19 grudnia na wypadek, gdyby zawodnikowi przyszło do głowy negocjować warunki startów w innym klubie, a historia zna takie przypadki. Właśnie dlatego, że w przeszłości pojawili się zawodnicy, którzy nie zamierzali dotrzymać słowa danego klubowi, wymyślono rozwiązanie z kontraktem mającym właściwą datę i z tego dokumentu nikt nie jest w stanie się wycofać.
Sytuacja z Szymonem Woźniakiem po raz kolejny pokazała jedną z fikcji obowiązujących w polskim żużlu. Ta fikcja to zakaz podpisywania kontraktów przed sezonem w terminie innym niż pomiędzy 19 grudnia a 31 stycznia. Regulamin Przynależności Klubowej przed sezonem dopuszcza bowiem możliwość kontraktowania zawodników jedynie w tym okresie. Tylko naiwniacy wierzą jednak, że negocjacje z żużlowcami nie są prowadzone już długo wcześniej i równie wcześnie podpisywane są stosowne umowy. Nie trafia do mnie argument, że rozmowy kontraktowe z zawodnikiem w trakcie sezonu są niemoralne, bo mogą źle wpłynąć na postawę zawodnika. Po pierwsze to sprawa normalna w innych dyscyplinach, że kluby i zawodnicy informują długo wcześniej, że dojdzie po sezonie do zmiany barw klubowych. Nie trzeba szukać długo takiego przykładu. Jest nim Robert Lewandowski, którego przejście do Bayernu Monachium zapowiedziano jeszcze w czasie, gdy grał w koszulce Borussii Dortmund. I nic nie stało na przeszkodzie, żeby do końca sezonu grał na najwyższych obrotach. Nie trafia do mnie argument, że żużel to sport specyficzny. Realia są takie same. Jeżeli jakiś klub decyduje się na wcześniejsze rozmowy z zawodnikiem, a zawodnik się na to godzi, to już ma sygnał, że tak samo może zostać potraktowany w przyszłości.
Listy intencyjne należy zatem czym prędzej wyrzucić do kosza i przestać się oszukiwać, że coś tam podpisujemy w przypadku klubu, albo że jesteśmy do wzięcia w przypadku zawodnika. Inna sprawa jest taka, że sposób prezentacji zawodników zakontraktowanych przez klub pozostawia wiele do życzenia.
Listy intencyjne do kosza
Kluby nagminnie łamią zasady Regulaminu Przynależności Klubowej w Sporcie Żużlowym. To jedna z wielu fikcji funkcjonujących w tej dyscyplinie.
Każdy przed zmianą pracy już w trakcie bieżącej pracy myśli o innej pracy i w bieżącej pracy wie już jakie warunki będą w nowej pracy .
Nie każdy jest posłem
Sezon NBA rusza jes Czytaj całość