Od początku sezonu dało się usłyszeć pozytywne opinie na temat pracy Roberta Kościechy w Get Well Toruń. Wygłaszał je chociażby Igor Kopeć-Sobczyński. Skąd zatem taka decyzja toruńskiego klubu? - Przyznam, że sam byłem zdziwiony - nie ukrywa Robert Kościecha. - Na początku listopada powiedziano mi o konkursie na trenera juniorów. Myślałem, że ta współpraca z klubem dobrze się układa. Już wtedy jednak wiedziałem, że nie zostanę i nawet nie składałem dokumentów - wytłumaczył były zawodnik.
Efekty pracy trenera było widać gołym okiem. Postępy czynił nie tylko wspomniany Kopeć-Sobczyński. - Widać było u chłopaków coraz lepsze wyniki. Igor w ekstralidze też znacznie się poprawił. Marcin Kościelski również zrobił widoczny, bardzo duży krok do przodu. Cóż, kierownictwo podjęło taką decyzję i szanuję to - dodał szkoleniowiec.
Mówiło się o niezbyt dobrych stosunkach na linii Kościecha-Jacek Frątczak. Jak się okazuje, jest w tym sporo prawdy. - Faktem jest, że moje relacje z Jackiem Frątczakiem nie były najlepsze. Nie będę pewnych kwestii poruszał publicznie. Więcej na pewno są w stanie powiedzieć osoby, które dobrze go znają. One wiedzą, o czym mówię. Mam swoją wizję szkoleniową i wydaje mi się, że szło to we właściwym kierunku. Zawodnicy byli zadowoleni - twierdzi.
Wygląda zatem na to, że podstawowym problemem była niezgodność w kwestii pomysłów na prowadzenie drużyny. - Jacek miał swoją wizję, która nie pokrywała się z moją. Choćby taka kwestia - ja jako były zawodnik, który jeździł przez ponad 20 lat jestem w stanie więcej na pewne tematy powiedzieć, niż osoba która nigdy nie siedziała na motocyklu. To był jeden z głównych problemów - zakończył Robert Kościecha.
ZOBACZ WIDEO Falubaz przespał okres transferowy. "Za późno się zorientowali, że trzeba działać"