Kulminacyjny moment i prawdziwa weryfikacja nadejdzie jednak wraz z początkiem kwietnia i inauguracją rozgrywek Nice PLŻ. Niezwykle ważnych dla Kuby i jego nowej-starej drużyny Unii Tarnów. 25-latek wraca w rodzinne strony po czterech latach nieprzerwanych występów w barwach Orła Łódź. Wielka radość miesza się z ogromną odpowiedzialnością za losy zespołu, przed którym po spadku z PGE Ekstraligi w minionym roku postawiono jasny cel - szybki powrót do najlepszych ekip w kraju. Po odejściu Janusza Kołodzieja to Jamróg przejął pałeczkę jedynego wychowanka-seniora w składzie. Dlatego nie da się ukryć, że większość kibiców będzie "patrzeć" mu na ręce. Sam żużlowiec wie na co się decydował i jest na to gotowy.
Pomiędzy pracą nad sprzętem, a dbaniem o jak najlepszą kondycję Kuba znalazł czas, aby wraz z przyjaciółmi "wyczyścić" głowę w ciepłych krajach. Polską, zimową aurę zamienił na słoneczną Tajlandię. - Wcześniej jeździliśmy tylko we dwójkę z żoną i wyglądało to tak, że w krótkim terminie chcieliśmy zobaczyć wszystko na raz. Orientowaliśmy się wtedy, że w ogóle nie odpoczywamy tylko cały czas zwiedzamy i gonimy z jednego miejsca na drugie. Teraz wakacje spędzaliśmy ze znajomymi z Warszawy i było dużo więcej leniuchowania. Żona jest w ciąży i nie mogliśmy sobie pozwolić na szaleństwa. Nie byłbym jednak sobą gdybym w kolejnym zakątku świata nie pielęgnował swojej pasji jaką jest nurkowanie. Zresetowałem się kompletnie. Potrzebowałem akurat teraz takiego urlopu, bo nie ukrywam, że ostatnie miesiące kosztowały mnie trochę nerwów. Z mojego powrotu do Tarnowa wyniknęło dużo niepotrzebnego szumu. W końcówce sezonu usłyszałem parę niemiłych i kontrowersyjnych komentarzy od prezesa Orła Łódź Witolda Skrzydlewskiego. To przysporzyło trochę stresowych momentów. Na szczęście to już za mną. Naładowałem baterie i z miłą chęcią wróciłem do treningów - mówi nowy nabytek Unii Tarnów.
Zawodnik "Jaskółek" przed wylotem do Azji zamierzał wybrać się na obóz kondycyjny organizowany przez agencję menadżerską Krystiana Plecha. Odstąpił jednak od tego pomysłu. - Wszystkie plany weryfikowały kolejne dni. Myślałem, aby udać się na ten camp. Kiedy jednak zdecydowałem się, że na początku grudnia wyjadę na wakacje w kalendarzu zrobiło się ciasno. Nie chciałem rezygnować z następnych dni, które mógłbym przekładać nad pracę w garażu. Później obrałem sobie taki harmonogram, że cały listopad siedzę w warsztacie do oporu i podporządkowuję ten miesiąc na kompletowanie sprzętu. Później relaks i ostry reżim treningowy pod kątem przygotowania fizycznego - wyjawia.
Można powiedzieć, że park maszyn Jamroga przeszedł przed nadchodzącym sezonem małą rewolucję. - Bez zmian się nie obyło. Sprzedałem dwa motocykle, a w zamian pojawiły się dwa nowe. W sumie będę dysponował czterema. Praktycznie siedemdziesiąt procent sprzętu jest świeżego. Głównie wymieniałem podwozia. Te najlepsze silniki będę miał dalej do dyspozycji. Oprócz tego myślę o zakupie jeszcze jednego całkiem nowego ponieważ jeden, który fajnie jechał na finiszu rozgrywek, ale rozsypał mi się i została z niego sama głowica. Niby istotna część silnika, ale inne podzespoły musiały zostać wymienione. Wszystkie inwestycje były możliwe dzięki dobremu kontraktowi jaki udało się podpisać w Tarnowie oraz sponsorom, których już udało mi się na miejscu pozyskać. Szczególne podziękowania kieruję w stronę Zakładów Mechanicznych oraz firm Karmot, Motocykle Pro-Colsunt, Tek-Pak i Bud-Pol. Teraz czekam już tylko na jednostki napędowe, które pozostanie wrzucić w ramę, a potem wyglądamy sprzyjającej pogody i na tor! - rzuca z nadzieją.
ZOBACZ WIDEO Cagliari - Genoa. Wysokie zwycięstwo gospodarzy, grał Bartosz Salamon. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN]
W wielu przypadkach furorę robią silniki "robione" pod konkretny tor. Najczęściej takie jednostki są chowane na cały rok głęboko do szafy i wyciągane tylko w przypadku przyjazdu na dany obiekt. -Sprzętu specjalnie na Tarnów nie mam przyszykowanego z jednego prostego powodu. Nie było mnie tu cztery lata. Doszło do sporych zmian w torze, nie byłem z nimi na bieżąco. Mogę powiedzieć, że mam silnik sprawdzony na Łódź (śmiech). Ale już głowa w tym moja, Jacka Rempały i innych mechaników z którymi współpracuję, żeby nie dać plamy w tym względzie. Teraz będzie o tyle łatwiej, że jestem na miejscu i wszędzie mam blisko, dlatego mam nadzieję, że taką "perełkę" na Tarnów znajdziemy w miarę szybko - komunikuje.
Żużlowiec nie wprowadzał rewolucji do ćwiczeń wytrzymałościowych. O kondycję dba sam, ale też w klubie z kolegami z zespołu Unii Tarnów. - Jeśli chodzi o przygotowania fizyczne to idę sprawdzonym tokiem. Trenuję dwa razy dziennie. Rano i wieczorem. Od poniedziałku do piątku. W sobotę dokładam jeszcze jedną sesję, a w niedzielę jest czas regenerację. Styczeń jest intensywny w ćwiczenia. Od lutego stopniowo będziemy schodzić z obciążeń. Staram się słuchać swojego organizmu. Przez tyle lat miałem okazję spotkać na swojej drodze wielu trenerów i z każdego udało mi się wyciągnąć coś dla siebie. Uważam, że dla żużla w tym względzie nie ma złotego środka, tak jak ma to miejsce choćby w lekkoatletyce, gdzie wyliczane są komputerowo wszystkie trening, łącznie z ilością wykonanych powtórzeń. Różna też jest fizjonomia zawodników. Musimy więc patrzeć indywidualnie. Oprócz tego sporo dzieję się też w klubie. Możemy uczestniczyć w zajęciach, które prowadzi trener Paweł Baran. Tam z kolei jest sporo elementów gimnastyki, padów i wszelkiej maści przewrotów. Są obwody stacyjne, które wzmacniają siłę. Dla mnie taka forma treningu jest o tyle przydatna, że jestem dość zgarbiony i mało elastyczny - opisuje.
Kilka lat temu tarnowianin uległ groźnemu upadkowi, doznając kontuzji kręgosłupa. Obecnie zawodnik nie odczuwa z tego tytułu żadnego dyskomfortu i może brać czynny udział bez żadnych ograniczeń we wszystkich ćwiczeniach. - Nie ma absolutnie żadnych przeciwwskazań lekarzy, a ja nie odczuwam bólu podczas treningów więc nie oszczędzam się przy żadnym ćwiczeniu. Jadę równo z chłopakami - dodaje.