Jarosław Galewski: Szampan i rozgrzeszenie dla Doyle'a. Na obsesję nie ma rady (komentarz)

WP SportoweFakty / Grzegorz Jarosz / Na zdjęciu: Jason Doyle
WP SportoweFakty / Grzegorz Jarosz / Na zdjęciu: Jason Doyle

Rok temu Grand Prix w Toruniu było koszmarem dla Jasona Doyle'a. Australijczyk na Motoarenie nabawił się fatalnej kontuzji i stracił szansę na tytuł mistrza świata. Teraz prawdopodobnie właśnie tam dojdzie do jego koronacji.

Dawno nie widziałem zawodnika, który tak obsesyjnie pragnął tytułu mistrza świata. Ostatnio dziennikarze wyliczali Australijczykowi wyścigi, których nie był w stanie wygrać w rozgrywkach ligowych. Od początku twierdziłem, że żadnego kryzysu formy u Doyle'a nie ma. To była zwykła kalkulacja, bo w tym roku świat zaczyna i kończy się dla niego na cyklu Grand Prix.

Pech chciał, że największą ofiarą jego osobistego interesu padł Ekantor.pl Falubaz. Zielonogórzanie mają u siebie zdecydowanie najszybszego faceta na ziemii, ale akurat nie chciało mu się za nich umierać, kiedy tego najbardziej potrzebowali. Zawiódł, ale i tak dostanie nowy kontrakt. To Australijczyk dyktuje w tej chwili warunki, bo do drużyny weźmie go każdy, a oddać mógłby go tylko szaleniec.

Podejrzewam, że za rok Jason Doyle będzie już trochę innym człowiekiem. Kiedy zdobędzie tytuł, skończy się jego obsesja. Pewnie będzie miał ochotę na kolejne złoto, ale z drugiej strony jego brak nie będzie już dla niego osobistą tragedią. I może odpokutuje wtedy swoje winy w Zielonej Górze, bo powinien, choć pewnie tymi kategoriami w tej chwili w ogóle nie myśli. Rozumiem, nie potępiam, a wręcz szanuję, bo to pokazuje, że pieniądze nie są dla niego wcale najważniejsze. Po ludzku się też nie dziwię, bo doskonale pamiętam, jak przeżywałem, kiedy szansę na tytuł mistrzowski tracił Tomasz Gollob. Na szczęście i jemu się później udało. Z Australijczykiem jest dokładnie tak samo.

Na Polaków jeszcze przyjdzie pora. Teraz najważniejsze, żeby w dwóch ostatnich rundach wycisnąć maksimum. Mamy szansę na dwa medale. To byłoby coś. Debiut marzenie Patryka Dudka i odrodzenie w cyklu Macieja Janowskiego. Droga jednak daleka, bo grupa pościgowa z Sajfutidnowem i Lindgrenem jest naprawdę szybka. Lekko nie będzie, ale w końcu teraz jedziemy u siebie.

Nasz czas będzie za rok. Mam tylko poważne wątpliwości, czy za chwilę walką o tytuł mistrza świata ktokolwiek będzie się szerzej interesował. W Sztokholmie mieliśmy kolejne słabe ściganie. Niewiele walki, mało emocji i jeszcze ta decyzja o wykluczeniu Holdera w półfinale. Porażka, która co dwa tygodnie w soboty powoli staje się normą.

Jarosław Galewski

ZOBACZ WIDEO Monaco gromi, Glik ostoją obrony. Zobacz skrót meczu z Lille OSC [ZDJĘCIA ELEVEN]

Źródło artykułu: