- To, że nie jedziemy w Nice 1.LŻ, to nie do końca, tylko nasza wina. Myślę, że niektóre osoby spoza Rzeszowa wiedzą, o czym mówię - napisał Ireneusz Nawrocki, właściciel Stali Rzeszów, w specjalnym oświadczeniu, a kibice zastanawiają się, o co chodzi? W tej sytuacji poprosiliśmy pana Nawrockiego o wyjaśnienia. - Ludzie, którzy lubią telefonować do zawodników, powinni uderzyć się w pierś - rozpoczął tajemniczo właściciel Stali.
- Zrobiłem, co mogłem, żeby utrzymać drużynę w pierwszej lidze - dodaje Nawrocki. - W barażach obiecałem po dwieście euro ekstra za każdy zdobyty punkt. Ktoś jednak był widocznie hojniejszy. Nasi zawodnicy mówili nam, co działo się przed zawodami. Uczciwie przyznali, jakie były naciski i kto naciskał.
Właściciel Stali nie chce powiedzieć kto i na kogo naciskał, ale skojarzenia do meczu barażowego o PGE Ekstraligę między Zdunek Wybrzeżem Gdańsk i Get Well Toruń nasuwają się same. Nawrocki nie stawia co prawda mocnych oskarżeń (jedynie sugestie i przypuszczenia), ale rzuca w przestrzeń publiczną kilka stwierdzeń, które każą się zastanowić, czy baraż o Nice 1.LŻ rozegrał się wyłącznie na torze.
- À propos toru, to ja się zastanawiam, jak sędzia mógł puścić mecz rewanżowy w Lublinie - stwierdza Nawrocki. - Stan nawierzchni był fatalny. Jak na niej stanąłem, to noga zapadła mi się po kostki. Jeden z zawodników skarżył się później, że jak dostał szprycę, to omal mu nogi nie urwało. Gdybym był wówczas właścicielem, to wycofałbym zespół z meczu i poprosił osoby władne o wyjaśnienie sprawy - kończy Nawrocki.
ZOBACZ WIDEO Pawlicki & Vegenerat szykują się na SGPnarodowy (WIDEO)