Brytyjczyk trafił do ligi polskiej w 2008 roku. Jako 18-latek pierwsze kroki w Polsce stawiał we Włókniarzu Częstochowa. W swoim debiucie nie zachwycał, ale też nikt nie wymagał od niego, by przywoził wiele punktów. Rok później było już lepiej. Tai Woffinden w kilku meczach zdobył ponad 10 punktów i pokazał tym samym, że Włókniarz nie chybił z transferem.
Sezon 2010 przyniósł jedną zasadniczą zmianę. Dzięki stałej dzikiej karcie młody zawodnik został uczestnikiem cyklu Speedway Grand Prix. Miał wówczas 20 lat i jak się okazało, indywidualna rywalizacja z najlepszymi żużlowcami świata przerosła go. Zajął dopiero 14. miejsce i nie utrzymał się w cyklu. W Ekstralidze przeszedł regres w stosunku do poprzednich rozgrywek. Do tego Woffinden wchodził w sezon po śmierci ojca, na którego wsparcie wcześniej mógł liczyć.
Splot tych wszystkich zdarzeń sprawił, że Brytyjczyk sezon 2011 spędził w pierwszoligowym Starcie Gniezno. Tam się odbudował. Normą stały się dla niego wyniki dwucyfrowe i ostatecznie zakończył rozgrywki ze średnią biegową 2,200. Wtedy okazało się, że w pierwszej lidze nie zagrzeje długo miejsca.
W 2012 roku Woffinden powrócił do Ekstraligi. Jego transfer do Betard Sparty Wrocław był autorskim pomysłem Krystyny Kloc - szefowej klubu. W pierwszym sezonie na Dolnym Śląsku zdobywał średnio osiem punktów na mecz, co nie było złym wynikiem. Swoją solidną jazdą pomógł zespołowi w utrzymaniu, a nie było to takie pewne. Wrocławianie przegrali pierwszy mecz barażowy z drużyną z Grudziądza 39:51, a u siebie wygrali 60:30. Woffinden dołożył wówczas 8 punktów z dwoma bonusami.
ZOBACZ WIDEO #2016 w sportowych tweetach. Zobacz nasze TOP 10! (źródło: TVP SA)
{"id":"","title":""}
W sezonie 2013 zawodnik Betard Sparty wypłynął na szerokie wody. Po raz kolejny dostał dziką kartę na Grand Prix i tym razem wykorzystał swoją szansę w stu procentach. Wygrał. Został mistrzem świata. W Polsce był natomiast niekwestionowanym liderem swojej drużyny i jako trzeci żużlowiec ligi zapewnił wrocławianom spokojne miejsce w środku tabeli.
Rok później Woffinden podtrzymał swój znakomity poziom. W Grand Prix znalazł się tuż za podium, ale w Betard Sparcie rządził i dzielił. Ostatecznie zajął szóste miejsce w ligowej klasyfikacji indywidualnej pozostawiając w tyle takie gwiazdy jak Jarosław Hampel czy Nicki Pedersen.
W 2015 roku Hampel się, można powiedzieć, zrewanżował i to on był najlepszym żużlowcem ligi. Woffinden jednak uplasował się tuż za nim. Zadecydowały dokładnie cztery setne. Było więc bardzo blisko, ale się nie udało. Udało się natomiast wywalczyć srebrny medal z drużyną z Wrocławia. 25 punktów z bonusem w dwumeczu półfinałowym mówi samo za siebie.
Wydawało się, że w minionym sezonie Brytyjczyk powalczy o triumf. Lepszy był jednak Bartosz Zmarzlik, który jeszcze jako junior nie miał sobie równych. Woffindenowi przypadło w udziale znów drugie miejsce. Średnia była porównywalna z tą w 2015 roku.
Czy liderowi Betard Sparty w sezonie 2017 uda się w końcu być najlepszym zawodnikiem PGE Ekstraligi według średniej biegowej? - Tai od kilku dobrych lat jest na wysokim poziomie. Na pewno będzie znowu w czołówce. Należy do grona kilku żużlowców, którzy są cały czas wymieniani jako najlepsi. Ciężko powiedzieć, kto mógłby mu zaszkodzić w zajęciu pierwszego miejsca. Często są to bowiem zawodnicy, którzy przed sezonem nie rokują aż tak dobrze. To może być tak naprawdę każdy - mówi Krzysztof Cegielski, ekspert naszego portalu.
Były żużlowiec zaznacza, że brak Woffindena na szczycie rankingu, jak się okazuje, działa na jego korzyść. - Nie trzeba być pierwszym, żeby zapaść w pamięć kibicom. Lepiej tak jak Tai niż raz być pierwszym i potem, jak to wielokrotnie bywało, znaleźć się gdzieś w drugiej czy trzeciej dziesiątce. Nic nie wskazuje na to, by Woffinden miałby być poza czołówką w naszej lidze - kończy Cegielski.
Poczułem się lepiej...