Nie tylko Tarnów i Łódź. Jest nowa opcja dla Jakuba Jamroga

Unia Tarnów bardzo by chciała mieć u siebie z powrotem Jakuba Jamroga. Kiedy wydawało się, że klub z Mościc stoczy batalię o swojego wychowanka z dotychczasowym pracodawcą zawodnika - Orłem Łódź, do gry wkroczył kolejny.

Kamil Hynek
Kamil Hynek
Jakub Jamróg WP SportoweFakty / Adrian Skorupski / Jakub Jamróg

Jakub Jamróg zdobywa punkty dla Orła Łódź już cztery sezony. Do tego klubu przeniósł się wraz z końcem wieku juniora. Siłą rzeczy to drugi obok Unii najbliższy sercu zespół 25-latka. Ale często w życiu bywa tak, że gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta. - Jeszcze niedawno byłem najbliżej przechylenia szali swojej decyzji na stronę jednej z tych dwóch drużyn. Na horyzoncie pojawiła się jednak trzecia interesująca alternatywa. Sytuacja zmienia się z godziny na godzinę. Koncepcje klubów też. Waham się cały czas. Zaraz na finiszu ligi było nawet jedno zapytanie z PGE Ekstraligi, ale już ucichło. Z tego powodu skupiam się już tylko na znalezieniu ekipy na zapleczu. Na pewno w Orle dalej bym się widział. Nie zawiodłem się tam na nikim i niczym. Jest super atmosfera i szkoda by było tych czterech lat. Jednak życie toczy się dalej i nie mogę wykluczać zmian. Dlatego nie będę też krył, że prowadzę rozmowy z moim macierzystym klubem i poważnie zastanawiam się nad propozycją Unii Tarnów. Przed nami jeszcze parę spotkań i zobaczymy co przyniesie przyszłość - wyjaśnił.

- Z mojej perspektywy ewentualna jazda w Tarnowie to spory komfort. Jest różnica kiedy wsiadasz na rower i docierasz na stadion w dziesięć minut. Bo taka odległość dzieli moje miejsce zamieszkania od Jaskółczego Gniazda. A nie cztery godziny busem z innego miasta. W Łodzi wyglądało to tak, że siedziałem na miejscu praktycznie cały weekend, od piątku. Wtedy odbywały się treningi, spotkania ze sponsorami itp. Nie opłacało się w ogóle zjeżdżać lub kursować tam i z powrotem - próbował analizować za i przeciw.

Okazja do powrotu nadarzyła się po tym jak podopieczni Pawła Barana spadli z PGE Ekstraligi, a działacze wraz z trenerem oficjalnie przyznali, że spróbują zbudować silny skład, opierając go także o najlepszych rodzimych zawodników. - Na pewno nie pomyślałem: fajnie, Tarnów dopadła degradacja, więc jest dla mnie szansa. Bo tak naprawdę szkoda mi kolegów i zespołu, w którym stawiało się pierwsze kroki, i z którym jest się emocjonalnie związanym. Unia zawsze miała duże aspiracje i z tego względu uważam, że miejsce Jaskółek jest w najlepszej lidze świata. Możliwe jednak, że teraz włodarze mocniej postawią na wychowanków. Jest nas naprawdę spora grupa, porozrzucana po "świecie". I co najważniejsze, całkiem nieźle radzimy sobie w Nice PLŻ. Wydaje się, że jakby wszystkich nas pozbierano, to stworzylibyśmy interesującą ekipę, gotową do występu w meczu - wytłumaczył.

Co ciekawe, po stosunkowo udanych rozgrywkach Jamróg nie narzekał na nadmiar propozycji. - Ofert nie było dotychczas Bóg wie ile. Nie ukrywam jednak, że nie zależy mi na ilości, ale jakości. Stawiam na stabilność i profesjonalne podejście do sprawy. Wiele w minionych latach przerabialiśmy zespołów, które na koniec sezonu ledwo wiązały koniec z końcem. W obecnej sytuacji rodzinnej (żona Kuby spodziewa się dziecka - dop. aut) niektóre drużyny ze względu na logistykę mi po prostu też nie odpowiadają - poinformował.

ZOBACZ WIDEO Jarosław Hampel: Trudno to nawet nazwać sezonem

W trakcie trwania sezonu ligowego tarnowianin wpadł w lekki dołek formy. Silniki nie pracowały dobrze, a pieczę nad jego sprzętem trzyma Jacek Rempała. Problemy zbiegły się z tragedią jaka spotkała pod koniec maja całą rodzinę Rempałów. Domniemywano, że najstarszy z rodu nie będzie miał po prostu czasu i siły na dalsze zajmowanie się silnikami Jamroga, a on sam będzie zmuszony szukać innych rozwiązań. Zawodnik rozwiewa te wątpliwości i prosi by nie łączyć tych okoliczności.

- W wakacje temperatury wzrosły i moje jednostki napędowe zaczęły dziwnie reagować. Coś zaczęło się w nich dziać niepokojącego. Okazało się, że trzeba było wymienić pewne podzespoły, bo nie wszystko funkcjonowało prawidłowo. Wtedy przydarzyła się ta obniżka dyspozycji. W te wydarzenia absolutnie nie mieszałbym Jacka Rempały. Nie zdziwiłbym się wcale gdyby podczas trwania rozgrywek zamknął mi drzwi do swojego warsztatu i powiedział, że nie ma głowy do tego, aby w tej chwili doglądać silników. A pomimo tej osobistej tragedii jakiej doświadczył, nie było żadnej przerwy w naszej współpracy. Niemal od razu po pogrzebie, około tydzień później byłem już u niego w pracowni i wymienialiśmy poglądy. A na tamten czas, koniec maja, silniki miałem akurat po remoncie. Serdecznie mu za to przy okazji dziękuję. Aczkolwiek na wszelki wypadek mam jeden silnik od innego tunera. Wychodzę z założenia, że nie można się zamykać w jakimś kręgu, tylko trzeba cały czas poszukiwać, aby iść do przodu. Nie wykluczam, że podczas nadchodzącej zimy również skorzystam z jednostek innych mechaników - przekazał.

Gdzie wyląduje w przyszłym sezonie Jakub Jamróg?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×