Gomólski był jedną z najbardziej aktywnych osób w toruńskim parku maszyn. 23-latek kipiał energią zarówno na torze, jak i w czasie gdy miał chwilę na oddech. - Na śniadanie zjadłem owsianeczkę z owocami i orzechami, więc energia musi być - mówił wyraźnie zadowolony zawodnik.
"Ginger" jako pierwszy wyjechał w piątek na tor. Po chwili na złapanie pewności siebie, odkręcił manetkę gazu do końca, co nieczęsto zdarza się podczas pierwszych próbnych okrążeń. - Pierwsze półtora okrążenia zrobiłem powolutku, bo mam nowe kierownice i nie czułem się jeszcze zbyt pewnie. Wiadomo jednak, że motocykl najlepiej sprawdza się, gdy jedzie się na pełnym gazie. Co roku robię tak, że maksimum dwa okrążenia robię na wyczucie, a potem odkręcam gaz do końca. Przerwa była długa, ale dla mnie to bez znaczenia - wyjaśnił.
Zawodnik Aniołów często wdawał się w dyskusje ze swoimi nowymi kolegami, Martinem Vaculikiem i Norbertem Krakowiakiem. - Z chłopakami właściwie nie trzeba było się poznawać, bo z Martinem jeździłem w Tarnowie i teraz znów trafiliśmy do jednego klubu. Bardzo mnie to cieszy i mam nadzieję, że jego obecnośc pomoże mi w osiąganiu lepszych rezultatów. Norberta z kolei znam od bardzo dawna, bo nawet jak ja jeszcze w szkółce jeździłem, to on gdzieś tam latał po parkingu. Myślę, że będzie dobrym drugim, obok Pawła, młodzieżowcem. Wiadomo, to jest jego walka, a ja muszę się skupić na sobie, ale sądzę, że to miejsce będzie jego - ocenił Gomólski.
Pierwsze kółka zawodnicy pokonywali w kurzu, bo polewaczka dotarła na stadion dopiero po kilkunastu minutach od rozpoczęcia treningu. - Dostaliśmy informację, że albo czekamy 20 minut, albo wyjeżdżamy od razu na tę suchą nawierzchnię. Jak widać, głód jazdy wygrał, za bardzo nas ciągnęło na tor. Na początku troszkę się kurzyło, ale potem nawet nieco się odsypało i mogliśmy jechać szerzej. Można powiedzieć, że warunki były trochę ligowe - zakończył 23-letni żużlowiec.