Czternasty wyścig. Siódma część historii Kenny'ego Cartera

Materiały prasowe / Mike Patrick
Materiały prasowe / Mike Patrick

Kiedy Kenny cieszył się z drugiego w karierze awansu do Finału Światowego, a Pam wkrótce miała wydać na świat ich pierwsze dziecko, obowiązkowo coś musiało pójść nie tak. Pech dopadł Cartera w Ipswich podczas turnieju Star of Anglia.

W tym artykule dowiesz się o:

W dwudziestej gonitwie zawodów miejscowy matador Preben Eriksen wyraźnie zbyt bardzo pragnął pokonać reprezentanta Wielkiej Brytanii i przeszarżował już w pierwszym wirażu. Jeździec z Halifax z impetem uderzył w bandę i opuścił tor w karetce. Skończyło się na połamanych żebrach i przebitym płucu, choć oczywiście mogło być znacznie gorzej. Mimo wszystko jednak taka diagnoza na trzy tygodnie przed decydującym starciem o tytuł IMŚ nie brzmiała dobrze. - Wszystko się we mnie gotuje na myśl o tym zdarzeniu, a Preben Eriksen w tym momencie na pewno nie jest na liście moich najlepszych kumpli - mówił Kenny wprost ze szpitalnego łóżka. - W wywiadzie dla lokalnej gazety powiedział, że był z przodu i nie wie jakim cudem jego bark spotkał się z moim, ale ja zapamiętałem tę sytuację nieco inaczej. Musiałem wygrać tamten wyścig, żeby zachować trofeum. Tymczasem on zdawał sobie sprawę, że pokonując mnie sam stanąłby na najwyższym stopniu podium przed własną publicznością, co byłoby największym sukcesem w jego karierze. Nie wytrzymał ciśnienia i trochę przegiął.

Kenny z jednej strony się wkurzył na rywala, a z drugiej cieszył się, iż tamta kraksa nie miała o wiele gorszych konsekwencji. Lekarze wprawdzie kategorycznie odradzali mu wsiadanie na motocykl w najbliższym czasie i prosili, żeby zapomniał o występie w Los Angeles, ale Carter należał do zawodników, których ból nie był w stanie powstrzymać przed skorzystaniem z życiowej szansy. Zaledwie jedno turniejowe zwycięstwo dzieliło go od upragnionego tytułu mistrza świata, a smaczku temu wszystkiemu dodawało to, że zawody odbywały się w znienawidzonych przez niego Stanach Zjednoczonych, gdzie niekwestionowanym numerem jeden był jego największy oponent - Bruce Penhall. W głowie lidera Książąt nie istniała tak naprawdę inna opcja niż podróż za ocean, żeby dać z siebie sto procent w celu skopania tyłka faworytowi miejscowej publiczności.

W sezonie 1982 Ivan Mauger walczył jeszcze o swoje siódme złoto IMŚ, ale w wieku czterdziestu dwóch lat sił mu starczyło tylko na dotarcie do Finału Zamorskiego, więc po nim mógł już się w pełni skupić na pomocy swojemu podopiecznemu, czyli Kenny'emu Carterowi. Nowozelandczyk nakazał Brytyjczykowi przybyć do USA na dwa dni przed oficjalnym przyjęciem dla uczestników zawodów decydujących o podziale medali. Młodzieniec miał się zaaklimatyzować oraz zadbać o wciąż dokuczające mu skutki wypadku w Ipswich. W tym celu korzystał z fizjoterapii, jacuzzi oraz kalifornijskiego słońca. Mauger nie był dla Cartera jedynie mentorem. Na dwa tygodnie przed wylotem do LA legendarny żużlowiec testował w Niemczech nowe opony firmy Dunlop, które następnie polecił Kenny'emu. Zawodnik Halifax Dukes należał do nielicznych jeźdźców ze światowej czołówki, którzy nie przerzucili się na ogumienie amerykańskiej firmy Carlisle. Ba, z powodów ideologicznych nie zamierzał tego nigdy uczynić i postanowił być wierny rodzimemu producentowi. - On chciał pozostać stuprocentowym Brytyjczykiem - opowiada Ivan. - Cały jego sprzęt był produkowany na Wyspach: silniki Weslake, ramy Comet, kaski Kangol, koła Talon i sprzęgła NEB.

Kenny znajdował się w grupie zawodników, którzy zawsze mówią to co myślą. Nikt mu nie przygotowywał specjalnych kwestii dla mediów, bo gdyby tak było, to pewnie jeszcze bardziej by go korciło, żeby palnąć coś, czego nie wypada mówić publicznie. Z jednej strony nie znosił Amerykanów, a z drugiej przed Finałem Światowym w Los Angeles prezentował typową dla nich pewność siebie: - Uważam, że tytuł IMŚ powinien należeć do mnie. Pragnę go bardziej niż czegokolwiek innego i pomijając kontuzję czuję, że to jest ten moment. Marzyłem o zwycięstwie na Wembley i długo odchorowywałem porażkę. Wydawało mi się, że jestem dostatecznie dobry, żeby osiągnąć sukces, ale mój sprzęt nie był jeszcze na takim poziomie jak w tej chwili. Jeśli wygrałbym wtedy, być może byłoby to zbyt szybko, ale teraz na pewno jest właściwy moment. Wcale nie wydaje mi się, że jestem najlepszym żużlowcem na świecie. Ja to wiem!

ZOBACZ WIDEO Sergio Ramos bohaterem Realu! Zobacz skrót meczu z Malagą [ZDJĘCIA ELEVEN]

Brytyjczyk był świadom swoich umiejętności, ale speedway to przewrotny sport, w którym nie zawsze wygrywa najlepszy. Szczególnie, jeśli o kolejności na podium IMŚ decyduje w gruncie rzeczy jeden turniej. Dlatego też reprezentant Zjednoczonego Królestwa potrafił docenić klasę przeciwników, wśród których znalazły się takie osobistości jak Les i Peter Collinsowie, Dave Jessup, Dennis Sigalos, Kelly Moran, Hans Nielsen, Edward Jancarz, Phil Crump oraz Bruce Penhall. - Jeśli mnie się nie uda, to mam nadzieję, że wygra któryś z moich rodaków - mówił. - Tak naprawdę jednak większość uczestników finału ma papiery na mistrza. Ostro rywalizuję z Brucem, ale on był dobrym czempionem. To odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu, lecz jego największy problem polega na tym, że nie jest Anglikiem.

28 sierpnia 1982 roku około czterdzieści tysięcy widzów przybyło na stadion Los Angeles Memorial Coliseum, żeby obejrzeć finałowe zmagania o miano najlepszego żużlowca globu. Nigdy wcześniej w USA taka liczba kibiców nie śledziła z trybun zawodów żużlowych, ale ogrom areny sprawiał, że frekwencja i tak była rozczarowująca. Po trzech seriach startów Kenny Carter przewodził stawce z dorobkiem 9 "oczek", a znienawidzony przez niego Bruce Penhall miał na koncie o punkt mniej. Czternasta gonitwa była więc kluczowa dla obu jeźdźców. Amerykanin chciał się zbliżyć do obrony mistrzowskiej korony, natomiast Anglik mógł pokrzyżować jego plany. Afera wisiała w powietrzu. Obaj fatalnie wyszli spod taśmy. Na prowadzeniu usadowił się wygodnie Peter Collins, za nim podążał Phil Crump. Penhall był trzeci, a Carter ostatni. Na drugim okrążeniu Amerykanin minął Australijczyka, a Anglik poszedł w jego ślady. Rozpędzony Kenny po chwili minął też Bruce’a, niemal powodując jego upadek. Za moment jednak Penhall z powrotem był drugi, a Carter leżał na torze. Norweski sędzia Torrie Kittlesen wykluczył Kenny’ego jako sprawcę przerwania biegu.
[nextpage]

- Bruce Penhall doskonale wiedział, że jeśli Kenny go pokona, to będzie pozamiatane - wspomina Barry Briggs, który bacznie przyglądał się tamtym wydarzeniom. - Po starcie Amerykanin maksymalnie przedłużył prostą, żeby utrudnić Brytyjczykowi złożenie się na pierwszym łuku. Tym manewrem oczyścił drogę Peterowi Collinsowi, który wysunął się na czoło stawki. Pod koniec drugiego okrążenia Kenny trącił Bruce'a i gdyby ten nie był gotów na kłopoty, to pewnie wylądowałby w piętnastym rzędzie trybun. Trwała zacięta walka i po chwili Carter był z przodu o półtorej długości motocykla. W tamtym momencie moim zdaniem stracił tytuł. Gdyby ściął do małej, Penhall byłby bez szans, ale on pojechał szeroko i otworzył Bruce'owi furtkę, z której ten skorzystał.

- Nie mogą mnie za to wykluczyć, to niemożliwe - mówił do siebie Kenny zmierzając w kierunku telefonu umożliwiającego połączenie się z arbitrem. Gdy Brytyjczykowi udało się już chwycić za słuchawkę, telewidzowie byli świadkami jednej z najbardziej dramatycznych scen w historii speedwaya. Carter próbował nakłonić sędziego do zmiany decyzji, tłumacząc iż to Amerykanin zasłużył na wykluczenie. Prosił Kittlesena, żeby zasięgnął w tym temacie opinii kogoś kompetentnego lub obejrzał powtórkę wideo, ale ten pozostał nieugięty. - Czuję się okradziony z tytułu mistrza świata! Chcę, żebyś zszedł na dół i jeszcze raz wszystko przeanalizował. To nie fair! - grzmiał, lecz wszystko to na marne. Norweg nie zamierzał wycofywać się ze swojego werdyktu.

Ivan Mauger wiele przeżył jako zawodnik i doskonale rozumiał swojego podopiecznego. Podczas zawodów na Wembley w 1968 roku ten sam sędzia wykluczył Nowozelandczyka za spowodowanie kolizji, podczas gdy to rywal przyczynił się do jego upadku. - Torrie, zejdź proszę na dół i zapoznaj się zapisem wideo, bo inaczej to będzie kryminał. Wszyscy będą cierpieć przez twoją złą decyzję. Na litość boską, przecież jesteś odpowiedzialnym człowiekiem - rozpaczliwie próbował interweniować w sprawie Kenny'ego. W parkingu rozpętała się prawdziwa burza, ale niczego to nie zmieniło. Kiedy wreszcie przekonano Cartera, żeby dłużej nie utrudniał rozegrania powtórki czternastego biegu, klamka zapadła.

Kolizja Cartera z Penhallem do dziś wywołuje dyskusje pomiędzy fanami speedwaya. Jedni twierdzą, że Kenny został ewidentnie okradziony ze złota IMŚ, natomiast inni po dogłębnej analizie zapisu wideo są zdania, iż arbiter podjął właściwą decyzję i dobrze zrobił, kiedy nie ugiął się pod naciskiem Brytyjczyka oraz jego świty. Tak natomiast całą sytuację widział Bruce: - To był piekielny wyścig. Przez dwa okrążenia ja trącałem jego, a on trącał mnie. Co miałem zrobić? Zamknąć gaz i puścić go przodem?! To sędzia wydał werdykt, nie ja. W takich zawodach każdy jedzie na swój rachunek. Moim jedynym błędem było to, że najbardziej skoncentrowałem się na Kennym, a nie na Collinsie czy Crumpie. Carter był jednak naprawdę szybki, a ja chciałem zrobić wszystko, żeby go zablokować, ale nie wywieźć w bandę. To był człowiek, którego pragnąłem pokonać za każdym razem, kiedy stawaliśmy wspólnie pod taśmą. Tuż po starcie zdzielił mnie łokciem w podbródek, a później stoczyliśmy prawdziwy bój. Nie wyglądało to najładniej i nie zdarzyło się pomiędzy nami po raz pierwszy.

Jankes nie szedł jednak w zaparte i nie twierdził, że wykluczenie Kenny'ego Cartera było jedyną słuszną decyzją. Kalifornijczyk uważa, iż arbiter równie dobrze mógł... wykluczyć ich obu lub zarządzić powtórkę w czteroosobowym składzie. Oba te przypadki wymagały jednak obecności w wieżyce kogoś o otwartym umyśle, a Norweg wyraźnie należał do pokolenia nieomylnych sędziów, dla których ujmą jest nawet konieczność obejrzenia powtórki wideo. Zresztą po latach zaciekle bronił swojego werdyktu z 28 sierpnia 1982 roku: - Nigdy nie zapomnę tego, co wydarzyło się w Los Angeles. To było coś naprawdę zaskakującego. Pierwszą osobą, która zadzwoniła do mnie po wszystkim, był o dziwo Ove Fundin. Powiedział, że w pełni mnie popiera. Miesiąc później obejrzeliśmy taśmę z tamtych zawodów, która oczyszcza mnie z wszelkich zarzutów. Ludzie gadali, że Kenny został trącony przez Bruce'a, ale nic takiego nie miało miejsca. Penhall nawet go nie dotknął, co wyraźnie widać na wideo. Znalazłem się wtedy pod olbrzymią presją, ale nie spękałem, bo jestem ulepiony z twardej gliny. W Los Angeles byłem w stu procentach przekonany, że podejmuję właściwą decyzję.

Kup bilet na PZM Warsaw FIM Speedway Grand Prix of Poland. KLIKNIJ i przejdź na stronę sprzedażową! ->

W powtórce czternastej gonitwy triumfował Bruce Penhall przed Peterem Collinsem i Philem Crumpem. Co ciekawe, najbardziej na tym ucierpiał brat tego pierwszego, Les, który zakończył zawody z dorobkiem 13 "oczek" i srebrnym medalem na szyi. Po czasie wielu zawodników przyznało, że norweski sędzia prawdopodobnie miał rację wykluczając Cartera, ale Les Collins nigdy nie mógł się pogodzić z tym, że arbiter zarządził ponowne rozegranie biegu zamiast zaliczenia wyników uwzględniających literkę "w" przy nazwisku Kenny'ego. Gdyby tak się stało, Penhall po dwudziestym wyścigu nie miałby na koncie 14 punktów i nie świętowałby obrony tytułu IMŚ, ponieważ do wyłonienia czempiona potrzebny byłby bieg dodatkowy.

Finał Światowy w Los Angeles pozostawił po sobie tak wielki niesmak, że zawody wyłaniające najlepszego żużlowca globu nigdy później nie powróciły już do Stanów Zjednoczonych. Kenny Carter zmagania w Kalifornii zakończył na piątej lokacie i czuł jeszcze większe rozczarowanie niż po przegranej na Wembley rok wcześniej. Co gorsza, Halifax Dukes ukończyli rozgrywki najwyższej klasy rozgrywkowej na trzecim miejscu od końca. Dwudziestodwuletniemu żużlowcowi na osłodę pozostała najlepsza średnia w lidze, potwierdzona październikowym zwycięstwem w Indywidualnych Mistrzostwach British League. W grudniu czekała go natomiast wyprawa do Sydney, gdzie wspólnie z Peterem Collinsem miał walczyć o tytuł mistrza świata par.

Koniec części siódmej. Kolejna już w najbliższą niedzielę.

Bibliografia: Halifax Courier, Speedway Plus, Speedway Star, Tony McDonald - Tragedy: The Kenny Carter Story.

Serdecznie podziękowania dla Mike'a Patricka, właściciela witryny www.mike-patrick.com, za udostępnienie fotografii wykorzystanej w tekście.

Poprzednie części:
Od startu pod górkę. Pierwsza część historii Kenny'ego Cartera
Pierwszy wiraż. Druga część historii Kenny'ego Cartera
W końcu na prostej. Trzecia część historii Kenny'ego Cartera
Witaj elito! Czwarta część historii Kenny'ego Cartera
Poza podium. Piąta część historii Kenny'ego Cartera
Droga do LA. Szósta część historii Kenny'ego Cartera 

Komentarze (4)
avatar
veyron2685
24.01.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
obejrzałem sobie powtórkę,penhall nie był moim zdaniem winien,a carter w dzisiejszych czasach pewnie by otrzymał ostrzeżenie za niebezpieczną jazdę;) 
avatar
witaker
23.01.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Świetnie się czyta. ;) Dzięki temu sięgam do video na jutubie. :) Świetny żużel, świetna publicystyka. ;) 
avatar
pusher
22.01.2017
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Gratulacje dla autora, bo historię Kenny'ego czyta się świetnie. Sam byłem pod wrażeniem tego zawodnika po lekturze artykułów o nim Magdy Zimny-Louis, zamieszczonych kiedyś w "Tygodniku Żużlowy Czytaj całość
avatar
Jerzy Chojnicki
22.01.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Uwielbiam takie cykle. Czytam z wypiekami na twarzy i czekam na kolejny odcinek :)