Od początku kariery młodszego z braci Pawlickich obaj rokrocznie reprezentowali barwy jednego klubu. Po raz pierwszy ich drogi rozeszły się w sezonie 2016, kiedy to starszy z nich - Przemysław przeszedł do Stali Gorzów, a młodszy pozostał w Fogo Unii Leszno. - Chciałbym, żeby on pojechał jak najlepiej i ja też - mówił niedawno "Shamek".
W piątek na Stadionie im. Alfreda Smoczyka w biegu dziewiątym w końcu po raz pierwszy stanęli po przeciwnych stronach. Ostatecznie Piotr musiał uznać wyższość starszego brata. Po raz drugi się nie spotkali, bowiem tylko Przemysław pojechał w biegach nominowanych. Choć obaj wielokrotnie podkreślali, że dla nich to będzie zwykły pojedynek, to dla wielu osób i tak miał on dodatkowy smaczek.
O inauguracyjny spotkaniu PGE Ekstraligi obaj będą chcieli jednak szybko zapomnieć. "Piter" zdobył 4 punkty, a jego brat 5+1. - Pewnie, że troszkę więcej wymagaliśmy od Przemka, ale on się rozkręci. Punktów może nie miał aż tak dużo, ale w kontekście końcowego triumfu każde oczko się liczyło. Szczególnie to z czternastego biegu, gdzie przywieźli z Michaelem Jepsenem Jensenem 4:2 - powiedział po meczu Piotr Paluch, jeden ze szkoleniowców gorzowian.
O ile w Gorzowie w pogotowiu czeka ciągle Bartosz Zmarzlik, tak w Lesznie nie ma mocnego juniora, który mógłby załatać dziurę na tej pozycji po Piotrze Pawlickim. To był właśnie jeden z czynników, który zadecydował o zwycięstwie przyjezdnych. - Nie ma i na pewno nie będzie lekko - przyznaje wprost jeden z leszczyńskich młodzieżowców - Bartosz Smektała.
Obaj bracia szansę na rehabilitację będą mieli już za tydzień. Stal zmierzy się w piątek u siebie z MRGARDEN GKM-em Grudziądz, a Fogo Unia dzień później pojedzie do Tarnowa na pojedynek z tamtejszą Unią.