Stanisław Chomski: Jako środowisko jesteśmy słabi

Stanisław Chomski uważa, że błędem władz polskiego żużla i Ekstraligi jest to, że nie przyjęto do najwyższej klasy rozgrywek Lokomotivu Daugavpils. - Mamy w zasadzie do czynienia z zamknięciem ligi - zauważa.

Michał Wachowski
Michał Wachowski

WP SportoweFakty: Czy zakończony sezon Ekstraligi, biorąc pod uwagę zarówno względy sportowe, jak organizacyjno-finansowe, był rzeczywiście lepszy od poprzedniego?

Stanisław Chomski: Chyba można się z tym zgodzić. Nie mieliśmy chociażby takich kłopotów, jakie rok wcześniej dotknęły kluby z Gdańska i Częstochowy. Tam skończyło się to nie tylko spadkiem z ligi. Sytuacja organizacyjno-finansowa była na tyle trudna, że trzeba było założyć nowe stowarzyszenia. Wybrzeże sobie w miarę dobrze poradziło i zdołało nawet awansować. Co innego Włókniarz, który dopiero w najbliższym sezonie wróci do zmagań ligowych. W tym roku było pod tym względem nieco lepiej. Dopiero po zakończeniu rozgrywek dowiedzieliśmy się o problemach, jakie dotknęły klub z Rzeszowa. W sezonie nie było tego widać. Drużyna z dość bezpieczną przewagą się utrzymała, pokazywała się z dobrej strony na własnym torze, a dobrze prezentowali się także miejscowi zawodnicy i wschodzący talent, jakim jest młodzieżowiec - Krystian Rempała. Za pozytywną można też uznać obecność w Ekstralidze GKM-u Grudziądz. Drużyna ta zajęła ostatnie miejsce, ale nie spadła z kretesem, a w wielu meczach u siebie pokazała się z naprawdę dobrej strony. Tor był jej dużym atutem, a o tym, jak trudno jest wygrać w Grudziądzu przekonało się kilka mocnych zespołów.

Zgodzi się pan, że był to sezon pełen niespodzianek?

- Na pewno tak. Niewielu spodziewało się, że w pierwszej czwórce znajdzie się miejsce dla Sparty. Wrocławianie wykorzystali terminarz i fakt, że wszystkie mecze u siebie odjechali już w pierwszej rundzie. Rozgrywki były na pewno ciekawe, a największym zaskoczeniem była prawdopodobnie postawa dotychczasowego mistrza, czyli Stali Gorzów. Drużyna ta pechowo zaczęła sezon i ostatecznie nie zdołała dogonić czołówki, awansując do play-offów. Pecha jeśli chodzi o liczbę kontuzji miał poza tym Falubaz. Żużel i samo życie bywa brutalne. Sezon weryfikuje plany i często przekonujemy się o tym, że o wyniku decydują nie tylko umiejętności, ale i szczęście.

Czy zaskoczyło pana to, jak zakończyła się walka o medale?

- Jeśli chodzi o play-offy, ich ostateczny skład był dość niespodziewany. Mistrzem została co prawda Unia Leszno, którą już wcześniej widziano w roli faworyta. Obecność na podium Sparty i tarnowskiej Unii można uznać jednak za niespodziankę. Minusem jest na pewno styl, w jakim walkę o brązowy medal przegrali torunianie. Miniony sezon można zaliczyć na plus, ale są rzeczy, które rzucają się cieniem na całą dyscyplinę i niestety nie mamy na to żadnego wpływu. Mam tu na myśli choćby dramat, jaki spotkał w tym roku Darcy'ego Warda.

Pomimo wygrania Nice PLŻ w najwyższej klasie rozgrywek nie pojedzie Lokomotiv. Czy można powiedzieć, że mamy już do czynienia z zamknięciem Ekstraligi?

- Największym problemem naszego środowiska jest właśnie to, że nie potrafimy stworzyć takich regulacji, by przy osadzie lig zwyciężał sport. Lokomotiv pokazał dojrzałość organizacyjną oraz sportową i wygrał rozgrywki na zapleczu Ekstraligi. Szkoda, że nie nadążyły za tym regulacje regulaminowe. Można powiedzieć, że Łotysze zdawali sobie sprawę z tego, co ich czeka po wywalczeniu awansu, ale oczekiwałbym, że władze żużla będą na taką sytuację gotowe. Lokomotiv powinny obowiązywać w najwyższej klasie rozgrywek takie same reguły jak w Nice PLŻ. Gdyby mogli startować w Ekstralidze, jeżdżąc u siebie w Daugavpils, rozgrywki nabrałyby dodatkowego kolorytu i byłyby jeszcze bardziej ciekawe. Odmawiając im jazdy w najwyższej klasie rozgrywek tak naprawdę zrobiliśmy krok w tył.

Zamiast tego w najwyższej klasie rozgrywek zobaczymy ponownie GKM, a także KS ROW Rybnik.

- Nie chcę ujmować niczego rybniczanom, bo przez cały sezon chcieli mocno awansować. Zobaczmy jednak, który w hierarchii zespół otrzymał zaproszenie do rozgrywek. Mamy w zasadzie do czynienia ze wspomnianym zamknięciem Ekstraligi. Jeśli chodzi o GKM Grudziądz, to ten klub już dużo wcześniej musiał przeczuwać, że otrzyma ponowne zaproszenie. Zaraz po sezonie przedłużył umowy ze swoimi zawodnikami, a teraz, w grudniu, dodatkowo wzmocnił jeszcze swój skład. Nie mam o to żadnych pretensji do GKM-u, ale fakt, że w Ekstralidze nie zobaczymy drużyn, które jechały w finale Nice PLŻ świadczy o tym, że jako środowisko jesteśmy słabi. Jesteśmy na przełomie nowego roku, a w naszym żużlu jest nadal wiele niewiadomych. Dopiero teraz dowiedzieliśmy się o kształcie I ligi, a niektóre kluby wciąż walką o licencję. Nie znamy też terminarzy rozgrywek, mimo że kalendarz FIM został ogłoszony już kilka tygodni temu. To nie ułatwia nam jako klubom zadania.

Jak pana zdaniem wyglądać będzie najbliższy sezon Ekstraligi? Podziela pan opinię, że sześć klubów będzie aspirować do play-offów, a dwa pozostałe - KS ROW i GKM - do utrzymania?

- Tak mówi teoria, ale w praktyce może być różnie. W ostatnim sezonie przekonaliśmy się o tym na przykładzie Sparty i Unii Tarnów, czyli drużyn, których nie widziano początkowo w walce o medale. Nie skreślałbym GKM-u i KS ROW-u. W przypadku grudziądzan na pewno zaowocuje doświadczenie ekstraligowe, jakie zdobyli w minionym sezonie. U siebie będą trudni do pokonania, a jeśli pozyskają do tego wartościowego juniora, mogą zrobić dobry wynik. Spodziewam się poza tym, że dużym atutem rybniczan będzie ich tor, który dla wielu zawodników ze światowej czołówki jest przecież niewiadomą. Jeżeli dobrze będą spisywać się liderzy, a poziom utrzymają obiecujący juniorzy z Kacprem Woryną na czele, to beniaminek namiesza w Ekstralidze.

A kto pana zdaniem - nie licząc gorzowskiej Stali - dokonał największych wzmocnień kadrowych?

- Najmocniej wzmocnił się moim zdaniem KS Toruń. Istotne jest przede wszystkim pozyskanie Martina Vaculika. To jeden z najlepszych zawodników w naszej lidze, będący gwarantem wysokich zdobyczy punktowych. Pozytywnie oceniam też pozyskanie Grega Hancocka. Można mówić, że Amerykanin ma już swoje lata, ale po jego postawie i jeździe na torze naprawdę tego nie widać. Wokół Hancocka wytwarza się zawsze fajny klimat i będzie atutem dla tej drużyny. Powiedziałbym, że wzmocnienia, jakich dokonali torunianie wydają się być najbardziej produktywne. Inne kluby jednak także nie próżnowały. Ciekawy skład zbudowano w Zielonej Górze, która będzie liczyć się w walce o medale. Mimo dość zaskakującej straty braci Pawlickich, mocna powinna być również Unia Leszno. Peter Kildemand, którego pozyskano, na pewno nie będzie osłabieniem tego zespołu.

Rozmawiał Michał Wachowski

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy zgadzasz się z oceną Stanisława Chomskiego?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×