Michał Konarski: Hejt, czy po prostu konstruktywna i uzasadniona krytyka? (komentarz)

WP SportoweFakty / Wojciech Tarchalski / Finał PGE Ekstraligi: Sparta - Unia
WP SportoweFakty / Wojciech Tarchalski / Finał PGE Ekstraligi: Sparta - Unia

W ostatnim czasie bardzo wiele można przeczytać i usłyszeć na temat tak zwanego hejtu. Piszę "tak zwanego", bowiem jest to termin przez nikogo tak naprawdę niezdefiniowany. A używany tak powszechnie, że zastosował go nawet nasz żużlowy ekspert.

W tym artykule dowiesz się o:

Należy zasadniczo zacząć od pytania: co to w ogóle znaczy "hejt" po polsku? Od jakiegoś czasu to bardzo modne słowo, określające uporczywą i permanentną krytykę pod adresem danej osoby, czy organizacji. Już mamy pierwszą niezgodność, gdyż słowo to po angielsku wcale nie jest używane w kontekście krytyki, lecz nienawiści. Czy krytykując kogoś, automatycznie czujemy nienawiść? Nie. Po prostu wypowiadamy się w mocnych słowach na temat czyjejś postawy. Bo mamy do tego prawo. Czy kłócąc się z bliską osobą, czujemy nienawiść? Nie, chcemy jedynie zwrócić na coś uwagę. Czasami rzeczywiście poprzez krytykę.

Niestety, jeśli weźmiemy pod uwagę grupy zawodowe, które najbardziej upodobały sobie słowo "hejt", zauważymy, że w tej klasyfikacji przodują osoby związane ze sportem, a szczególnie sami sportowcy. Żużlowiec pojedzie pięć fatalnych spotkań z rzędu, ale nie powinno się go krytykować - przecież jak można być takim hejterem? No właśnie nie do końca. Otóż każdy ma prawo wypowiedzieć się na temat postawy innej osoby, zwłaszcza osoby publicznej. Oczywiście pod warunkiem, że wypowiedź jest merytoryczna i nie obraża adresata. Mam prawo stwierdzić, że zawodnik jest słaby i nie nadaje się do uprawiania sportu. Każdy może wygłosić taką opinię.

Sportowcy bardzo lubią być chwaleni. Problem w tym, że nie zawsze są ku temu powody. A na krytykę wielu z nich reaguje obcesowo i irytuje się po nieprzychylnych słowach. Do dziś pamiętam sytuację sprzed kilkunastu miesięcy, gdy Urszula Radwańska odpadła z turnieju po porażce z grającą półamatorsko gimnazjalistką, ale gdy spadła na nią lawina krytyki, obraziła się śmiertelnie. Oczekiwała pochwał? Nie rozumiem.

Czytając wiele wypowiedzi związanych z falą krytyki, można zauważyć jeden niezwykle popularny sposób odreagowania tej sytuacji, moim zdaniem absurdalny i komiczny. Mianowicie "wyjdź i zrób to za mnie". Osoba krytykowana, przez całe życie, czyli często przez kilkanaście lub kilkadziesiąt lat robi daną rzecz, np. jeździ na żużlu. A nagle każe komuś zrobić to za nią. Nie wiem - śmiać się, czy płakać? Niejeden raz widziałem jak sfrustrowany skoczek narciarski, pisał w mediach społecznościowych "zapraszam wszystkich na skocznię K-20, zobaczymy, co potraficie". Widziałem też, gdy piłkarz zachęcał do wyjścia na boisko. Wreszcie żużlowiec namawiał, aby wsiąść na motocykl i się z nim pościgać. Przecież to jest kompromitacja. I to wcale nie "hejtera". Tylko osoby "hejtowanej".

ZOBACZ WIDEO Prezes PGE Ekstraligi chwali Włókniarza Częstochowa

Każdy ma prawo rozliczać mnie z tego, jak piszę i co piszę. To moja praca. Uważam, że gdybym osobie krytykującej odpowiedział "napisz to za mnie, jeśli umiesz lepiej", ośmieszyłbym się kompletnie. Podobnie jak sportowiec mam za zadanie sumiennie wykonywać swoją pracę, a każdy może ją oceniać. Przypominam, że poprzez podatki niemal wszyscy zrzucamy się choćby na wyjazdy zagraniczne reprezentantów kraju. Jestem bardzo ciekaw, czy gdyby sportowiec zostawił auto na strzeżonym parkingu i ktoś by mu je ukradł, przyjąłby tłumaczenia stróża "chodź, pilnuj za mnie, jak tak hejtujesz". Na tej zasadzie nie powinien w ogóle istnieć zawód krytyka filmowego, bo przecież wielu z nich nigdy nie nakręciło żadnego filmu. A w restauracji nie wolno mówić, że jedzenie nie smakowało. W końcu nie jesteśmy kucharzami!

Dlatego z lekkim zdziwieniem przyjąłem słowa Wojciecha Dankiewicza, który stwierdził, że osoby krytykujące nie byłyby w stanie przygotować toru do zawodów, czy też nawet przeprowadzić treningu. Oczywiście, że nie! Ja też bym nie potrafił. I właśnie w tej kwestii się z panem Wojtkiem, którego lubię i szanuję, nie zgadzam. Jako osoba starannie wykonująca swoją pracę, mam prawo krytykować. Od przygotowania toru jest toromistrz, a od przeprowadzenia treningu jest trener. Im za to płacą, a nie mi.

Na koniec taka zabawna kwestia. Tak wielu sportowców twierdzi, że nie obchodzą ich wypociny internetowych hejterów, a jednak dziwnym trafem potrafią cytować je wręcz na zawołanie. Mało tego, często o nich wspominają. O czym to świadczy? Tak naprawdę biorą to do siebie, choć mówią co innego. I szczerze im się dziwię, że w ogóle zaprzątają sobie tym głowę. Najbardziej szokującym mnie osobiście przypadkiem jest historia z zawodnikiem MMA - Marcinem Różalskim, który poświęcił mnóstwo czasu i nerwów na szukanie internetowego krytyka, a następnie przejechał za nim pół kraju i postraszył go. Bardzo słabe, demonstracja braku pewności siebie. Jest takie powiedzenie: pozorna siła oznaką prawdziwej słabości. I chyba w przypadku walki z "hejtem" właśnie tę prawidłowość obserwujemy.

Źródło artykułu: