Podczas pierwszego spotkania Nice Polskiej Ligi Żużlowej Eko-Dir Włókniarza w tym roku, Artur Czaja wypadł najkorzystniej spośród wszystkich zawodników częstochowskiej drużyny. W Pile, gdzie Lwy zostały rozgromione przez tamtejszą Polonię (61:29), "Józek" wywalczył 9 punktów. W kolejnym starciu w Gdańsku z jego strony była już kompletna klapa. Przy jego nazwisku pojawiło się tylko jedno "oczko". - Za bardzo chciałem, niepotrzebnie się "napompowałem" przed meczem - wyjawił w rozmowie z naszym serwisem.
Czaja poprawił sobie jednak nastrój zdobywając w ładnym stylu 10 punktów i 2 bonusy przeciwko KSM-owi Krosno. Z równie chłodną głową chce on podejść do niedzielnego starcia biało-zielonych w Bydgoszczy.
WP SportoweFakty: Odetchnąłeś po tym niedzielnym meczu?
Artur Czaja: Na pewno. Nie mogłem się już doczekać meczu u siebie. Dotąd mieliśmy dwa wyjazdy. Chciałem się odkuć za nieudany występ w Gdańsku. Nie zamierzam się tłumaczyć, wynik był po prostu kiepski, na dodatek zrobiłem pierwszą taśmę w życiu. Cóż, za bardzo chciałem pojechać tam dobrze. Zawsze mi tam dobrze szło i niepotrzebnie się "napompowałem" na dobry rezultat. Wiadomo, jak się za bardzo chce to później nic nie wychodzi. No i mnie wyszło słabo. Trudno. Bardzo się jednak cieszę, że przeciwko KSM-owi Krosno coś ruszyło, choć początek zawodów nie był kolorowy.
ZOBACZ WIDEO Tomasz Gollob przeżył katastrofę lotniczą. "Miałem myśl, żeby wyskoczyć z samolotu" [2/3]
Kiwałeś głową po pierwszym biegu, gdy Marcin Rempała wyprzedził cię na dystansie.
- Bo byłem wolny. Później zmieniłem motocykl, wprowadziliśmy trochę korekt i było lepiej. Może ze startu jakoś wybitnie się nie zabierałem, ale na trasie byłem szybki.
I szalałeś przy samej bandzie.
- Czyli tak jak lubię. Tor był dobrze przygotowany. Korzystając z okazji chcę podziękować kibicom, że przyszli nas wspierać po tych naszych nieszczęsnych porażkach. Bardzo dziękuję za doping, bo naprawdę tego potrzebujemy.
W jednym z biegów na wyjściu z drugiego łuku wymownie obejrzałeś się za siebie. Sprawdzałeś, ile miejsca dzieliło cię od bandy?
- No można tak powiedzieć (śmiech). Ręki, ani tym bardziej nogi bym tam nie włożył.
Twój ostatni start w biegu nominowanym, gdy goniłeś Siergieja Łogaczowa. Ruszyłeś właściwie dopiero, gdy reszta zawodników szykowała się do wejścia w łuk. Chyba rozkojarzył cię defekt Patryka Malitowskiego, bo nawet zerknąłeś w kierunku sędziego, czy bieg nie jest przerwany.
- Dokładnie tak było. Sędzia długo przytrzymał nas na starcie i zauważyłem, że taśma zadrżała. Myślałem, że ktoś wjechał w taśmę, więc puściłem gaz. Podniosłem się na motocyklu i gdy spojrzałem na pozostałych zawodników to się okazało, że ich nie było, bo pojechali przed siebie. Zorientowałem się wtedy, że bieg nie jest przerwany, puściłem zatem sprzęgło i starałem się ich dogonić. Dobrze, że udało mi się jednego minąć.
W niedzielę jedziecie do Bydgoszczy. Polonia to trudny rywal, zwłaszcza u siebie, ale do pokonania, co udowodniła niedawno Stal Rzeszów. Myślę sobie jednak, że pojedziecie tam bez ciśnienia i pompowania głów.
- Też tak sądzę. Po prostu trzeba podejść do tego spotkania normalnie, a nie nakręcać się wspomnieniami, że zawsze mi tam dobrze szło i teraz też muszę pokaźnie zapunktować. Z własnych doświadczeń wiem, że lepszym sposobem jest o tym nie myśleć a skupić się na jeździe. Podejść jak do treningu, na luzie, bez napinania się. Wówczas możemy osiągnąć sukces.
Twoja głowa będzie już zatem wyczyszczona?
- Mam nadzieję, że tak. Ja po prostu za bardzo chcę, za dużo punktów chcę zdobywać dla Włókniarza, za bardzo mi zależy. Jak tak chcę za wszelką cenę to nie wychodzi. W niedzielę podszedłem do spotkania z KSM-em Krosno na luzie i coś tam wyszło.
Rozmawiałem z Sebastianem Ułamkiem, gdy ogłoszono go jako zawodnika Włókniarza. Powiedział mi wtedy żeby dać wam czas i zachować cierpliwość, bo gdy się rozpędzicie to trudno będzie was zatrzymać. Co o tym sądzisz?
- Co ja mogę powiedzieć? Mieliśmy jechać już pięć meczów a odjechaliśmy dotychczas trzy. Inne drużyny pojeździły więcej. Proszę jednak dobrze zrozumieć moje słowa, bo nie chcę żeby ktoś to odebrał jako tłumaczenie. Dostaliśmy wysoko w Pile, później w Gdańsku, ale też nie mieliśmy żadnego meczu u siebie i nie mogliśmy pokazać na własnym torze na co nas stać. Tak się nam trafiło, że mieliśmy trudne spotkania wyjazdowe. W Pile jest specyficzny tor, dobrzy zawodnicy i trudno tam było o korzystny wynik. W Gdańsku tak samo.
Opinie ekspertów przed sezonem, że jesteście faworytem rozgrywek Nice PLŻ wam zaszkodziły?
- Nie czytam żadnych opinii. Nieistotne, czy to są pochlebne słowa, czy krytyka. Nie zwracam na to uwagi. Staram się jechać jak najlepiej, pilnować siebie, sprzętu i przykładać się na treningach.
Rozmawiał Mateusz Makuch