Witaj elito! Czwarta część historii Kenny'ego Cartera

Sezon 1981 zaczął się dla młodzieńca z Halifax najgorzej jak mógł, bo od potwornie wyglądającego wypadku na The Shay, jakiemu uległ już w kwietniu. Skończyło się tylko na strachu, ale Kenny otarł się wówczas o śmierć.

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Po tradycyjnym pobycie w Australii, meczu kadry narodowej w hali Wembley Arena oraz zwycięstwie w turnieju Second City Trophy, przyszedł czas starcia przeciwko Birmingham Brummies. W wyścigu numer cztery Carter ścigał lidera gości, Hansa Nielsena, lecz w pogoni tej zahaczył swą maszyną o tylne koło motocykla Duńczyka. Po chwili zawodnik Książąt wystrzelił w powietrze jak z katapulty i z impetem uderzył kaskiem o tor. Opatrujący go lekarz, gdy ujrzał na miejscu zdarzenia krew, spodziewał się najgorszego, podobnie jak kibice na trybunach oraz osoby zgromadzone w parku maszyn. Złamana w ośmiu miejscach szczęka okazała się więc błahostką przy tym, co mogło spotkać brytyjskiego żużlowca, gdyby ten miał odrobinę mniej szczęścia. - Kiedy poszedłem odwiedzić Kenny'ego w szpitalu, to przeszedłem obok niego, bo w ogóle go nie poznałem. Jego szczęka była tak spuchnięta, że wyglądał jak Desperate Dan z komiksów DC Thomson - opowiada Phil Hollingworth. Zamiast ścigać się na żużlu, kolejnych pięć tygodni Carter spędził na spożywaniu przez słomkę zupek i mleka oraz przeklinaniu Hansa Nielsena. Reprezentant Zjednoczonego Królestwa był bowiem w stu procentach przekonany, że "Profesor z Oksfordu" umyślnie zamknął gaz w decydującym momencie, co doprowadziło do bolesnego w skutkach wypadku. Od tamtej pory Kenny obsesyjnie nienawidził Hansa, choć ten po latach przyznał, że wprawdzie nie pamięta tamtej sytuacji, ale na pewno nie zamknąłby gazu przed nosem rywala z pełną premedytacją.

4 kwietnia przez chwilę wydawało się, że Kenny Carter mógł stracić życie, a tymczasem już 9 maja jeździec Książąt powrócił na tor i wyścigu otwierającym pojedynek z Cradley Heathens pokonał samego Bruce'a Penhalla. Jego ekipa poległa wówczas 42:54 na zmoczonym przez deszcz owalu The Shay, lecz on mógł być z siebie dumny, gdyż do kompletu 18 punktów zabrakło mu zaledwie jednego "oczka", które wyrwał mu właśnie Amerykanin w ich drugim starciu. - Ludzie podniecali się szybkim powrotem do ścigania Lestera Piggotta po tym jak zmasakrowało mu ucho - mówi Eric Boothroyd, promotor Halifax Dukes. - Złamana szczęka Kenny'ego wyglądała jednak znacznie gorzej, a jego powrót był o wiele bardziej spektakularny.

- Moim celem jest zostać numerem jeden na Wyspach, a następnie mistrzem świata - powtarzał sobie wciąż Carter, ale wypadało wreszcie coś zrobić w tym kierunku. Pierwszy krok został postawiony kilka dni później w Sheffield, gdzie Kenny w półfinale IM Wielkiej Brytanii przegrał tylko z Lesem Collinsem oraz Chrisem Mortonem i mógł świętować pierwszy w karierze awans do finału stanowiącego również jedną z eliminacji indywidualnych mistrzostw świata. W czerwcu na Brandon Stadium w Coventry młodzieniec radził sobie natomiast jeszcze lepiej i otarł się o mistrzostwo kraju. Zajął drugie miejsce w wyścigu o złoty medal. Zwyciężył wówczas Steve Bastable, a na trzeciej lokacie w tamtych zawodach uplasował się kolega Cartera z teamu książąt - John Louis. Czterdziestoletni wtedy zawodnik był pod wrażeniem postawy swojego dwa razy młodszego kolegi. - Kenny nie utrzymuje bliższych relacji z resztą zespołu, bo jest typem samotnika, ale dobrze się dogadujemy - mówił. - Lubię przyjeżdżać do Halifax dwie godziny przed meczem i pogawędzić sobie z nim w jego boksie. Imponuje mi jak ten chłopak dba o szczegóły. Ludziom wydaje się to głupie, ale to naprawdę mądre z jego strony, że prowadzi zapiski na temat wszystkich torów, na których przychodzi mu rywalizować. Ja też mam swoją książeczkę przełożeń i opon, lecz on ma wszystko rozpisane na wykresach. Jest tam każde ustawienie silnika jakie testował. ZOBACZ WIDEO Pojedziemy na biało-czerwono tylko w polskich rundach

Len Silver, czyli nowy menadżer reprezentacji Zjednoczonego Królestwa, także zachwycał się postawą młodziutkiego żużlowca w finale krajowego czempionatu, ale dla Kenny'ego drugie miejsce było lepsze chyba tylko niż ostatnie. Dwudziestoletni żużlowiec bardzo ciężko przeżył porażkę w wyścigu dodatkowym. - Drugie miejsce? A kto do cholery będzie o tym pamiętał po latach?! - mawiał niecierpliwie oczekując na Finał Zamorski, czyli kolejną odsłonę eliminacji IMŚ. Tam zamierzał skopać tyłek Bruce'owi Penahallowi, ale rzeczywistość okazała się brutalna i na owalu w White City finiszował na ledwie dziewiątej pozycji, podczas gdy Amerykanin stanął na najniższym stopniu podium. Wzajemna niechęć między Brytyjczykiem a Jankesem miała swój początek w 1978 roku podczas ligowego starcia Halifax Dukes i Cradley Heathens, ale dopiero w osiemnastej gonitwie Finału Zamorskiego 1981 doszło do starcia, które kibice speedwaya wspominają do dziś.

Startujący od krawężnika Penhall z dorobkiem 10 "oczek" miał już zapewnioną przepustkę do Finału Interkontynentalnego, a ustawiony na czwartym polu Carter uzbierał do tamtej pory zaledwie 6 punktów i wciąż nie był pewny awansu do kolejnego etapu eliminacji IMŚ. Spod taśmy najlepiej wystrzelił reprezentant USA, natomiast Brytyjczyk rzucił się w szaleńczą pogoń za rywalem. Na wejściu w drugi wiraż Kenny wysunął się już na czoło stawki, a próbujący kontry Bruce doprowadzi do upadku rywala i został wykluczony z powtórki gonitwy. Tuż po kolizji Carter szybko wstał i się otrzepał, po czym wskazał palcem na Penhalla, co oznaczało, że rachunki wkrótce zostaną wyrównane. Najpierw jednak Kenny wsiadł na motocykl i przyjechał do mety na drugiej pozycji. To wystarczyło mu do wywalczenia przepustki do Finału Interkontynentalnego. Amerykanin długo nie potrafił się pogodzić z decyzją arbitra, natomiast wcześniej często krzywdzony przez sędziów Brytyjczyk wreszcie mógł triumfować: - Bruce zachował się trochę egoistycznie. Gdyby pojechał normalnie, to albo on pokonałby mnie, albo ja pokonałbym jego, lecz on musiał przygwiazdorzyć i wsadzić mnie w dechy.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×