Na liście startowej przyszłorocznej edycji Grand Prix widnieje na obecną chwilę 11 nazwisk, a wśród nich cztery z Polski. Ostatnie miejsca zajmą zawodnicy, których władze cyklu zaproszą, wręczając im stałe dzikie karty. Pełna stawka piętnastu uczestników powinna być znana już w najbliższych godzinach.
Zawodnicy pewni startu w Grand Prix 2018:
Jason Doyle (Australia)
Patryk Dudek (Polska)
Tai Woffinden (Wielka Brytania)
Maciej Janowski (Polska)
Bartosz Zmarzlik (Polska)
Emil Sajfutdinow (Rosja)
Matej Zagar (Słowenia)
Fredrik Lindgren (Szwecja)
Przemysław Pawlicki (Polska)
Artiom Łaguta (Rosja)
Craig Cook (Wielka Brytania)
W Australii najbardziej interesujące batalie toczyły się w czubie klasyfikacji, gdzie nieznana była kolejność na pozycjach medalowych. W rywalizacji o zapewnienie sobie miejsca w czołowej ósemce, w najlepszym położeniu był Zagar, który przed turniejem na Antypodach miał 7 punktów przewagi nad Martinem Vaculikiem. Słoweniec obronił się, a Słowak musi liczyć teraz na przychylność BSI.
27-latek z Żarnowicy z przytupem wrócił do światowej elity, wygrywając inauguracyjne zawody w Krsko. Był też drugi w Teterow i czwarty w Warszawie. Długo znajdował się na wysokich miejscach, lecz wskutek znakomitej drugiej części sezonu w wykonaniu Zagara i kilku wpadek wypadł za kreskę. Taki obrót sprawy oznacza, że Vaculikowi pozostaje czekać na werdykt decydentów, ale wobec dużej konkurencji niekoniecznie musi być on pewien otrzymania przepustki. Być może dojdzie do pierwszej sytuacji w historii, że dzikiej karty nie otrzyma zawodnik, który był pierwszym spoza grona bezpiecznych.
W niepewnym położeniu znajduje się także Chris Holder. Ma on za sobą nieudany rok, ale od 2010 roku jest nieprzerwanie stałym uczestnikiem elity, będąc mistrzem w sezonie 2012 i czwartym w 2016. Uwzględniając fakt, że Holder jest jeźdźcem teamu Monster Energy - głównego sponsora GP, a także Australijczykiem (ten kraj ma w kalendarzu swój turniej), ewentualne zaproszenie dla niego wydaje się dość prawdopodobne i to pomimo tego, że zajął pozycję za Vaculikiem z aż 14 punktami straty.
Grega Hancocka powstrzymała w tym roku kontuzja barku. Jeśli czterokrotny mistrz świata zdecyduje się na dalszą jazdę w cyklu, przyznanie mu dzikiej karty będzie przesądzone. Hancock to nie tylko legendarna postać światowego speedwaya i poprzedni czempion (w sumie cztery tytuły). To także kolejny zawodnik sponsorowany przez Monstera.
Na ten moment żadnego reprezentanta nie mają w stawce Duńczycy. Z pewnością jeden bilet tej nacji zostanie przyznany, a niewykluczone, że od razu dwa. Coraz głośniej mówi się o tym, że spokojnie może spać Nicki Pedersen, który decyduje się na kontynuowanie kariery po groźnym urazie. Drugim w kolejności Duńczykiem jest Niels Kristian Iversen. Jego także w drugiej części kampanii zmogła kontuzja. Na niekorzyść "PUK-a" działa fakt, że do momentu odniesienia urazu nie błyszczał i zajmował dalekie miejsce w klasyfikacji.
ZOBACZ WIDEO To był jego sezon. Nie potrafi zliczyć wszystkich medali
Z cyklem przynajmniej na rok żegnają się Piotr Pawlicki i Antonio Lindbaeck. Polak spisał się znacznie słabiej niż rok temu (był szósty), a dodatkowo na liście znajduje się już czwórka jego rodaków. Szwed także odnotował gorsze mistrzostwa (w 2016 był siódmy). Dopiero 12. miejsce w klasyfikacji generalnej przekreśla jego szanse na zaproszenie i to pomimo tego, że Szwedzi będą mieć tylko jednego reprezentanta w stawce, a być może dwa turnieje w kalendarzu.
Pomimo udanych występów mizerne szanse na stałą dziką kartę ma Vaclav Milik. Trzeci zawodnik turnieju w Pradze ścigał się w dwóch innych turniejach jako rezerwowy i to z dobrym skutkiem. Podobnie ma się rzecz z Peterem Kildemandem, który ma gorsze notowania od wspomnianych rodaków - Pedersena i Iversena.