Jakub Jamróg nie miał żadnych sentymentów

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Jakub Jamróg w barwach Grupy Azoty Unii Tarnów
WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Jakub Jamróg w barwach Grupy Azoty Unii Tarnów
zdjęcie autora artykułu

26-letni zawodnik Unii Tarnów w latach 2012-2016 jeździł w barwach Orła Łódź. Niedzielny półfinał był dla niego drugim w sezonie powrotem na "stare śmieci". Ponownie nie zawiódł oczekiwań kibiców - był trzecim najlepiej punktującym zawodnikiem gości.

Jakub Jamróg - podobnie jak w rundzie zasadniczej - na torze pojawił się pięciokrotnie i tylko raz nie powiększył punktowego dorobku swojej drużyny. Zawodnik, nie ukrywał, że zna łódzkie ścieżki, dodał jednak, że obecnie skupia się wyłącznie na dobrym interesie swojej drużyny. Przyznał również, że pierwszy półfinał był rozgrywany w bardzo trudnych warunkach.

- Jeździłem w Łodzi przez kilka lat, ale na zawodach nie ma sentymentów. Znam ten tor, ale po opadach deszczu był on bardzo ciężki do jazdy, z pewnością nie ułatwiał nikomu zadania. Przed zawodami nie było do końca wiadome, czy pojedziemy, więc tym bardziej organizatorom należą się słowa uznania, że doprowadzili tor do stanu używalności. Widziałem, ile wysiłku ich to kosztowało. Śmiem twierdzić, że w półfinale jeździło się trudniej niż w rundzie zasadniczej. Udało nam się zremisować, co na pewno cieszy. Wykonaliśmy minimum i teraz już skupiamy się tylko na rewanżu przed własną publicznością - ocenił zawodnik Grupy Azoty Unii Tarnów.

Zawody miały dramatyczny przebieg, do końca nie było pewne, jak zakończy się ta rywalizacja. Ostateczny wynik może jednak zaskakiwać, tym bardziej że goście w połowie meczu mieli aż dziesięć punktów przewagi nad zespołem trenera Janusza Ślączki.

- Miałem bardzo szybki motocykl, więc jeśli tylko udało mi się dobrze wystartować, rywale mieli problem, by mnie doścignąć. Tak było w pierwszych trzech wyścigach. Gorzej, jeśli zostałem na starcie, wtedy jadąc na drugiej, czy trzeciej pozycji trudno było odrabiać straty. Zwłaszcza z drugiego pola startowego, które było wyjątkowo uciążliwe. Jadąc z przodu można było wybierać optymalne ścieżki, będąc za plecami trudno było omijać dziury, trzeba było zamykać gaz. W biegu 14. sytuację wykorzystał bardzo doświadczony Hans Andersen. Wyprzedził mnie, dowiózł dwa punkty i przed ostatnim startem wszystko było jeszcze możliwe. Nie chciałbym się tłumaczyć, ponieważ wszyscy musieliśmy zmagać się z trudnościami, ale sądzę, że w tych trudnych warunkach kluczowy był właśnie start - ocenił.

Przed rewanżem wydaje się, że remis w lepszej sytuacji stawia tarnowian. Drużyna trenera Pawła Barana w bieżącym sezonie nie zwykła przegrywać przed własną publicznością.

- Trener przed odprawą powiedział nam, że mamy przed sobą 30 biegów, a nie 15, więc nie musimy w Łodzi "załatwiać" awansu do finału. Mamy bardzo silną drużynę, znamy swoje możliwości, więc podeszliśmy do tej potyczki na spokojnie. Myślę, że to gospodarze byli bardziej spięci od nas. Wszystko rozstrzygnie się w Tarnowie - zakończył 26-letni żużlowiec.

ZOBACZ WIDEO Kulisy pracy kierownika drużyny w PGE Ekstralidze

Źródło artykułu: