Profesor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika krytykuje ograniczenie płac

WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: żużlowiec
WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: żużlowiec

Wprowadzenie ograniczeń zarobków zawodników od dawna budzi kontrowersje. Krytycznie odnoszą się do nich także przedstawiciele świata nauki.

W tym artykule dowiesz się o:

Dr hab. Marek Kolasiński jest profesorem Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Na co dzień zajmuje się m.in. prawem konkurencji i prawem sportowym. Jak odnosi się do przepisów, które dotknęły polskich żużlowców? - Limity wynagrodzeń zawodników stanowią element szerszego zagadnienia, tak zwanej równowagi konkurencyjnej w ligach sportowych. Polscy działacze często powołują się na rozwiązania stosowane w ligach amerykańskich. Rzeczywiście, w Stanach Zjednoczonych przykłada się dużą wagę do tego, by nie powstawały rażące różnice w poziomie sportowym poszczególnych drużyn. Stąd właśnie salary cap (pułap wynagrodzeń) czy draft (sposób doboru nowych graczy do ligi). Próby deformującego przenoszenia tych regulacji na polski grunt, nie zasługują jednak na aprobatę. W salary cap nie chodzi bowiem tylko o to, aby ograniczyć zarobki najlepszych zawodników, ale także, aby zagwarantować ochronę tym słabszym. W salary cap zawsze jest góra i dół. Najlepsi zawodnicy, bez salary cup, zarobiliby zapewne więcej, ale najsłabsi wiele na tym rozwiązaniu zyskują. I co najważniejsze - tego typu ograniczenia muszą zostać zaakceptowane przez związek zawodników. W przeciwnym razie są one nieważne i stanowią naruszenie prawa konkurencji. Związki sportowców potrafią uzyskać dla swych członków wiele korzyści, w zamian za aprobatę dla rozwiązań takich jak salary cup - powiedział Marek Kolasiński.

Jak się okazuje, przepisy obowiązujące w Stanach Zjednoczonych mają swoje odpowiedniki w prawie europejskim. - Unijne prawo konkurencji jest podobne do rozwiązań amerykańskich. Po obu stronach Atlantyku porozumienia ograniczające konkurencję - w szczególności te, które zawierane są między rynkowymi rywalami - uznaje się za zakazane. Właściciele stacji benzynowych nie mogą np. ustalić, że nie będą sprzedawać benzyny taniej niż 6 zł za litr. Orzecznictwo Trybunału Sprawiedliwości dotyczące stosowania prawa konkurencji do sportu jest już bardzo bogate. Najlepiej znanym przykładem jest wyrok w sprawie Bosmana. Na obecnym etapie rozwoju prawa unijnego jest jasne, że wobec klubów i związków sportowych prawo konkurencji znajduje pełne zastosowanie  - wyjaśnił profesor UMK. Uważa on też, że "bardzo wątpliwa jest zgodność z prawem konkurencji regulacji sprowadzających się do ustalenia przez organizatorów rywalizacji, bez aprobaty sportowców, górnego pułapu wynagrodzeń zawodników. Nie chcę wypowiadać się jednoznacznie na temat rozwiązań wykorzystywanych w Ekstralidze, ale pozwolę sobie zwrócić uwagę, że obserwujemy wyraźną tendencję do coraz szerszego stosowania prawa konkurencji do działalności sportowej w Europie".

Działania zmierzające do ograniczania zagrożeń wiążących się z upadłością klubów, czy powstawaniem nadmiernych różnic w sile rywalizujących zespołów powinny być podejmowane z wielką ostrożnością. - Ryzyko prawne jest tu bardzo duże. Skutkiem błędów może być konieczność zapłaty wielomilionowych kar i odszkodowań. Sytuację najsolidniejszych klubów, uczestniczących w ewentualnym porozumieniu ograniczających konkurencję, pogarszałby dodatkowo fakt, że odpowiadałyby one solidarnie z innymi zespołami. Oznacza to, że poszkodowani zawodnicy mogliby zażądać odszkodowań od dowolnie wybranych uczestników takiego porozumienia. Można spodziewać się, że skierowaliby oni swoje roszczenia wobec najsolidniejszych finansowo drużyn - zakończył profesor Marek Kolasiński.

Więcej na temat stosowania prawa konkurencji do sportu można przeczytać na http://harvardjsel.com/

Źródło artykułu: