Prezes pomógł przeżyć mu piekło. Dziś mówi do niego "tato"

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Krzysztof Mrozek i Kacper Woryna
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Krzysztof Mrozek i Kacper Woryna

Gdy niektórzy obwiniali Kacpra Worynę o śmierć Krystiana Rempały, on stał za nim murem. Zabronił mu czuć się winnym, obiecał, że przez piekło przejdą razem. Dziś junior ROW-u Rybnik do prezesa swojego klubu Krzysztofa Mrozka zwraca się "tato".

Kacper Woryna uczestniczył w wyścigu, w którym śmiertelny upadek zanotował Krystian Rempała. Na pierwszym łuku 2. biegu meczu ROW Rybnik - Unia Tarnów stracił panowanie nad motocyklem i uderzył w Krystiana Rempałę. Wypadek wyglądał dramatycznie. - Zaraz po feralnych zawodach, w których doszło do wypadku Krystiana Rempały, powiedziałem Kacprowi prawdę o tym, jak wygląda sytuacja w szpitalu i co może się stać. Nie zamierzałem go okłamywać. To była szczera, męska rozmowa. Trudna, ale potrzebna. Wypowiedziałem wtedy jedno kluczowe zdanie. Powiedziałem chłopakowi, że ma nawet na chwilę nie zapominać, że jest niewinny. Obiecałem, że przejdziemy przez to razem - mówi o tragicznych wydarzeniach z ubiegłego roku prezes ROW-u RybnikKrzysztof Mrozek.

Mrozek w tym roku skończy dopiero 42 lata, ale w żużlu jest od dawna. W Rybniku znali go jeszcze zanim zaczął rządzić klubem, bo pomagał jego wychowankowi, Łukaszowi Romankowi. Był nie tylko jego sponsorem, ale również kimś w rodzaju mentora. Człowiekiem, który doradzał młodemu zawodnikowi przy podejmowaniu kluczowych decyzji.

Już wtedy Mrozka bardzo cenił Adam Fudali, prezydent Rybnika w latach 1998-2014. Kilka razy namawiał go, żeby wziął nękany wieloma problemami rybnicki żużel w swoje ręce. I w końcu mu się udało. Z nowym szefem ROW wjechał do PGE Ekstraligi. Był przez ekspertów skazywany na spadek, ale bezpiecznie utrzymał się w elicie. Przyczynił się do tego w dużej mierze szef ROW-u, który potrafił postawić na swoim. Niektórzy mówili, że popełnia błędy. Jednym z nich miało być zakontraktowanie Rune Holty kosztem Tomasza Gapińskiego. Później okazało się, że był to strzał w dziesiątkę, bo w kluczowych momentach rozgrywek Norweg z polskim paszportem był bardzo ważnym ogniwem rybnickiej ekipy. Mrozek miał również nosa w przypadku niechcianego w Toruniu Grigorija Łaguty. Postawił na niego, a Rosjanin był jednym z najskuteczniejszych żużlowców w lidze. Tak samo niewielu wierzyło w młodego Maxa Fricke. Eksperci mówili, że Ekstraliga to dla Australijczyka zbyt wysokie progi. A dziś ten zawodnik jest uznawany za odkrycie sezonu. Jeździł tak znakomicie, że już w trakcie rozgrywek inni robili pod niego podchody i chcieli go wyrwać z Rybnika.

Prezes, który czasami "wymięka"

Gdy Mrozek wprowadził już rybnicki klub na właściwe tory, wstrząsnęła nim, jak zresztą całym polskim żużlem, śmierć Krystiana Rempały. I gdy do rodziny tragicznie zmarłego żużlowca wsparcie napływało z każdej możliwej strony, równolegle toczył się inny dramat. Kacper Woryna musiał zmierzyć się z trudną rzeczywistością. Nie wszyscy uważali, że jest niewinny. Nawet rodzina tragicznie zmarłego żużlowca obwiniała go za to, co stało się z Krystianem. Do tego dochodził potężny internetowy hejt. - Poprosiłem o wsparcie dla młodego Woryny w trudnych chwilach. Poczułem jednak niesmak, kiedy on następnego dnia pojechał w "śmiesznych" zawodach młodzieżowych. Jako ojca bardzo mnie to zabolało. Moją żonę i córkę zresztą też. Wiem, że to są mocne słowa. Mam tego świadomość. To jest jednak prawda. Takie są nasze odczucia. Chcemy o tym głośno powiedzieć. Zabolało mnie, że Kacper wyjechał na tor. Ja tego bym nigdy w takiej sytuacji nie zrobił. Jeśli ktoś jest załamany, to nie może przecież natychmiast dojść do siebie. Jak w tej sytuacji można jeździć na żużlu? Wiedział, że Krystian walczy o życie, a ten upadek był jego winą - mówił w jednym z wywiadów Jacek Rempała.

ZOBACZ WIDEO Od dziecka marzył o tym, żeby zostać kapitanem

Woryna zaraz po wypadku nie radził sobie najlepiej. Na szczęście miał przy sobie Mrozka. - To było ojcostwo, a nie relacja prezes - zawodnik - tłumaczy Marian Maślanka, były prezes częstochowskiego Włókniarza i przyjaciel Krzysztofa Mrozka. - Byli blisko. Dużą opieką prezes otoczył całą rodzinę chłopaka. Mam wrażenie, że on pomógł mu najbardziej. W szczegóły wchodzić nie chcę, bo to ich sprawy, ale prezes dbał o wszystko. Stawał między innymi na głowie, żeby zaangażować najlepszego psychologa. Pokazał wtedy inne oblicze. Dla mnie to nie było zaskoczenie. Krzysztof ma dar, który pozwala mu natychmiast rozszyfrować, że z zawodnikiem dzieje się coś złego. Zdarza mu się "wymiękać" i wtedy ma serce na dłoni. To dusza człowiek - wspomina Maślanka.

Mrozek Kacpra Woryny bronił od samego początku. To on mówił wprost, że Krystian Rempała nie miał prawidłowo zapiętego kasku. Niektórzy go za to ostro krytykowali, ale prezes był przekonany, że postępuje słusznie. - Byłem mocno poruszony tym, co się stało. Przeżywałem i przeżywam to do dziś, ale nie mogłem pozwolić na przerabianie rzeczywistości, a tym bardziej na obwinianie Kacpra - podkreśla Mrozek.

W Rybniku mówią, że Woryna w dużej mierze zdołał przejść przez piekło dlatego, że miał przy sobie Mrozka. A prezes Maślanka nie ma wątpliwości, co Mrozkiem kierowało - prezes ROW-u nie chciał stracić Woryny tak, jak stracił kiedyś Łukasza Romanka, który również był kiedyś na życiowym zakręcie. Nie zdołał go pokonać i popełnił samobójstwo. - Tak naprawdę poznaliśmy się, gdy Krzysztof prowadził Łukasza. Widziałem w nim duży talent i chciałem sprowadzić do Włókniarza, a on był dla niego mentorem i głównym sponsorem. Robił wszystko, żeby ustawić jego karierę - wspomina Maślanka.

- Śmierć Łukasza bardzo Krzysztofa poruszyła. Jego spojrzenie na żużel, kariery zawodników, dość mocno się zmieniło. Mam wrażenie, że niektóre cechy wyniósł z tamtego okresu. Trzyma się realiów, twardo stąpa po ziemi, ale potrafi podejść po ojcowsku, kiedy komuś dzieje się krzywda - wyjaśnia były prezes Włókniarza.

Woryna był z nim od pierwszego dnia

Prezesa rybnickiego klubu z Woryną łączy szczególna więź. Młody zawodnik był z nim w klubie od pierwszego dnia. - To z nim podpisałem pierwszy kontrakt. Nie było jeszcze Roberta Chmiela czy Kamila Wieczorka. Symbolika miała dla mnie znaczenie, bo od początku chciałem prowadzić klub śladem kariery jego dziadka - tłumaczy Mrozek. A Antoni Woryna, to przecież jedna z ikon polskiego żużla. Przez całą swoją karierę reprezentował barwy rybnickiego klubu i wywalczył z nim 12 medali DMP, w tym dziewięć złotych. Zdobył też m.in. dwa brązowe medale Indywidualnych Mistrzostw Świata.

Prezes ROW-u uważa, że wobec Woryny i jego ojca miał dług wdzięczności. Za to, że kiedyś mu zaufali. - Kiedy kończyła się era moich poprzedników w rybnickim żużlu, Kacper wraz ze swoim ojcem Mirkiem byli na rozdrożu. Zdali licencję i szukali klubu. Spotykaliśmy się wiele razy. Byłem po pewnych rozmowach w mieście i prosiłem Kacpra oraz jego ojca, żeby się wstrzymali z odejściem. Dla nich to był ważny moment, bo stawiali pierwsze kroki. Poczekali, zostali w klubie, i tego im nie zapomnę - podkreśla Mrozek.

W środowisku żużlowym prezes ROW-u ma opinię osoby kontrowersyjnej. Jedni uważają, że wszystko chce kontrolować, że w niektóre sprawy nie powinien się wtrącać. Inni podkreślają, że to dzięki jego zaangażowaniu w Rybniku jest porządek.

Pewne jest to, że "anioł stróż" Kacpra Woryny nie należy do prezesów, którzy zamykają się w gabinecie i patrzą w ekran komputera, albo przerzucają stosy dokumentów. Potrafi naprawić zepsutą bandę, obkleić taśmą zawodnika, ciąć nożycami szprychy w oponie, żeby wyciągnąć nogę swojego żużlowca. W klubie zawodnicy mówią do niego "tato". - Sam wiele razy słyszałem, jak Max Fricke i cały jego team krzyczeli do prezesa z parkingu "ojciec" - mówi nam Marian Maślanka. - Kacper Woryna często przychodzi do klubu i pyta, "tato, masz pół godziny, bo chciałem pogadać?". I "tata" zawsze pół godziny znajduje.

- Cieszę się, że najgorsze mamy za sobą - mówi Mrozek. - Kacper jest dziś silniejszym człowiekiem. Po tym co przeszedł, niewiele będzie w stanie go złamać. Jako ten klubowy ojciec jestem z niego dumny.

Źródło artykułu: