WP SportoweFakty: Wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują, że Unię Tarnów czeka spadek do niższej ligi. Co dalej z klubem i czarnym sportem w Tarnowie? Ma pan jakąś wizję dalszych działań?
Łukasz Sady: Po pierwsze chcę powiedzieć, że jest mi szczerze przykro i wręcz wstyd, że obecny sezon kończymy w takim stylu. Będąc prezesem klubu, zresztą jednoosobowo, co jest raczej ewenementem w klubach ekstraligowych, biorę pełną odpowiedzialność za klub, w tym oczywiście za wynik sportowy, chociaż nie odpowiadam za niego bezpośrednio. To zawodnicy siadają na motocykle, a trenerzy i kierownik drużyny odpowiadają za całą resztę. Ja oddałem się do pełnej dyspozycji Rady Nadzorczej Klubu i Rada postanowi w najbliższym czasie co dalej. Ilu osobowy i w jakim składzie pracować będzie zarząd klubu. Na chwile obecną czekam na zakończenie rozgrywek ligowych. Jestem też po wstępnych rozmowach z naszymi sponsorami, wszyscy deklarują pozostanie z klubem, nawet w przypadku spadku. Czekam na zakończenie okresu urlopowego w Grupie Azoty, aby rozpocząć rozmowy z głównym partnerem. W ostatnich dniach przeprowadziłem rozmowy z czołowymi zawodnikami naszej drużyny. Oni nie wykluczają jazdy w Unii Tarnów, nawet w przypadku spadku do niższej klasy rozgrywkowej.
Czy pana zdaniem Unia Tarnów ma szansę na tzw. "dziką kartę", z której korzystał GKM Grudziądz i ROW Rybnik?
- Za wcześnie na takie dywagacje. To zależy od kilku czynników, przede wszystkim rozstrzygnięć w Nice Polskiej Lidze Żużlowej.
Co się stało się w klubie, że z drużyny, która przez pięć lat z rządu, w tym trzy razy pod pana przywództwem jako prezesa klubu, zdobywała medale Drużynowych Mistrzostw Polski, nagle z hukiem spada z Ekstraligi?
- To prawda, że w ostatnim dziesięcioleciu drużyna z Tarnowa jest jedną z najbardziej utytułowanych w najlepszej żużlowej lidze świata, jak określana jest PGE Speedway Ekstraliga. Ostatnie pięć lat to same sukcesy, tak drużynowe jak i indywidualne wielu zawodników. Co się nagle stało? Przyczyn jest kilka. Jedną i zasadniczą jest śmierć naszego podstawowego zawodnika - Krystiana Rempały. Jestem przekonany, że gdyby nie to zdarzenie, wszystko ułożyłoby się inaczej. Junior punktujący na poziomie średnio ośmiu punktów, a tak szacowaliśmy zdobycze Krystiana, to nie tylko solidny zawodnik pierwszej linii, ale także potencjalny zastępca słabiej spisującego się w danym meczu innego jeźdźca. Teraz nie mamy takiego pola manewru. To po pierwsze. Po drugie przed sezonem nastąpiły w składzie zmiany, które osłabiły w pewnym stopniu siłę rażenia naszej drużyny. Mam na myśli przede wszystkim Martina Vaculika. Sądziliśmy jednak, że ekipa pod wodzą kapitana Janusza Kołodzieja, z solidnymi zawodnikami jak Leon Madsen, Kenneth Bjerre i Krystian Rempała, uzupełniona ambitnym i posiadającym "papiery" na jazdę Mikkelem Michelsenem, całkiem nieźle poradzi sobie na ligowych torach. Uparcie zresztą twierdzę, że tak właśnie by było gdyby nie wspominana już tragedia. Sądzę, że dzisiaj bylibyśmy spokojnie na 5-6 miejscu w tabeli PGE Ekstraligi. Po tym co zaszło, nie tylko widać brak samego zawodnika, ale i cała drużyna rozsypała się sportowo i mentalnie. W ostatnich meczach chcieliśmy wraz ze sztabem szkoleniowym dokonać zmiany - Jacek Rempała za Piotra Świderskiego, na którego liczyłem, a który kompletnie zawiódł. Nie udało się jednak tej zmiany wcielić w życie, gdyż póki co Jacek nie dostał jeszcze licencji z Polskiego Związku Motorowego.
ZOBACZ WIDEO Witold Bańka: Nasze apetyty dawno nie były tak duże (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Skoro o zawodnikach mówimy. Wymienił pan pięciu. W składzie są jeszcze dwaj młodzieżowcy. W tej formacji od lat jest posucha.
- Już dwa lata temu mówiłem, że stawiać będziemy przynajmniej w tej formacji na własnych wychowanków i to czynimy. Niestety, oni zawodzą, niemniej któryś, kiedyś musi w końcu rozwinąć skrzydła. Arek Madej kończy wiek juniora, ale Rolnicki czyni powolne, ale jednak widoczne postępy. Wyraźny progres powinien być widoczny już za rok. Pierwszy raz w tym roku w lidze startuje młodziutki wychowanek Kacper Konieczny.
Wspomniał pan o zmianach przed sezonem w składzie. Dlaczego tak naprawdę nie dogadał się pan z Vaculikiem i Mroczką? Pierwszy to wieloletni filar drużyny, Mroczka to dość solidna druga linia. Do tego obaj obdarzeni dużą sympatią ze strony kibiców.
- Powodem był taki a nie inny, ściśle określony budżet. Taki zawodnik jak Vaculik w tym budżecie po prostu się nie mieścił. Niestety, powtarzam niestety, na topowego jeźdźca jak przykładowo Martin Vaculik nie było nas stać. Zresztą rozstanie się Martina z naszym klubem to jedna z najbardziej przykrych i trudnych dla mnie decyzji. Co zaś tyczy się Artura Mroczki - nasze negocjacje trwały kilka dni. Artur rozpoczął je od żądań większych niż mają liderzy, właśnie zawodnicy topowi. Po pewnym czasie otrzymał gotowy do podpisu kontrakt z bardzo dużą i solidną sumą, której nie powstydziłby się niejeden żużlowiec pierwszej linii. Artur tej oferty nie przyjął, musieliśmy się rozstać. Nie sztuką jest bowiem wydać grube, okrągłe kwoty na zawodnika, a pod koniec sezonu martwić się z czego mu zapłacić. Budżet jest ograniczony i nie jest z gumy. Ponadto, wyraźnie widać po kilku innych ośrodkach żużlowych, że zakontraktowanie gwiazd za duże pieniądze, nie zawsze przekłada się wprost proporcjonalnie na końcowy efekt sportowy.
… no właśnie budżet. Jak wygląda jego realizacja?
[color=#000000]- Ustalanie składu, negocjowanie z zawodnikami, układanie budżetu klubu to duża loteria. To jak równanie z wieloma niewiadomymi. Załóżmy, że X to wpływy z telewizji, Y to wpływy z biletów za określony mecz, a Z to koszty organizacji danego meczu. Tworząc budżet zakładamy, że dane te będą mieć określone wartości, między innymi na podstawie średnich z poprzednich lat. Wystarczy, że na dzień dobry spadnie deszcz, mecz mimo prób jego odjechania, po wpuszczeniu publiczności zostanie odwołany. X się zmienia, bo nie ma wpływu z TV, na dodatek istnieje zagrożenie że z meczu powtórzonego transmisji już nie będzie. Y się zmienia, bo istnieje prawdopodobieństwo, iż w przypadku nowego terminu, zwłaszcza dnia powszedniego, wartość wpływów z biletów spadnie. Z też się zmienia, szkoda tylko, że wzrasta. Już raz klub zapłacił za ochronę, kasjerów, obsługę medyczną zawodów, druk programów, druk plakatów, wyklejanie plakatów na mieście, zużyto paliwo do sprzętu przygotowującego tor, wodę do polewaczki, itp., itd. Teraz wszystkie te koszty trzeba będzie ponieść jeszcze raz. Konkluzja chyba jest jasna. Ale takich meczów i takich zmiennych jak X,Y,Z jest więcej.
Jedną z nich są punkty zawodników. Podpisując kontrakt, większość żużlowców jest mistrzami świata. Rosną sumy za tzw. "podpis" czy "przygotowanie do sezonu". Klub wydaje na to potężną sumę. Proszę sobie teraz wyobrazić, że chociażby tylko dwóch zawodników, którzy otrzymali na przygotowanie do sezonu po kilkaset tysięcy złotych każdy, robi same lub prawie same zera. Pieniądze są wydane, zgodnie z przepisami, zgodnie z kontraktami, budżet klubu osłabiony, a wyniku sportowego nie ma… Trzeba komentować?[/color]
Co jest powodem, mniejszego niż w latach uprzednich budżetu? Czy klub nie jest w stanie pozyskać dodatkowych źródeł finansowania? Przecież, jak sam pan wspominał, sukcesów nie brakuje.
[color=#000000]- Kiedy zostałem prezesem klubu niespełna cztery lata temu, działalność rozpocząłem z bagażem finansowym. Była to kwota ponad czterech mln złotych zadłużenia. Na dzień dzisiejszy zadłużenie to spłacone jest prawie do zera. To sukces. Jednak sukces okupiony większymi lub mniejszymi bieżącymi problemami finansowymi klubu, w tym roku dodatkowo problemami sportowymi. Trzeba jednak było kiedyś starać się wyprowadzić finanse w miarę na prostą. Inaczej czekałaby nas upadłość. To po pierwsze. Po drugie, jak już mówiłem, nadmierne wydatkowanie środków finansowych na zawodników, na zasadzie "postaw się a zastaw", implikuje wcześniej czy później problemy finansowe, bez gwarancji oczekiwanego czy zakładanego wyniku sportowego. Po trzecie jesteśmy spółką prawa handlowego i oprócz przepisów sportowych obowiązuje nas kodeks spółek handlowych z wszystkimi innymi przepisami i obostrzeniami. Do tego dochodzą normalne prawa rynku i ekonomii. Po czwarte, większość bądź wszystkie kluby przeżywają raz małe, a raz bardzo poważne kłopoty finansowe.
[/color]Odpowiadając na drugie pana pytanie. Sukcesów, owszem, nie brakuje. Tylko sukces, wbrew pozorom, trudno jest przekuć na finanse i dywersyfikację dochodów. Ja przez 3 lata "przerobiłem" ponad 400 firm, z których kilkanaście mniejszych udało się nam pozyskać, a kilka dużych czy bardzo dużych było wstępnie zainteresowanych. Były to potężne firmy z branży telekomunikacyjnej, samochodowej, usługowej, spożywczej. Warunek wsparcia sportu żużlowego był jeden. Biznes prowadzony w mieście, regionie, lub konkretny interes z Grupą Azoty, która jest pewnym i sprawdzonym partnerem biznesowym. Sprawa nie jest jednak prosta.
Dlaczego?
[color=#000000]- W mieście Tarnów nic się nie dzieje, nie ma żadnych inwestycji, strefy ekonomiczne i klaster przemysłowy świeci pustkami, więc i nowe podmioty nie bardzo mają tutaj co szukać. W przypadku Grupy Azoty powstawał konflikt, gdyż Grupa nie chce być sponsorem pośrednim. Ma przecież wieloletnie, trwające umowy, zobowiązania i nie da się ot tak po prostu podjąć współpracy z nowym podmiotem. To zupełnie zrozumiałe. Tak więc, duża konkretna firma najpierw oczekuje zrobienia biznesu w regionie, w którym miałaby wydatkować pieniądze na sport czy jakąkolwiek inną działalność, a potem dopiero możliwe są realne działania dla społeczności lokalnej, jak np. sport właśnie. Tak to działa w większości przypadków. Szkoda, bo firmy o których mówię to byłby potężny zastrzyk finansowy. Nie jest żadną tajemnicą, że sponsor tytularny drużyny piłki ręcznej z Kielc, w ramach tzw. działań offsetowych, w zamian właśnie za wsparcie finansowe klubu, otrzymał zagwarantowanych przez miasto nowych klientów na swój towar. Wilk syty i owca cała. Takie działania to norma, do tego jednak potrzeba zainteresowania i współpracy z samorządem lokalnym, czyli miastem i powiatem. Do tego potrzebna jest dobra wola, chęć stawiania na sport, czy konkretniej jedną określoną dyscyplinę sportową, zainteresowanie sportem wśród władz miejskich, radnych miejskich czy powiatowych. Miasto musi żyć sportem.
W Tarnowie tego wszystkiego brakuje od wielu już lat. Przegapiono wieloletnią perspektywę finansową z Unii Europejskiej na obiekty sportowe i obiekty użyteczności publicznej. Ze środków tych można było w ciągu kilku lat zmodernizować Stadion Miejski, który powinien być sportowo-widowiskową wizytówką miasta. Tymczasem u nas jest antywizytówką. Warto zauważyć, że o środki z Unii Europejskiej ubiegać się mogło tylko miasto jako takie, klub nawet gdyby chciał, nie mógłby być beneficjentem. To tym bardziej dziwne, że w Tarnowie nie ma żadnej innej dyscypliny sportowej na wysokim poziomie. Żużel istnieje od dziesiątków lat i jest gotowym produktem marketingowym dla miasta, który jest przez to miasto kompletnie niewykorzystany. Inne ośrodki żużlowe wspierają swoje drużyny ekstraligowe i pierwszoligowe konkretnymi finansami, w ramach promocji miasta i regionu, które sięgają często nawet kilku milionów złotych. Tymczasem pięciokrotny medalista DMP na żużlu otrzymuje od miasta 95 tysięcy złotych "wsparcia". Od miasta, które jest w nazwie tej drużyny i które dzięki tej dyscyplinie sportu jest znane. Przy czym klub, na roczne utrzymanie stadionu wydaje ponad 400 tysięcy złotych! Gdzie indziej to jest nie do pomyślenia. Są przecież ośrodki, gdzie miasta są akcjonariuszami spółek żużlowych, a ich przedstawiciele zasiadają w Radach Nadzorczych klubów. Gdyby miasto przynajmniej zechciało tworzyć klimat przyjazny dla sportu, na pewno łatwiej byłoby o sponsorów i reklamodawców. Tymczasem, kiedy rozmawiam z naszymi obecnymi sponsorami z regionu, lub prowadzę rozmowy poszukując nowych podmiotów z terenu Tarnowa i okolic, słyszę często: "gdybym miał pracę w mieście, gdybym świadczył tu usługi lub sprzedawał produkt, chętnie bym się zareklamował przez żużel. Ale ja w mieście płacę tylko podatki, a inwestycje czy handel prowadzę w Rzeszowie, Katowicach, Poznaniu, etc[/color][color=#000000]".
Niemniej jednak, zarówno zarząd klubu jak i jego właściciele nieustannie, mimo ogromnej liczby przeszkód, usiłuje znaleźć nowe podmioty, nowe źródła finansowania. Sponsorów szukamy permanentnie, w całej Polsce. Chcę też podkreślić, że przez ostatnie lata żaden sponsor drużyny żużlowej Unii Tarnów nie odszedł. Wyjątkiem jest Tauron PE, ale rezygnacja ze sponsorowania żużla miała wyłącznie podłoże biznesowe, to o czym mówiłem wcześniej, i przede wszystkim, od kiedy PGE została sponsorem tytularnym Ekstraligi, żaden inny podmiot z branży energetycznej nie może być obecny w żadnym klubie. Trzeba sobie także uświadomić, że spółki skarbu państwa rządzą się swoimi prawidłami, z kolei w regionie nie mamy żadnych prywatnych potentatów, którzy chcieliby łożyć określone środki na żużel. W tym miejscu słowa podziękowania należą się Głównemu Partnerowi klubu - Grupie Azoty, a także wszystkim pozostałym naszym sponsorom i reklamodawcom. Bez nich, przy całkowicie biernej postawie władz samorządowych, sport żużlowy na najwyższym poziomie oraz szkolenie dzieci i młodzieży w szkółkach Mirosława Cierniaka i Janusza Kołodzieja nie byłyby możliwe.[/color]
A pozostałe składowe budżetu? Jakie są wpływy klubu z tytułu sprzedaży biletów?
- Co do pozostałych składowych budżetu, to prócz sponsorów, wpływów z Ekstraligi żużlowej, praw telewizyjnych, niezwykle ważne, czy wręcz niezbędne są wpływy z karnetów i biletów. I tu mamy kolejny problem. Nie powinienem mówić o kwotach, ale w tym miejscu wyjątkowo powiem. Podam przykład. Są kluby ekstraligowe, w których wpływy z karnetów na sezon sięgają 1 czy 1,5 miliona złotych. U nas jest to ok. 400 tysięcy. Podobnie jest z biletami. I nie mam na myśli tylko bieżącego sezonu w którym mamy słabszy skład. Taki stan rzeczy miał miejsce również wtedy, kiedy sięgaliśmy po medale DMP. Sam osobiście rozmawiałem z wieloma firmami, między innymi spółkami miejskimi, oferując zakup karnetów czy biletów z dobrym rabatem. Zakup z funduszu socjalnego dla swoich pracowników. Chętnych brak. [color=#000000] Tu znów wracamy do tematu miasta, Stadionu Miejskiego i jego fatalnej infrastruktury, w tym całkowitego braku parkingów. To też z pewnością jeden z zasadniczych powodów spadku frekwencji. Jako klub staramy się jednak wychodzić na miarę naszych możliwości do kibiców. Od kilku lat prowadzimy spotkania w przedszkolach, szkołach podstawowych i gimnazjalnych. Dzieci i młodzież mają okazję spotkać się z zawodnikami, trenerami, pozbierać autografy czy klubowe pamiątki. Na spotkaniach tych klub rozdaje też mnóstwo wejściówek na mecze, tak, aby zachęcać najmłodsze pokolenie do odwiedzenia stadionu i obejrzenia zawodów żużlowych. Liczymy, że chociaż część z tej grupy zostanie z żużlem na zawsze. Oprócz spotkań w szkołach, co roku prowadzimy akcję wakacje z Unią Tarnów, przeznaczoną głównie dla domów dziecka i ośrodków szkolno-wychowawczych.
Do tego od kilku już lat prowadzimy akcję "szkolni kibice", skierowaną do szkół spoza Tarnowa. Niedawno, wspólnie z UKS Jaskółki i kilkoma firmami zorganizowaliśmy żużlowy dzień dziecka. Przez sześć godzin blisko 200 dzieciaków z kilku szkół podstawowych, w tym z klas integracyjnych dla dzieci niepełnosprawnych, miało ogrom atrakcji, od konkursów z nagrodami począwszy, przez jazdę na prawdziwych motorach miniżużlowych i żużlowych, spotkania z juniorami Unii Tarnów oraz miniżużlowcami UKS Jaskółki, na wspólnym obiedzie i słodkich smakołykach skończywszy. Zresztą wszystko o czym mówię znaleźć można na naszych profilach na portalach społecznościowych, czy na naszej stronie internetowej. [/color]Brakuje trochę natomiast przedmeczowych spotkań z zawodnikami, połączonych z atrakcjami dla kibiców. Tutaj problem jednak tkwi w braku technicznych możliwości takich spotkań na stadionie, który dodatkowo znajduje się daleko od centrum, z kolei organizacja tego typu spotkań w galerii handlowej w Tarnowie wiąże się każdorazowo z dużymi kosztami finansowymi i innymi obostrzeniami. Prężnie działająca galeria nie jest niestety zainteresowana współpracą w formie barterowej, tak jak odbywa się to w innych miastach żużlowych.
Panie prezesie, mówi pan o kibicach, ale o sponsorów też trzeba dbać, aby zatrzymać ich przy klubie. Tego podobno brakuje.
[color=#000000]- Nie wiem, kto tak twierdzi. Prawdopodobnie ci, którzy nie chcą dostrzegać żadnych pozytywów, a takich nie brakuje. Jest kilku dziennikarzy mieniących się wielkimi fachowcami i ekspertami, którzy przez swoje celowe teksty i wypowiedzi próbują tworzyć zły klimat wokół żużla, często tym samym odstraszając czy zniechęcając potencjalnych sponsorów. Tym bardziej to przykre, że często informacje przez nich podawane nie mają żadnego pokrycia w rzeczywistości lub przynajmniej częściowo mijają się z prawdą. To charakterystyczne w środowisku tarnowskich mediów, że przy okazji sukcesów milczy się, lub mówi bardzo niewiele, a w przypadku kłopotów czy porażek temat wałkuje się w nieskończoność, robiąc dodatkowo maksymalnie złą atmosferę. Wracając do pytania. Ze stwierdzeniem, że klub nie dba o sponsorów absolutnie się nie zgadzam. O sponsorów też dbamy, oczywiście na tyle na ile pozwalają nam możliwości. Stadion Miejski w Tarnowie nie posiada prawie żadnych warunków, aby w sposób godny przyjmować gości. Ale dajemy radę. Najpierw płacimy do miasta podatek od nieruchomości, czynsz dzierżawny, następnie zatrudniamy firmę zewnętrzną do koszenia terenów zielonych, następnie wolontariuszy ze szkół średnich w Tarnowie-Mościcach oraz pensjonariuszy Domu Pomocy Społecznej w Tarnowcu do posprzątania obiektu i możemy przyjmować sponsorów. A, przepraszam, jednak jeszcze nie.
Musimy jeszcze co chwilę zwalczać potężną plagę szczurów, jaka od lat jest na stadionie i co jakiś czas usuwać na własny koszt awarie sieci wodociągowej bądź kanalizacyjnej, ewentualnie elektrycznej. Dopiero teraz jesteśmy w miarę gotowi (sic!). Wszyscy, podkreślam wszyscy, nawet najmniejsi sponsorzy otrzymują od klubu sezonowe pakiety hospitality, dla nich też organizowane są uroczyste rozpoczęcie i zakończenie sezonu, spotkania przy grillu połączone z innymi atrakcjami jak chociażby quady, wyjazdy na zawody żużlowe cyklu SGP, itp. Od roku organizujemy spotkania biznesowe w formie śniadań i kolacji, gdzie oprócz zapoznania się z ofertami biznesowymi nowych firm, które zapraszane są na prezentacje, wszyscy mają szansę na lepsze poznanie się i nawiązywanie wzajemnej współpracy biznesowej właśnie. Niebawem chcielibyśmy te spotkania sformalizować zakładając stowarzyszenie. O takich rzeczach też informujemy na naszych profilach i stronie. Jeśli natomiast ktokolwiek twierdzi, że nic się nie robi i o sponsorów się nie dba, to robi to złośliwie, lub jest kompletnie niezainteresowany tym co dzieje się w klubie. Dużym wsparciem zarządu w poszukiwaniu i utrzymywaniu sponsorów jest Rada Nadzorcza, której członkowie, także na własną rękę i poprzez swoje kontakty biznesowe to czynią.[/color]
Wyjaśnijmy może jakim ciałem jest Rada Nadzorcza. To dla wielu kibiców jest dość enigmatyczne pojęcie, a często powołuje się pan na radę właśnie.
- Rada Nadzorcza to nic innego jak przedstawiciele właścicieli klubu. Właścicieli, czyli tych, którzy wyłożyli swoje własne, prywatne pieniądze na założenie spółki żużlowej i niejednokrotnie, w okresie późniejszym wykładali kolejne. Tym samym Rada (właściciele) ma pełne prawo do zatwierdzania polityki klubu, kierunku działań i zarządzania spółką, bo ta jest po prostu ich prywatną własnością. Nakreśloną politykę prowadzenia klubu na dany sezon czy kilka sezonów, realizuje zarząd klubu, czyli w tym wypadku ja. W tym miejscu dodam, że identyfikuję się z wolą Rady, często zresztą spójną z wolą największych sponsorów. Dlatego między innymi oddałem się po ostatnim meczu do jej dyspozycji. Co ważne a co często jest źle interpretowane - Członkowie Rady Nadzorczej Unii Tarnów nie pobierają żadnej dywidendy z tytułu posiadania akcji spółki żużlowej, ani też żadnych innych wynagrodzeń, normalnie obecnych w spółkach akcyjnych.
[b][color=#000000]Rozmawiał Jarosław Galewski
[/color][/b]