Duńczyk wywalczył trzynaście punktów, ale wiele z nich musiał wydzierać rywalom na dystansie. Tak było m.in. w pierwszej gonitwie, kiedy nękał atakami Piotra Pawlickiego. Dopiął swego dopiero na ostatnim łuku, dając sygnał, że od początku meczu można ścigać się na całej rozciągłości obiektu w Mościcach. - Miałem kłopoty z porządnym wyjściem spod taśmy. Wybrałem miejsce pomiędzy dwoma koleinami, ale zostałem wybity z równowagi. Czułem jednak, że jestem szybszy od niego. Walczyłem przez cztery okrążenia do ostatnich centymetrów. Trochę zaryzykowałem z tym wyniesieniem się na zewnętrzną już na otwarcie zawodów, ale cały bieg badałem teren. Zdecydowałem się na pójście po szerokiej i akcja się powiodła. To była dobra gonitwa, która utwierdziła mnie w przekonaniu, że mam szybkie motocykle. Przecież później w pokonanym polu zostawiłem jeszcze dwa razy Nickiego Pedersena, co nie zdarza się komuś często jednego dnia - komentował zawodnik gospodarzy.
- Jestem zadowolony ze swojego indywidualnego dorobku. Wiele osób "przejechało" się po nas, kiedy nie wyszedł nam pierwszy mecz w Grudziądzu. Ale my mamy tak naprawdę nową drużynę, która musi się dotrzeć. Zaraz po powrocie na nasz obiekt do Tarnowa poczuliśmy się pewniej. W tej tygodniowej przerwie odbyliśmy dużo rozmów, dyskutowaliśmy o ustawieniach motocykli. Próbowaliśmy odpowiednio zdiagnozować nasze problemy. To się udało, pokazaliśmy, że chcemy i możemy zwyciężać. Podnieśliśmy się, uwierzyliśmy w siebie i z nadziejami spoglądamy w przyszłość - dodawał.
Wynik końcowy 48:42 na korzyść ekipy Pawła Barana sprawia, że o dodatkowe oczko za dwumecz może być niezwykle trudno. - Nie spoglądam na różnicę jaką wygraliśmy. Nie obchodzi mnie to. Pokonaliśmy aktualnego mistrza Polski i zamiast drążyć wszyscy powinni być w Tarnowie z tego powodu szczęśliwi - powiedział bez ogródek.
W sobotę batalia została przełożona ze względu na silne opady deszczu w godzinach późno popołudniowych, ale w niedzielę już nic nie stało na przeszkodzie by skorzystać z terminu rezerwowego. Nawierzchnię udało się nawet doprowadzić do takiego stanu, że była ona atutem tarnowian. - Świetną robotę wykonali toromistrzowie wraz z trenerami ponieważ tor był znakomity. Wreszcie mieliśmy świecące słońce, którego nam tak brakowało w sobotę. Deszcz nas oszczędził prawie przez całe zawody, dopiero na ostatni bieg coś kapnęło. Czyste szaleństwo - oznajmił 28-latek.
W najbliższą niedzielę do Jaskółczego Gniazda pofatyguje się niepokonana po dwóch kolejkach Stal Gorzów. Madsen i spółka znów nie będą faworytami tej konfrontacji. - Jak przystało na Jaskółki trochę jeszcze latamy po wygraniu z Lesznem, ale prawdziwy test nadejdzie w weekend, kiedy sprawdzimy się z Gorzowem. Oni byli górą w starciu z Bykami na ich torze więc wygląda na to, że czeka nas trudniejsze zadanie. Jeśli ich zwyciężymy będziemy mieć świetną sytuację. W tym sporcie potrzeba jednak trochę szczęścia. Duże znaczenie będzie miała też forma w danym dniu. Ale zapewniam, że zrobimy co w naszej mocy, aby wykorzystać swoje szanse w tej potyczce - zakończył jeden z liderów Unii Tarnów.
Zobacz wideo: Tomasz Gollob: Trzeba zrobić miejsce młodym