Krzysztof Kasprzak wierny Peterowi Johnsowi, ale nie zamyka się na innych

WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Krzysztof Kasprzak
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Krzysztof Kasprzak

Trwa okres przygotowawczy do żużlowego sezonu 2018. Zawodnicy trenują indywidualnie, ale także w zespole, podczas obozów. Nie inaczej jest u Krzysztofa Kasprzaka. Żużlowiec wie już również, z czyich silników będzie korzystać.

Ogromną rolę w wynikach odgrywa sprzęt. Wychowanek Unii Leszno w kwestii silników pozostaje wierny Peterowi Johnsowi. - Jest pięciu, sześciu topowych tunerów. Ja z Peterem Johnsem jestem od pięciu lat. Raz było gorzej, raz lepiej. Po kontuzji zrobiłem 12 punktów w Częstochowie. Nie byłem w jakimś gazie, bo sześć tygodni nie jeździłem, ale dobre silniki miałem. Później wygrałem SEC na koniec z najgorszego, trzeciego pola. Silniki są dobre, tylko jechać. Jeżeli coś się będzie działo, to będę szukał u innych tunerów, ale ja bym wolał zostać przy jednym. Ten tuner, co końcówkę wygrywał, teraz nabierze za dużo i będzie robił hurtownię i to nie pojedzie. Przypilnuje sobie dwóch, trzech zawodników. Mi się wydaje, że tunerzy chcą dla wszystkich dobrze. Trafisz jednak nie z tą dyszą, inna budowa zawodnika, inny tor i już nie pasuje ten silnik. Żużel to jest taka ruletka teraz - powiedział Krzysztof Kasprzak.

Żużlowiec Stali Gorzów ma za sobą wyjazd do Hiszpanii, gdzie korzystał z uroków tamtejszego słońca i ciepłego powietrza, pozwalającego na jazdę na crossie. Po powrocie do kraju czekają go dwa obozy przygotowawcze.

- Teraz będę już tutaj jeździł, jak będzie z osiem stopni. Jak są dwa lub mniej, to daje w ręce, nie ma tej frajdy i przy wypadku jest gorzej, bo kości nie są tak rozgrzane. W Hiszpanii jest ten plus, że jest ciepło i organizm pracuje w takich warunkach, jak w sezonie, dlatego tam jeżdżę. Można jechać bliżej, do Holandii. Tam są już też lepsze warunki. Ten tydzień jeszcze jestem na miejscu. Później jedziemy do Zakopanego z kadrą. Wracamy stamtąd i jedziemy do Karpacza z chłopakami z Gorzowa. Później jeszcze z dwa tygodnie i na tor. Jestem przygotowany. Teraz tylko utrzymywać formę. Przemęczać już się nie będę. Grudzień i styczeń był na wycisk, teraz muszę nabrać świeżości i będzie dobrze - przyznał żużlowiec.

Podczas takich wyjazdów jak do Zakopanego i Karpacza nie brakuje wypadów na stok. Syn Zenona Kasprzaka preferuje jazdę na nartach. - W wolnych chwilach, w weekendy, jeżdżę na nartach z bratem i z tatą na nasze polskie góry. Na pewno muszę uważać, bo nie mam więzadła w kolanie i jeżdżę w ortezach. Nic mi jednak nie przeszkadza, nic nie boli - powiedział. - Deska nie pasuje mi pod względem bezpieczeństwa. Jest taki nagły strzał do tyłu albo do przodu. Mi to nie odpowiada. Wolę, żeby ta jedna narta się odczepiła, w razie czego. Deskę trzeba mieć od malenkości na nogach - dodał.

ZOBACZ WIDEO Finał PGE Ekstraligi to był majstersztyk w wykonaniu Fogo Unii

Nową miłością niektórych zawodników gorzowskiego zespołu stał się rower. Ostatnio kilometry kręci Bartosz Zmarzlik. Napędzany siłą nóg jednoślad odpowiada także jego klubowemu koledze. - Rowerem też jeżdżę. Jak czuję, które mięśnie potrzebują treningu, to wtedy to robię. Znam swoje ciało i reguluję sobie. Nigdy w życiu nie brakowało mi kondycji i nie bolały mnie ręce na żużlu - wyznał.

Obecny czas to również okres podsumowań ubiegłego roku i różnych uroczystości. W sobotę Polak odebrał nominację do kadry na sezon 2018. - Na pewno jest to fajne. Tylko trzynastu seniorów, ale z roku na rok przyjmuje to lżej. Cieszę się i jestem zadowolony, że trener widzi mnie w tej trzynastce, ale na początku bardziej mnie to fascynowało. Fajnie jest być w kadrze. Przez tyle lat jestem w tej piętnastce najlepszych Polaków, więc jest to dla mnie jakiś znak, że cały czas jest dobrze. Zawsze jestem dla kadry dostępny - stwierdził 33-latek.

Dzień później natomiast gościł na charytatywnym balu dla Tomasza Golloba, zorganizowanym przez gorzowski klub. - To chyba mój piąty bal. Jak były, to się na nich pojawiałem. Jak Tomek przemawiał na telebimie, to na pewno pojawiła się łezka w oku, bo jeździliśmy tyle lat razem w kadrze. Za jego czasów, gdy był kapitanem, to ja do niej wchodziłem - przypomniał indywidualny wicemistrz świata z 2014 roku.

Kasprzak mógłby już mieć na swoim koncie tytuł najlepszego żużlowca globu, ale w zdobyciu większej liczby punktów przeszkodziła kontuzja. Urazy nie były łaskawe także dla Stali Gorzów, która musiała zadowolić się brązowym medalem w minionym sezonie. Teraz w klubie liczą, że będzie lepiej. - Przede wszystkim dużo szczęścia dla klubu i dla mnie. Te wypadki dużo nam psują. Mojego obojczyka jeszcze zespół tak nie odczuł, bo chłopacy super jechali początek. Później Nielsa nam brakowało w play-offach. Jak najwięcej zdrowia, żeby każdy trafił z silnikami. Jeżeli wszyscy zrobią po 8-10 punktów, raz ktoś mniej, ktoś więcej, to będzie ich tyle, żeby wygrywać mecze. Spotkania są na styku, pokazał to zeszły rok. Najpierw play-offy, a później wszystko może się zdarzyć - zakończył Krzysztof Kasprzak.

Źródło artykułu: