Przypomnijmy, że 18 kwietnia 2015 roku zaplanowano Speedway Grand Prix Polski w Warszawie. Zawody zapowiadane jako wielkie święto dla kibiców sportu żużlowego, zakończyły się organizacyjną kompromitacją. Podczas turnieju przestała działać maszyna startowa, a ponadto zawodnicy kwestionowali sposób przygotowania toru. Ostatecznie zmagania przerwano po trzech seriach startów i zaliczono uzyskane wcześniej wyniki, które dały zwycięstwo Matejowi Zagarowi. Po zawodach w obecności garstki kibiców pożegnano Tomasza Golloba, choć i to wydarzenie miało mieć odpowiednią oprawę.
Turniej uznano za odbyty i podkreślano, że nie ma podstaw do zwrotu kosztów zakupu biletów. Takie rozwiązanie nie zadowoliło wszystkich kibiców. Część z nich za pośrednictwem kancelarii prawnych zaczęła dochodzić swoich praw. Domagała się nie tylko zwrotu kosztów zakupu biletu, ale także transportu i noclegu w Warszawie uznając, że była zapraszana na zawody, które miały mieć inny przebieg. Jak się okazuje, część pozwów została uznana i wydano w nich nakazy zapłaty. Polski Związek Motorowy postanowił się jednak odwołać od tej decyzji sądu. - W kilku sprawach sąd wydał nakazy zapłaty na łączną sumę kilku tysięcy złotych. Zostały one zaskarżone przez Polski Związek Motorowy. Na 10 lutego wyznaczono termin rozprawy w celu przeprowadzenia postępowania dowodowego - powiedział mecenas Mateusz Klejborowski, wspólnik Kancelarii Radców Prawnych Klejborowski/Bernaciak s.c. z Gniezna.
Co ciekawe, niektóre pozwy opiewają nawet na kilka tysięcy złotych. - Złożyliśmy jedynie pozwy indywidualne. Najwyższy z nich opiewa na kilka tysięcy złotych. Ma to związek z tym, ze nasz klient jest obcokrajowcem. W jego przypadku doszły koszty przelotu samolotem i noclegu w hotelu w Warszawie - dodał Klejborowski.
Polski Związek Motorowy nie poczuwa się do winy w tej sprawie. - PZM uważa, że zawody zostały zorganizowane w sposób prawidłowy, a zarzuty dotyczące jakości nawierzchni toru kwituje w ten sposób, że do zbudowania toru zatrudnił podmiot trzeci, tj. firmę Ole Olsena. Taka argumentacja jest jednak niezasadna z tego względu, że organizatorem turnieju był PZM i to PZM sprzedawał kibicom bilety, a zatem zgodnie z przepisami Kodeksu cywilnego ponosi odpowiedzialność za wszystkie podmioty z którymi współpracował przy organizacji turnieju. PZM przedłożył też wiele dokumentów w języku angielskim, do których nie dołączono tłumaczenia, co prawdopodobnie ma na celu jedynie wydłużenie procesu - zakończył Mateusz Klejborowski.