Charyzmatyczny Szwed kończy karierę. Idąc pod prąd można dogonić własne marzenia

WP SportoweFakty / Grzegorz Jarosz / Magnus Zetterstroem
WP SportoweFakty / Grzegorz Jarosz / Magnus Zetterstroem

Niedzielny mecz Renault Zdunek Wybrzeża Gdańsk z Lokomotivem Daugavpils, to ostatnie ligowe spotkanie w karierze Magnusa Zetterstroema. Szwed to jedna z najbarwniejszych postaci w żużlu w ostatnich latach.

W tym artykule dowiesz się o:

Urodzony 9 grudnia 1971 roku Magnus Zetterstroem nie podążał takimi samymi ścieżkami jak większość żużlowców. Gdy jego rówieśnicy walczyli o awans do cyklu Grand Prix, on jeździł sobie półamatorsko w lidze szwedzkiej i zdobywał punkty dla Smederny - klubu z Eskilstuny, miasta w którym się urodził. Dopiero w wieku 25 lat zadebiutował w lidze angielskiej. Nie będzie tego wspominał dobrze, gdyż po groźnej kontuzji stracił rok jazdy.

- Na początku kariery nie miałem żadnej pomocy z zewnątrz, czego osobiście bardzo potrzebowałem. Nie było też wokół mnie ludzi, którzy mogliby mi podpowiedzieć, co mam robić. Przyznam też, że gdy zaczynałem jeździć na żużlu, nie potrafiłem wykrzesać z siebie wiele, by osiągnąć cel. Jak zacząłem być trochę starszy zrozumiałem, że aby coś osiągnąć, należy ciężej pracować. Teraz jestem dużo mądrzejszy i wiem co zrobić, by być dobrym zawodnikiem. Nie miałem profesjonalnej bazy i odpowiednich podstaw. Nie pracowałem tak mocno, jak powinienem by się rozwijać - wspomniał zawodnik.

Do Polski niemal anonimowy dla kibiców z naszego kraju "Zorro" przyjechał w 1999 roku. 28-latka sprawdził LKŻ Lublin. Nikt nie spodziewał się jednak tego, że kariera niemłodego już zawodnika tak bardzo nabierze rozpędu. Lublinianie woleli stawiać na Zoltana Adorjana, czy Sandora Fekete. W debiucie Szwed nie zachwycił. Jego zespół przegrał w Ostrowie Wielkopolskim z Iskrą 25:64, a on zdobył 3 punkty. W tym spotkaniu komplety punktów przywieźli Arkadiusz Matuszak, Oleg Kurguskin i Armando Castagna.

W kolejnym sezonie po Szweda wyciągnął rękę ROW Rybnik, a w 2001 roku ponownie pozostawał bez klubu. W następnych rozgrywkach znów odjechał trzy mecze dla lublinian, tym razem w trzeciej klasie rozgrywkowej i jego kariera nabrała nieoczekiwanie tempa. Na torze w Rybniku mimo defektu w biegu otwarcia, został Indywidualnym Mistrzem Europy, pokonując w wyścigu dodatkowym Krzysztofa Kasprzaka. - Gdy się coś wygrywa, wtedy wpływa to pozytywnie na wiarę w siebie, co pomaga osiągać jeszcze lepsze rezultaty. Dla mnie takim momentem było zwycięstwo w Indywidualnych Mistrzostwach Europy w 2002 roku. To był taki punkt mojej kariery, od którego wszystko zaczęło wyglądać inaczej - ocenił.

ZOBACZ WIDEO Żużlowa prognoza pogody na niedzielę

Trafił do Stali Gorzów. Nie była to taka Stal, jaką znamy obecnie. Klub ten spadł z najwyższej klasy rozgrywkowej, jeździł na stadionie, na którym drugi łuk zarastała trawa, a na trybunach zamiast radości z ówczesnych sukcesów, toczyły się rozmowy o triumfach w zamierzchłych czasach. Dla gorzowian jazda w niższej lidze była smutnym okresem, który starał się rozweselić właśnie "Zorro". Do dziś w północnej części województwa lubuskiego pamiętają jego tańce na motocyklu po wygranych biegach. Mimo jazdy w składzie Stali wielu wychowanków, to "Zorro" był jednym z idoli publiczności. Potrafiono go w Gorzowie docenić. Od działaczy otrzymał szpadę i plastron z charakterystycznym "Z", jak tytułowy Zorro z powieści Johnstona McCulleya.

Jeździł też w barwach GTŻ-u Grudziądz i Startu Gniezno, tam jednak tam nie potrafił wykrzesać z siebie maksimum, podobnie jak w Orle Łódź, w którego barwach startował w latach 2013-14. Zetterstroem w swoim żywiole czuł się wtedy, gdy na niego stawiano. Kochał być liderem, idolem publiczności. Gdy widział, że wszyscy w niego wierzą zakładał swoją maskę Zorra i walczył dokonać niemożliwego.

Największe sukcesy zawodnik osiągnął jeżdżąc w barwach gdańskiego Wybrzeża. W czerwono-biało-niebieskich barwach ścigał się przez sześć sezonów. W 2009 roku, jako 38-letni zawodnik zadebiutował w Ekstralidze, gdzie osiągnął średnią biegową 1,554. To jednak było dla niego za mało. W tym samym sezonie wywalczył awans do Grand Prix, gdzie jako stały uczestnik zadebiutował mając 39 lat! Co prawda nie walczył o najwyższe laury, jednak na pewno nie przyniósł wstydu. W Grand Prix Czech w Pradze awansował nawet do finału. Ostatecznie zdobył 74 punkty, co dało mu 13 miejsce.

Zetterstroem kupił też w Gdańsku mieszkanie, z którego korzystał nie tylko podczas sezonu. Często był widziany na ulicach tego miasta. Zawsze uśmiechniętego i skorego do rozdawania autografów, czy pozowania do zdjęć. - W lato najbardziej lubię przebywać na Stogach. Lubię też moje mieszkanie w dzielnicy Kowale. Bardzo fajnie jest chodzić wraz z rodziną po historycznym Głównym Mieście i korzystać z oferty gastronomicznej. Znajduję dużo miejsc do tego, by się odpowiednio zrelaksować - mówił.

Po trzech sezonach jazdy dla klubów z Gniezna i z Łodzi, w 2015 roku ponownie dołączył do gdańskiego klubu, w którym jako 44-latek osiągnął - a jakże - swoją najwyższą średnią biegową w karierze, nie licząc 2002 roku, kiedy nie został sklasyfikowany.

Teraz kończący karierę żużlowiec znalazł swoją nową drogę. Będzie opiekował się partnerami biznesowymi w jednym ze szwedzkich salonów samochodowych. Wielu kibiców widziałoby go w roli trenera. - Jeszcze nie teraz - mówi z pewnością w głosie. Wie, że zbyt bliski kontakt z żużlem mógłby sprawić, że myśli o zakończeniu kariery należałoby odroczyć.

Nikogo nie dziwi fakt, że w Gdańsku wiele osób chodziło na mecze również po to, by zobaczyć charyzmatycznego zawodnika. Spotkanie z Lokomotivem Daugavpils to ostatnia szansa na to, by móc oklaskiwać Magnusa Zetterstroema. Za nim lata kariery bardzo niestandardowej, w której pokazał, że idąc pod prąd można również dogonić własne marzenia.

Źródło artykułu: