Eksplozja formy Jasona Doyle'a zadziwiła wielu kibiców speedwaya. Australijczyk nie osiągał oszałamiających wyników jako młodzieżowiec, pozostając w cieniu m. in. o dwa lata młodszego Chrisa Holdera. Przez wiele lat "Doyley" był po prostu solidnym ligowcem. Regularnie startował głównie w Wielkiej Brytanii, w polskiej lidze punktował w niższych ligach dla klubów z Rawicza, Rybnika czy Piły.
Aż w końcu nadszedł rok 2014, w którym Doyle świetnie prezentował się we wszystkich rozgrywkach ligowych. W Polsce Australijczyk był liderem Orła Łódź, który był rewelacją Nice Polskiej Ligi Żużlowej. "Doyley" podsumował świetny sezon drugim miejscem w turnieju Grand Prix Challenge w Lonigo i awansem do mistrzowskiego cyklu. [nextpage]
Wielu kibiców było zdania, iż przygoda Doyle'a z Speedway Grand Prix zakończy się po jednym sezonie. Oczekiwano, iż Australijczyk odjechał "sezon życia", a w kolejnym wróci do dawnego poziomu. Nic bardziej mylnego. "Doyley" poradził sobie ze startami w mistrzostwach świata, jak i z rywalizacją w PGE Ekstralidze.
W najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce debiutował w wieku 30 lat, co jest dziś rzadko spotykanym zjawiskiem. Większość torów była dla niego nowym odkryciem, a i tak uzyskał dość wysoką średnią biegową (1,802) i był jednym z liderów KS Toruń.
W SGP jego celem było zajęcie miejsca w czołowej ósemce i utrzymanie się w cyklu na kolejny rok. To zadanie Doyle'owi również udało się zrealizować. Wprawdzie w debiutanckim sezonie nie stanął na najwyższym stopniu podium turnieju Grand Prix, ale rywalizację zakończył na piątej pozycji. Do tego w Toruniu cieszył się ze zdobycia drugiego miejsca i po raz pierwszy w karierze mógł się napić szampana na "pudle" zawodów SGP.[nextpage]
Ten sezon pokazuje jednak, że Doyle nadal nie zaprezentował wszystkiego. Australijski żużlowiec rozpoczął ściganie w SGP od drugiej pozycji w słoweńskim Krsko. Po dwóch słabych turniejach w Warszawie i Horsens mogło się wydawać, że 31-latek wrócił na swój dawny poziom.
Aż przyszedł 25 czerwca i zawody o Grand Prix Czech. Doyle przełamał monopol Taia Woffindena na zwycięstwa w Pradze i po raz pierwszy w karierze stanął na najwyższym stopniu podium turnieju SGP. Od tego momentu Australijczyk znajduje się na fali wznoszącej, która zaprowadziła go na fotel lidera klasyfikacji generalnej mistrzostw świata.
Zwycięstwa w Gorzowie, Teterow i Sztokholmie sprawiły, że Doyle może pochwalić się serią trzech wygranych turniejów SGP z rzędu. Do tego w połowie sierpnia Australijczyk był drugi w szwedzkiej Malilli. W czterech ostatnich zawodach Grand Prix zdobył łącznie 69 punktów na 84 możliwych.[nextpage]
Niezależnie od wyników kolejnych rund Grand Prix, tegoroczny wyczyn Doyle'a na długo zostanie zapamiętany przez kibiców. W przeszłości tylko największym zawodnikom udało się wygrywać trzy turnieje SGP z rzędu. Dokonał tego chociażby idol Australijczyka - Jason Crump.
Crump w sezonie 2006, gdy pewnie kroczył po drugi w karierze tytuł Indywidualnego Mistrza Świata, wygrywał kolejno turnieje we Wrocławiu, Eskilstunie i Cardiff. Australijczyk sięgnął wtedy po mistrzostwo z ogromną, 44-punktową przewagą nad drugim w klasyfikacji Gregiem Hancockiem.
Pod koniec tamtego sezonu rozpoczęła się za to seria Nickiego Pedersena. Duńczyk wygrał ostatni turniej w 2006 roku, który odbył się na torze bydgoskiej Polonii, a następnie w świetnym stylu rozpoczął kolejny sezon. "Power" wygrał zawody we włoskim Lonigo i Wrocławiu, kompletując tym samym dość nietypowego żużlowego "hat-tricka". Rywalizację w SGP w sezonie 2007 zakończył z tytułem mistrzowskim na koncie.[nextpage]
Teraz celem Doyle'a powinno być wygranie czwartego turnieju SGP z rzędu. Motywacja Australijczyka powinna być ogromna - kolejne zawody rozegrane zostaną na torze w Toruniu. To właśnie na tym obiekcie w zeszłym roku "Doyley" po raz pierwszy w karierze stał na podium Grand Prix. To właśnie barw tego klubu bronił Australijczyk w minionym sezonie, ale nie przedłużono z nim kontraktu.
Gdyby Doyle wygrał na toruńskiej Motoarenie, będzie już o krok od tytułu mistrzowskiego. W tym roku ostatni turniej SGP ponownie odbędzie się w australijskim Melbourne, a świętowanie sukcesu przed własną publicznością byłoby dla 31-latka niesamowitym przeżyciem.
Gdyby Doyle'owi udało się wywieźć wygraną z Torunia, nawiązałby do osiągnięcia innej żużlowej legendy - Tony'ego Rickardssona. Szwed zdominował rywalizację w SGP w sezonie 2005, kiedy to wygrał sześć z dziewięciu rund Grand Prix. Wówczas sześciokrotny mistrz świata był niepokonany przez cztery imprezy, odnosząc zwycięstwa w Krsko, Cardiff, Kopenhadze i Pradze.[nextpage]
Czy scenariusz, w którym Doyle w tym roku nie sięga po tytuł mistrza świata jest możliwy? Australijczyk, choć wygrał w tym roku aż cztery turnieje Grand Prix, ma tylko pięć punktów przewagi nad Gregiem Hancockiem. Jest to spowodowane słabszymi występami na początku sezonu. Z kolei Amerykanin, choć triumfował tylko w Malilli, w pozostałych rundach punktował na równym i wysokim poziomie.
Statystyki z poprzednich sezonów SGP pokazują, że nie zawsze wygrane w pojedynczych turniejach przekładają się na zdobycie tytułu mistrza świata. Przed rokiem Tai Woffinden, który sięgnął po złoto, zwyciężył w dwóch imprezach SGP. Takim samym dorobkiem mógł pochwalić się Matej Zagar, który rywalizację w cyklu zakończył na szóstej pozycji.
W sezonie 2014 Greg Hancock sięgnął po mistrzostwo, choć triumfował jedynie w brytyjskim Cardiff. Amerykanin w klasyfikacji końcowej wyprzedził Krzysztofa Kasprzaka o osiem punktów, a to Polak wygrał trzy imprezy SGP w tamtym sezonie. Podobny scenariusz miał rok 2013. "Srebrny" Jarosław Hampel kończył zmagania w SGP z trzema zwycięstwami, podczas gdy "złoty" Tai Woffinden z zaledwie jednym triumfem.
Te statystyki dobitnie pokazują, że Doyle nie może się czuć pewnie przed turniejami w Toruniu i Melbourne. Australijczyk wygrał bardzo wiele w tym roku. Pewnie minie wiele lat zanim kolejny żużlowiec będzie w stanie wygrać trzy imprezy SGP z rzędu. Jednak równie wiele Doyle ma w tym roku do przegrania.