Żadna praca mu niestraszna. Tai Woffinden w roli malarza

WP SportoweFakty / Anna Kłopocka / Na zdjęciu: Tai Woffinden
WP SportoweFakty / Anna Kłopocka / Na zdjęciu: Tai Woffinden

Mieliśmy już Grigorija Łagutę, który kosił trawnik w Częstochowie, teraz mamy Taia Woffindena w roli malarza. Brytyjczyk, dwukrotny Indywidualny Mistrz Świata, postanowił pomóc przy malowaniu band we Wrocławiu.

Najlepszy żużlowiec globu z lat 2013 i 2015 to postać nietuzinkowa, wizualnie przyciągająca uwagę swoimi mnogimi tatuażami, jednakże mimo sławy pozostaje osobą twardo stąpającą po ziemi i doceniającą ludzi, którzy wykazali się wobec niego dobrem. Nie opuścił Betard Sparty Wrocław mimo intratnych propozycji z innych klubów, bo to właśnie w stolicy Dolnego Śląska postawiono na niego po dwóch nie najlepszych sezonach.

On odwdzięczył się nie tylko znakomitymi wynikami, ale przede wszystkim lojalnością, o którą, nie oszukujmy się, trudno w obecnych czasach. Potrafił odrzucić bardziej atrakcyjne dla niego oferty z innych ośrodków, mimo że mógłby zasłonić się tytułem mistrzowskim i pewnie nikt nie miałby do niego pretensji, gdyby postanowił zmienić otoczenie. Ale nie, Tai Woffinden uznał, że skoro w Betard Sparcie mu dobrze to po co kombinować? Dla wrocławian ściga się od 2012 roku.

W przeszłości Woffinden był zafascynowany Fiatem 126p, czyli popularnym Maluchem. Kąpał się też w polewaczce opryskującej owal częstochowskiego Włókniarza, klubu, w którym zaczynał swoją przygodę z ligą polską. Do naszego kraju przywiózł go były prezes Lwów, Marian Maślanka. Ostatnio natomiast Woffinden zdecydował się przyczynić do prac wykończeniowych na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu. Brytyjczyk wychowany w Australii chwycił za pędzel i zabrał się za malowanie band okalających tor przy Paderewskiego. Obiektu zmodernizowanego, na którym po raz pierwszy od połowy 2015 roku ponownie odbywać się będą sportowe wydarzenia.

Nawet jeśli to "klasyczna ustawka" dla podbicia "lajków" i "followersów" na Facebooku, Instagramie czy Twitterze, bo przecież często obserwujemy wymyślne akcje marketingowe inicjowane przez kluby, to i tak należy pamiętać, że dla zawodników naprawdę dobrze czujących się w danym miejscu tego typu aktywność przynosi po prostu frajdę. Sam byłem świadkiem, jak Grigorij Łaguta chciał przystrzyc murawę na SGP Arenie Częstochowa za pomocą ogrodowego traktorka. Podchodził do tego zajęcia z entuzjazmem, można było zauważyć, że sprawia mu ono przyjemność i go relaksuje. Co też ważne, do pracy przykładał się uważnie i wykonał ją profesjonalnie.

Żużlowcy są wyjątkowo mocno narażeni na stres i potrzebują momentów, by go rozładować. A jeśli przy tym zyskuje i zawodnik, i klub, na różnych płaszczyznach, to już w ogóle świetnie. Nikt na tym nie cierpi, a wręcz odwrotnie, można się przy tym uśmiechnąć. Bo takie sytuacje jak malujący bandę Tai Woffinden przypominają, że ci żużlowi herosi, niekiedy z natłoku obowiązków niedostępni na co dzień dla kibiców, są po prostu zwykłymi ludźmi.

ZOBACZ WIDEO Falstart juniora. Nie rozumie nowego toru

Źródło artykułu: