Daniel Kaczmarek: Musiałem się wykupić z Leszna. Chcę jeździć, a nie oglądać mecze z trybun

WP SportoweFakty / Oliwer Kubus / Daniel Kaczmarek (w żółtym kasku)
WP SportoweFakty / Oliwer Kubus / Daniel Kaczmarek (w żółtym kasku)

To jeden z ciekawszych wątków listopadowego okna transferowego. Daniel Kaczmarek chciał zostać w Fogo Unii Leszno, ale kiedy dowiedział się, że w kadrze będzie Nicki Pedersen natychmiast pobiegł do prezesów i ustalił warunki wykupu swojej karty.

WP SportoweFakty: To nam się porobiło. Na początku okna sam pan mówił, że zostaje w Fogo Unii Leszno.

Daniel Kaczmarek (nowy zawodnik Get Well Toruń): I sam jestem mocno zaskoczony tym, że sprawy przybrały taki obrót. Początkowo nie wierzyłem, że się uda, bo to był nieco szalony plan z tym wykupem.

Zawodnik rozmawiający sam o kwocie transferowej to rzeczywiście niecodzienna sprawa. Jak to wyglądało? Ile pan musiał zapłacić?

- Wiadomo, że Get Well nie potrafił się dogadać z Fogo Unią. Dopóki nie było tematu Nickiego to było to obok mnie. Porozmawiałem z trenerem Piotrem Baronem i uznałem, że zostanę w Lesznie. Kiedy jednak okazało się, że jest Pedersen to nie mogłem siedzieć z założonymi rękami. Wiedziałem, że przy sześciu mocnych seniorach, juniorów czeka ciężkie życie. Ten, który przegrałby rywalizację byłby skazany na trybuny. Dlatego postanowiłem zawalczyć. Pogadałem z udziałowcami i poszło. Pan Józef Dworakowski wyraził zgodę na moje odejście po piętnastu minutach rozmowy, prezes Piotr Rusiecki też zachował się fair. A kwota? Nie zdradzę jej. Powiem tylko, że to równowartość dwóch lat jazdy na kontrakcie amatorskim. Leszczyński klub wszystko dostanie, rozliczę się co do złotówki. Proszę jednak nie pytać, skąd mam kasę. Niech to będzie moja słodka tajemnica.

Jednak o tym, czy wpływ na decyzję miały ubiegłoroczne doświadczenia to chyba może pan powiedzieć?

- Pewnie, że miałem to w głowie. Sezon 2016 objechałem głównie na imprezach juniorskich, do tego doszło siedem meczów w PGE Ekstralidze. Dla mnie to za mało. Nie po to trenuję oraz inwestuję pieniądze w sprzęt, żeby stać z boku i wszystkiemu się przyglądać. Ja lubię i chcę pracować, ale muszę też wiedzieć, że coś z tego będzie wynikało. Zmiana, czyli przenosiny do Get Well to otwarcie nowej karty. Nie kryję, że wpłynęło to na mnie pozytywnie.

ZOBACZ WIDEO Żużlowe transfery - zobacz, co cię ominęło!

Przechodzi pan zastąpić Pawła Przedpełskiego?

- Tak na to nie patrzę. Chcę zdobywać dużo punktów, ale na pewno nie chcę wchodzić w jego buty. Byłoby super, jakbym jeździł na jego poziomie, a już na pewno nie chcę zejść poniżej pewnego poziomu. Jakby nie było, lepiej stawiać małe kroczki, żeby się nie zachłysnąć.

Pięć, sześć punktów na mecz uznałby pan za przyzwoitą zdobycz?

- Przy trzech biegach uznałbym, że to dobry wynik.

Działacze Get Well wytyczyli panu jakiś plan?

- Nie stawiali mi żadnych oczekiwań. Wszystko odbyło się na luzie. W ogóle to była miła rozmowa. Żadnego stawiania warunków. Z drugiej strony wiadomo, że ja chcę być jak najlepszy, żeby pomóc sobie i drużynie.

Martin Vaculik odszedł z Torunia skarżąc się po cichu na atmosferę. Nie podobało mu się, że właściciel klubu dzwonił do niego z pretensjami.

- Ja tam się tego nie boję. W Lesznie też była presja związana z ciągłą walką o skład, więc jestem na ekstremalne rzeczy gotowy. Zresztą ostro też było, bo jak nie było wyniku to były telefony. Trzeba się umieć znaleźć w takiej sytuacji, czyli wysłuchać, przemilczeć i wziąć pewne rzeczy na klatę. Nie wolno słów wypowiedzianych w nerwach brać sobie do serca.

Pana największą zdobyczą jest tytuł mistrza Polski juniorów, ale ostatnio usłyszałem, że co to za mistrz, który zdobył tytuł pod nieobecność Bartosza Zmarzlika.

- Bartek Zmarzlik jest najlepszy, ale skoro go nie było to należało to wykorzystać. Mnie tamta wygrana ucieszyła, choć teraz to już historia, już pracuję na to, żeby mieć dobrą formę za rok, dwa i tak dalej. Leszno zostawiam w dobrej pamięci, może kiedyś tam wrócę, ale teraz chcę jak najlepiej jeździć dla Get Well i dla siebie.

Źródło artykułu: