Po tradycyjnym pobycie w Australii, meczu kadry narodowej w hali Wembley Arena oraz zwycięstwie w turnieju Second City Trophy, przyszedł czas starcia przeciwko Birmingham Brummies. W wyścigu numer cztery Carter ścigał lidera gości, Hansa Nielsena, lecz w pogoni tej zahaczył swą maszyną o tylne koło motocykla Duńczyka. Po chwili zawodnik Książąt wystrzelił w powietrze jak z katapulty i z impetem uderzył kaskiem o tor. Opatrujący go lekarz, gdy ujrzał na miejscu zdarzenia krew, spodziewał się najgorszego, podobnie jak kibice na trybunach oraz osoby zgromadzone w parku maszyn. Złamana w ośmiu miejscach szczęka okazała się więc błahostką przy tym, co mogło spotkać brytyjskiego żużlowca, gdyby ten miał odrobinę mniej szczęścia.
- Kiedy poszedłem odwiedzić Kenny'ego w szpitalu, to przeszedłem obok niego, bo w ogóle go nie poznałem. Jego szczęka była tak spuchnięta, że wyglądał jak Desperate Dan z komiksów DC Thomson - opowiada Phil Hollingworth. Zamiast ścigać się na żużlu, kolejnych pięć tygodni Carter spędził na spożywaniu przez słomkę zupek i mleka oraz przeklinaniu Hansa Nielsena. Reprezentant Zjednoczonego Królestwa był bowiem w stu procentach przekonany, że "Profesor z Oksfordu" umyślnie zamknął gaz w decydującym momencie, co doprowadziło do bolesnego w skutkach wypadku. Od tamtej pory Kenny obsesyjnie nienawidził Hansa, choć ten po latach przyznał, że wprawdzie nie pamięta tamtej sytuacji, ale na pewno nie zamknąłby gazu przed nosem rywala z pełną premedytacją.
4 kwietnia przez chwilę wydawało się, że Kenny Carter mógł stracić życie, a tymczasem już 9 maja jeździec Książąt powrócił na tor i wyścigu otwierającym pojedynek z Cradley Heathens pokonał samego Bruce'a Penhalla. Jego ekipa poległa wówczas 42:54 na zmoczonym przez deszcz owalu The Shay, lecz on mógł być z siebie dumny, gdyż do kompletu 18 punktów zabrakło mu zaledwie jednego "oczka", które wyrwał mu właśnie Amerykanin w ich drugim starciu. - Ludzie podniecali się szybkim powrotem do ścigania Lestera Piggotta po tym jak zmasakrowało mu ucho - mówi Eric Boothroyd, promotor Halifax Dukes. - Złamana szczęka Kenny'ego wyglądała jednak znacznie gorzej, a jego powrót był o wiele bardziej spektakularny.
- Moim celem jest zostać numerem jeden na Wyspach, a następnie mistrzem świata - powtarzał sobie wciąż Carter, ale wypadało wreszcie coś zrobić w tym kierunku. Pierwszy krok został postawiony kilka dni później w Sheffield, gdzie Kenny w półfinale IM Wielkiej Brytanii przegrał tylko z Lesem Collinsem oraz Chrisem Mortonem i mógł świętować pierwszy w karierze awans do finału stanowiącego również jedną z eliminacji indywidualnych mistrzostw świata. W czerwcu na Brandon Stadium w Coventry młodzieniec radził sobie natomiast jeszcze lepiej i otarł się o mistrzostwo kraju. Zajął drugie miejsce w wyścigu o złoty medal. Zwyciężył wówczas Steve Bastable, a na trzeciej lokacie w tamtych zawodach uplasował się kolega Cartera z teamu książąt - John Louis. Czterdziestoletni wtedy zawodnik był pod wrażeniem postawy swojego dwa razy młodszego kolegi. - Kenny nie utrzymuje bliższych relacji z resztą zespołu, bo jest typem samotnika, ale dobrze się dogadujemy - mówił. - Lubię przyjeżdżać do Halifax dwie godziny przed meczem i pogawędzić sobie z nim w jego boksie. Imponuje mi jak ten chłopak dba o szczegóły. Ludziom wydaje się to głupie, ale to naprawdę mądre z jego strony, że prowadzi zapiski na temat wszystkich torów, na których przychodzi mu rywalizować. Ja też mam swoją książeczkę przełożeń i opon, lecz on ma wszystko rozpisane na wykresach. Jest tam każde ustawienie silnika jakie testował.
ZOBACZ WIDEO Pojedziemy na biało-czerwono tylko w polskich rundach
Len Silver, czyli nowy menadżer reprezentacji Zjednoczonego Królestwa, także zachwycał się postawą młodziutkiego żużlowca w finale krajowego czempionatu, ale dla Kenny'ego drugie miejsce było lepsze chyba tylko niż ostatnie. Dwudziestoletni żużlowiec bardzo ciężko przeżył porażkę w wyścigu dodatkowym. - Drugie miejsce? A kto do cholery będzie o tym pamiętał po latach?! - mawiał niecierpliwie oczekując na Finał Zamorski, czyli kolejną odsłonę eliminacji IMŚ. Tam zamierzał skopać tyłek Bruce'owi Penahallowi, ale rzeczywistość okazała się brutalna i na owalu w White City finiszował na ledwie dziewiątej pozycji, podczas gdy Amerykanin stanął na najniższym stopniu podium. Wzajemna niechęć między Brytyjczykiem a Jankesem miała swój początek w 1978 roku podczas ligowego starcia Halifax Dukes i Cradley Heathens, ale dopiero w osiemnastej gonitwie Finału Zamorskiego 1981 doszło do starcia, które kibice speedwaya wspominają do dziś.
Startujący od krawężnika Penhall z dorobkiem 10 "oczek" miał już zapewnioną przepustkę do Finału Interkontynentalnego, a ustawiony na czwartym polu Carter uzbierał do tamtej pory zaledwie 6 punktów i wciąż nie był pewny awansu do kolejnego etapu eliminacji IMŚ. Spod taśmy najlepiej wystrzelił reprezentant USA, natomiast Brytyjczyk rzucił się w szaleńczą pogoń za rywalem. Na wejściu w drugi wiraż Kenny wysunął się już na czoło stawki, a próbujący kontry Bruce doprowadzi do upadku rywala i został wykluczony z powtórki gonitwy. Tuż po kolizji Carter szybko wstał i się otrzepał, po czym wskazał palcem na Penhalla, co oznaczało, że rachunki wkrótce zostaną wyrównane. Najpierw jednak Kenny wsiadł na motocykl i przyjechał do mety na drugiej pozycji. To wystarczyło mu do wywalczenia przepustki do Finału Interkontynentalnego. Amerykanin długo nie potrafił się pogodzić z decyzją arbitra, natomiast wcześniej często krzywdzony przez sędziów Brytyjczyk wreszcie mógł triumfować: - Bruce zachował się trochę egoistycznie. Gdyby pojechał normalnie, to albo on pokonałby mnie, albo ja pokonałbym jego, lecz on musiał przygwiazdorzyć i wsadzić mnie w dechy.
[nextpage]Nie da się ukryć, że Kenny wręcz nie znosił Bruce'a. W wywiadzie dla stacji ITV barwnie opisał Penhalla jako wyrachowanego jeźdźca, który z premedytacją go sfaulował, a z siebie zrobił wielką ofiarę. Taka postawa nie spodobała się ani szefowi Cradley Heathens, Peterowi Adamsowi, ani jego najlepszemu zawodnikowi, czyli Penhallowi. Zwłaszcza, że Amerykanin nie zgrywał niewiniątka i ostatecznie przyznał się do faulu. - To, co się stało, nie było celowe, a ja nie jestem żużlowcem, który jeździ nieczysto - powiedział. - Jestem winien Kenny'emu przeprosiny za tamtą akcję, ale on również powinien mnie przeprosić za to, co nagadał w telewizji i radiu. Nasze motocykle najzwyczajniej w świecie się sczepiły i to był jeden z tych wypadków, w których niczyim zamiarem nie było wsadzenie rywala w dechy.
W Finale Interkontynentalnym w Vojens Carter i Penhall skupiali się bardziej na uzbieraniu jak największej liczby punktów niż na rywalizacji pomiędzy sobą. Żużlowcowi z Kalifornii ta sztuka udawała się lepiej, gdyż z kompletem 15 "oczek" wygrał zawody na torze należącym do Olego Olsena, lecz Brytyjczyk poradził sobie niewiele gorzej i uplasował się na czwartej lokacie, która również dała mu przepustkę do zaplanowanego na początek września Finału Światowego na Wembley. Amerykanina, który niecały miesiąc wcześniej został mistrzem świata par, czekał krótki odpoczynek od występów pod flagą narodową, podczas gdy Kenny miał na horyzoncie wyjazd do Niemiec, gdzie na 15 sierpnia w Olching zaplanowano finał drużynowych mistrzostw świata.
Dwudziestoletni żużlowiec rzadko kiedy jest na tyle dojrzały, że potrafi sobie radzić bez mentora, który od czasu do czasu coś mu doradzi. Carter był na tyle utalentowanym chłopakiem, że potrzebował obok siebie kogoś z naprawdę wielkim bagażem doświadczeń i sukcesów, żeby mógł mu w pełni zaufać. Takim kimś okazał się... Ivan Mauger - sześciokrotny IMŚ i człowiek, który nawiązał do tradycji wielkich dominatorów speedwaya w osobach Ovego Fundina i Barry'ego Briggsa. - Pewnego wieczoru udałem się do Newcastle, żeby załatwić coś dla Iana Thomasa, i wtedy spotkałem Kenny'ego po raz pierwszy. Podszedłem do niego i od razu złapaliśmy dobry kontakt - wspomina legendarny Nowozelandczyk.
Na początku lat osiemdziesiątych Carter sporo eksperymentował ze sprzętem, testując nowe gaźniki oraz silniki Jawy. Mauger doradzał młodzieńcowi jednak nie tylko w sprawach sprzętowych, ale również starał się dbać o zawartość jego portfela. Kiedy Kenny dowiedział się, że równi zawodnicy oraz obcokrajowcy zarabiają zdecydowanie więcej od niego, to zagroził, że poszuka sobie lepszego pracodawcy niż Halifax Dukes. Ivan należał jednak do ludzi preferujących pokojowe rozwiązania, więc porozmawiał na spokojnie z promotorem klubu, a ten zgodził się na podwyżkę. Mentor starał się również uzmysłowić dwudziestolatkowi, że jego konflikt z Penhallem nie ma większego sensu. - Powiedziałem mu, że nie może mieć kosy z facetem, z którym rywalizuje, zwłaszcza w mistrzostwach świata - opowiada. - Chciałem mu uzmysłowić, iż Bruce po prostu starał się wygrać tamten wyścig w White City, a nie wbić rywala w płot. W końcu to pojął.
Michael Lee, Chris Morton, Dave Jessup, Kenny Carter oraz Gordon Kennett na rezerwie - tak brzmiał skład na finał DMŚ ogłoszony przez Lena Silvera. Wkrótce jednak okazało się, że ten pierwszy do Olching nie pojedzie, a powołanie w jego miejsce otrzymał John Davies. Oficjalnym powodem absencji wciąż aktualnego mistrza świata była choroba, lecz tak naprawdę chodziło o to, że znaleziono przy nim niewielką ilość marihuany, sprawa wkroczyła na drogę prawną, a włodarze kadry nie chcieli z tego powodu mieć żadnych problemów. Bez swojego lidera Brytyjczycy nadal stanowili silną ekipę, ale niewielu wierzyło już w to, że sprostają potężnemu, duńskiemu okrętowi z Hansem Nielsenem, Erikiem Gundersenem, Tommym Knudsenem, Ole Olsenem oraz Finnem Thomsenem na pokładzie.
16 sierpnia niespodzianki rzeczywiście nie było i to team z Kraju Hamleta sięgnął po złoto, a Synowie Albionu musieli zadowolić się srebrem i pokonaniem gospodarzy oraz Związku Radzieckiego. Kenny Carter w tamtych zawodach wywalczył 9 "oczek" w czterech startach, co stanowiło drugi dorobek w drużynie. Dwukrotnie pokonał Duńczyków, co należy zapisać na plus, lecz dwukrotnie też uległ Niemcom, którzy finiszowali przecież za plecami Brytyjczyków. Tak czy inaczej ostateczne zwycięstwo było raczej poza zasięgiem jego drużyny, bo przecież w tamtych czasach regulamin DMŚ nie dopuszczał możliwości skorzystania z jokera, którego punkty liczyłyby się podwójnie. W Zjednoczonym Królestwie mimo wszystko porażka bardzo bolała kibiców. Winą obarczono trenera oraz słabą organizację. Tak się bowiem stało, że zawodnicy sami musieli zadbać o transport sprzętu do Niemiec, a Kenny spóźnił się na zarezerwowany przez federację samolot i na miejsce zawodów dotarł samotnie, zamiast z całą drużyną.
5 września 1981 roku ponad dziewięćdziesiąt tysięcy kibiców zgromadzonych na Wembley niewiele już pamiętało z DMŚ, bo przecież tego dnia miał zostać wyłoniony najlepszy żużlowiec globu w trwającym sezonie. Wśród uczestników zmagań próżno było szukać jeźdźców anonimowych, a prawie połowa z nich prędzej czy później sięgała po upragniony tytuł. Edward Jancarz, Tommy Knudsen, Ole Olsen, Larry Ross, Kenny Carter, Zenon Plech, Egon Müller, Chris Morton, Michael Lee, Erik Gundersen, Bruce Penhall, Jan Andersson, Aleš Dryml senior, Jiří Štancl, Hans Nielsen oraz Dave Jessup. Szesnastu śmiałków i szesnaście tytułów IMŚ, jeśli liczylibyśmy je dziś. Faworyt? Wygrać mógł prawie każdy, a publika też miała swoje sympatie i antypatie. Jedni uwielbiali Kennye'go Cartera i nienawidzili Bruce'a Penhalla. Drudzy dokładnie na odwrót. Słychać to było jeszcze przed zawodami, kiedy zapoznających się z nawierzchnią jeźdźców witały brawa pomieszane z przeraźliwymi gwizdami.
Koniec części czwartej. Kolejna już w najbliższą niedzielę.
Bibliografia: Halifax Courier, Speedway Plus, Speedway Star, Tony McDonald - Tragedy: The Kenny Carter Story.
Serdecznie podziękowania dla Mike'a Patricka, właściciela witryny www.mike-patrick.com, za udostępnienie fotografii wykorzystanej w tekście.
Poprzednie części:
Od startu pod górkę. Pierwsza część historii Kenny'ego Cartera
Pierwszy wiraż. Druga część historii Kenny'ego Cartera
W końcu na prostej. Trzecia część historii Kenny'ego Cartera
Informacje sportowe możecie śledzić również w aplikacji WP SportoweFakty na Androida (do pobrania w Google Play) oraz iOS (do pobrania w iTunes). Komfort i oszczędność czasu!