Bartosz Zmarzlik: Była presja, ale nie pękliśmy. Toast wzniosę oranżadą (wywiad)

WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Bartosz Zmarzlik
WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Bartosz Zmarzlik

Po finale IMP wielu ekspertów mówiło, że Bartosz Zmarzlik nie trzyma ciśnienia. W finale DPŚ zawodnik pokazał jednak, że radzi sobie z presją. Jako jedyny pokonał lokomotywę Szwedów - Antonio Lindbaecka.

Dariusz Ostafiński, WP Sportowe Fakty: Mieliście w finale jakąś chwilę zwątpienia?

Bartosz Zmarzlik, żużlowiec Cash Broker Stali Gorzów, reprezentant Polski: Może i jakieś momenty były, ale w sporcie nie wolno wątpić. Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą. Zresztą w trakcie ścigania nie było czasu na rozmyślanie i rozterki, bo trzeba było reagować na zmiany torowe. Robiliśmy to dobrze, stąd zwycięstwo.

Trudniej było zdobyć złoto rok temu w Manchesterze, czy teraz w Lesznie?

Każdy rok jest inny, każde zawody mają swoją historię. Muszę powiedzieć, że w Lesznie lekko nie było, bo presja, jaką nam zrobili dziennikarze była ogromna. Pisano, że musimy, a jak nie wygramy, to będzie totalna porażka.

Mieliście zdobyć maksimum, czyli 60 punktów.

Normalne. Polska. Ile byśmy nie zrobili, to będzie za mało.

Proszę jednak nie narzekać tak bardzo na dziennikarzy, bo prezes PZM, Andrzej Witkowski, też mówił, że mamy prawo oczekiwać złota.

My nie narzekamy. Robimy wszystko, żeby sprostać oczekiwaniom. Zwracam jednak uwagę, że łatwo nie było, bo wszystko było tak mocno napompowane, że jakby nie wyszło, to byłaby tragedia. A przecież, to jest tylko sport. Chodzimy na żużel i oglądamy go z nadzieją, że będą niespodzianki, że zdarzy się coś nieoczekiwanego.

ZOBACZ WIDEO Żużlowa prognoza pogody (WIDEO)

Wspomniał pan o presji, ale z drugiej strony, nie było po was widać, że jedziecie z nożem na gardle. Była pełna kontrola.

Nie pękliśmy. Byliśmy bardzo mocno zmotywowani i skoncentrowaliśmy. Przyjechaliśmy do Leszna, żeby dobrze wykonać swoją robotę.

Ze swojego występu jest pan zadowolony? Myślę o tych dwóch dwójkach.

Pierwsza dwójka wzięła się, stąd że za słaby motocykl miałem. Podregulowałem go i wygrałem bieg, a przy okazji wykręciłem najlepszy czas dnia. Potem już do końca nie ruszałem nic, a drugą dwójkę przywiozłem, bo źle rozegrałem pierwszy łuk. Pojechałem ni to po małej, ni to po dużej i rywale mnie minęli. Cieszę się natomiast z najlepszego czasu dnia w drugim starcie.

Podczas każdego wyjazdu na tor, trzymał pan drugi motocykl w pogotowiu. Tomasz Gollob też tak robił.

Mój brat lubi jeździć, był kiedyś zawodnikiem, dlatego zawsze jedzie za mną na tej drugiej maszynie. A tak poważnie, to robimy to na wszelki wypadek. Wiadomo, że to tylko maszyna. Jakby coś zgasło, to mam drugi motocykl w pogotowiu. Można zrobić przesiadkę bez pośpiechu i paniki. W każdym razie w finale, od początku do końca, jechałem na jednym i tym samym motocyklu.

Jest pomysł, żeby na przemian robić DPŚ i mistrzostwa świata par.

Szczerze? Nie znam się na tym i nie wypowiadam się, bo nie mam zdania. W parach pojedziemy w tym roku na World Games. Może niech będzie jedno i drugie.

Jak pan będzie świętował złoto?

Najpierw się przebiorę. A później? Piwa nie piję, więc toast wzniosę oranżadą.

Źródło artykułu: