W minionym sezonie, startując w 2. Lidze Żużlowej, zespół z Lublina wygrał wszystkie mecze u siebie. Teraz, w 2018 roku, stanie przed znacznie trudniejszym wyzwaniem, bo będzie ścigać się już na zapleczu PGE Ekstraligi. Speed Car Motor, wzmocniony takim zawodnikami jak Andreas Jonsson, może jednak śmiało myśleć o rywalizacji o play-offy. Podtrzymanie dobrej passy na własnym torze jest więc możliwe.
Jeszcze przed początkiem zimy klub zajął się nawierzchnią. Dosypano tam około 300 ton granitu. W kuluarach mówi się, że trener Dariusz Śledź i jego zawodnicy chcą, by tor był bardziej przeczepny niż do tej pory. - Czy tam będzie, zobaczymy wiosną. Faktem jest, że po trzech sezonach na torze były już ubytki, które trzeba było uzupełnić. Teraz tego materiału będzie w końcu więcej - przyznaje menedżer Piotr Więckowski.
Swoją drogą, owal w Lublinie może być sporym wyzwaniem dla reszty stawki. W ostatnich latach nie wszyscy mieli okazję tam startować. Może okazać się to bezsprzecznym atutem Speed Car Motoru.
- Postaramy się wykorzystać znajomość toru jak najlepiej. Nie jest jednak tak, że nikt z Nice 1. Ligi u nas nie startował. Odbywały się przecież turnieje juniorskie, zawody Złotego Kasku czy SEC. Tor jest dość długi i wąski. Jego specyfika może być naszym atutem, ale jak będzie, przekonamy się na wiosnę - kwituje Więckowski.
ZOBACZ WIDEO W żużlu nie obyło się bez skandali. Był doping i korupcja