Dylemat trenera Stali. Nie ma kogo odstawić

WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Stanisław Chomski
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Stanisław Chomski

Stal Gorzów po raz drugi pokonała Betard Spartę i pewnie awansowała do finału Ekstraligi. Dobra jazda zawodników sprawia, że Stanisław Chomski ma spory dylemat. - Trudno się taki mecz prowadzi, bo każdy chce jechać jak najwięcej wyścigów - mówi.

Żółto-niebiescy najpierw wygrali 49:29, a u siebie jeszcze mocniej dołożyli wrocławianom, wygrywając 56:33. Szkoleniowiec Stali Gorzów docenił jednak ambicję gości, którzy nie poddali się bez walki.

- Można powiedzieć, że ten mecz w Poznaniu ustawił wynik. Obawiałem się jednak tego, o czym wspominał Krzysztof Gałandziuk. Nie skapitulowali i to mi się podoba. Przynajmniej mieli nadzieję i motywację, bo dlaczego miałoby się nie udać? Nie przyjechali się tutaj położyć. Być może początek był udany dla nas, wszystko nam wychodziło. Wydawało się, że pójdzie z górki, ale w biegach 8-10 goście robili przewagę. Na początku dominowaliśmy na startach, ale mieliśmy też trochę momentów przespanych. Zawodnicy próbowali coś zmienić w swoim sprzęcie, żeby było lepiej, co nie zawsze wychodziło na plus - opisywał po spotkaniu Stanisław Chomski.

Betard Sparta Wrocław przegrała wysoko, ale rzeczywiście podjęła rękawice i w niektórych wyścigach było naprawdę interesująco. Scenariusze pisał też tor i błędy poszczególnych zawodników. - Można było zobaczyć kilka wyścigów ciekawych, ale też kuriozalnych sytuacji. Nie chodziło jednak o tor. Nie było żadnej dziury czy koleiny. Trzeba ten motocykl prowadzić, a jeżeli zawodnik ma źle spasowaną maszynę i za mocno ją wypuści, to go podniesie. Takie sytuacje się zdarzają. Widzieliśmy, że Krzysiek Kasprzak potrafi po szerokiej minąć, czy Iversen stoczyć kapitalną i zwycięską walkę w 15. biegu. Mimo wysokiego wyniku zawody były interesujące - przyznał trener ekipy z Gorzowa.

Chomski odniósł się także do sytuacji z 11. gonitwy, kiedy to na wyjściu z łuku podniosło jadącego na pewnym prowadzeniu Krzysztofa Kasprzaka. - Uderzył klatką piersiową w kierownicę. Wypuścił motocykl, podniosło go, zamknął gaz, opadł i uderzył. Szczęście, że nie upadł na tor. Był jeszcze na tyle skuteczny, że zdołał odzyskać jedną pozycję. Trochę go przytkało, ale to tyle - uspokoił.

ZOBACZ WIDEO: Wybrzeże - Lokomotiv: upadek Zetterstroema (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Wobec takich, a nie innych rozstrzygnięć, opiekun gorzowskiej drużyny miał spory dylemat. - Trudno się jednak taki mecz prowadzi, bo każdy chce jechać jak najwięcej wyścigów. W ten sposób powiększa się jego budżet - zauważył.

W ostatecznym rozrachunku były jednak powody do zadowolenia. - W tej gorączce i duchocie dopasować motocykle było wielką sztuką. Nam się to udało lepiej, a cieszę się z tego tym bardziej, że trenowaliśmy na raty. Niektórzy, jak na przykład Przemek, jechali w ciemno. Nie ma reguły na to wszystko. Cieszę się, że zawodnicy dobrze czytają ten tor i rozumieją to, że nie wszyscy mogą jechać w biegach nominowanych, nie ma dyskusji na ten temat. Zastanawiamy się, co robić dalej, by osiągnąć w finale taki wynik, o jakim marzymy - kontynuował szkoleniowiec.

Źródło artykułu: