W wyścigu numer osiem Nicki Pedersen przyblokował Sama Mastersa. Australijczyk miał pretensje do Duńczyka o zbyt ostrą jazdę i po zakończeniu biegu podjechał do "Powera". Przy wjeździe do parku maszyn obaj żużlowcy ponownie się starli i doszło do szamotaniny, w wyniku której uderzony został mechanik Pedersena - Marek Hućko.
Masters otrzymał grzywnę w wysokości 1200 dolarów za incydent z udziałem Pedersena. - Jestem zły na siebie. Przepraszam za swoje zachowanie. Byłem już w połowie drogi do parku maszyn i wtedy zrozumiałem, że zrobiłem z siebie głupka. To było głupie zachowanie, ale to już przeszłość. Po prostu Nicki jest twardo jeżdżącym zawodnikiem. Każdy to wie. Starałem się postawić jego w mojej pozycji, co by było gdyby ktoś go wcisnął w bandę. Dyskutowaliśmy na torze i nie zgodziliśmy się ze sobą. Wtedy jego mechanik włączył się do tego wszystkiego, co mi się nie spodobało. Nie mam problemu z Nickim, ale najwyraźniej jego mechanik ma problem ze mną - stwierdził australijski żużlowiec.
W obronie swojego mechanika stanął za to Pedersen. - Marek powiedział do niego, by się nieco uspokoił. To wszystko. On nie zna najlepiej angielskiego, więc nie powiedział jakichś niewłaściwych słów. Nie mam zamiaru nikogo denerwować. Po prostu niektórzy muszą trochę dorosnąć. W Grand Prix nikt nie jedzie ostrzej niż reszta stawki. Każdy walczy o mistrzostwo i nie zrobiłem nic złego w sobotę. Cieszę się, że pomimo tych wydarzeń, udało mi się zachować spokój w parku maszyn. Niektórzy zachowali się jak pirima donna i uważali, że mogą robić co im się podoba. Jury FIM zainterweniowało w tej sprawie i pozostawię to w ich rękach - powiedział Pedersen.