Mecz w Łodzi pomiędzy miejscowym Orłem a Grupą Azoty Tarnów miał rozpocząć się o godzinie 15:15. Gospodarze przed spotkaniem byli bardzo zdenerwowani, bo w parku maszyn brakowało Hansa Andersena. - Taksówkarz, który miał mnie odebrać z lotniska utknął w korku, ponieważ był wypadek na autostradzie - tłumaczył Duńczyk.
Łodzianie zrobili wszystko, żeby Andersen zdążył na pierwszy bieg. - Udało mu się zainaugurować spotkanie i wygrać wyścig, ale myślę, że pan prezes porozmawia z Hansem, żeby przylatywał wcześniej - skomentował sytuację trener Janusz Ślączka.
Żużlowiec nie czuje się winny. - Spóźniłem się tylko piętnaście minut. Takie rzeczy się zdarzają. My ciągle zmieniamy miejsce swojej pracy. Lotniska międzynarodowe mają wszystko dobrze zaplanowane. Byłbym w Łodzi na czas gdyby nie spóźniony taksówkarz i wypadek na autostradzie - wyjaśnia Duńczyk.
Andersen zauważa, że termin oraz godzina rozpoczęcia meczu były zmieniane. - Spotkanie w Łodzi było początkowo planowane na godzinę 17:00. Także już przez to musiałem wprowadzić korekty w planie podróży - dodaje zawodnik.
ZOBACZ WIDEO Maksym Drabik: Na świętowanie nadejdzie czas po sezonie (WIDEO)
Dobrze ze tylko 1 zawodnika.
Sedzia chyba byl po slowie z Witkiem.
Bo sam Czytaj całość