Szef Włókniarza polecał Nickiego Pedersena innemu prezesowi. Ten nie skorzystał. Jemu mówili, że bierze inwalidę
Fredrik Lindgren i Nicki Pedersen. U progu rozgrywek PGEE łączy ich kilka wspólnych mianowników. Obaj w tym sezonie wrócili po groźnych kontuzjach. Z tego też powodu w okresie transferowym w wielu klubach traktowani jako głębokie opcje rezerwowe.
- Sytuacja jest prosta. Jeśli do stołu siada dwóch poważnych ludzi, zajmujących się tym sportem zawodowo i ten, który jest po przejściach, oznajmia mi, że nie ma żadnego problemu, a kontuzja nie będzie grała żadnej roli, to ja mu staram się wierzyć. A efekt jest taki jak wszyscy widzimy. Taki zawodnik nie zapomina przecież jak się jeździ - przedstawia swój punkt widzenia sternik aktualnego przodownika PGE Ekstraligi.
Warto jednak zaznaczyć, że za nami dopiero dwie kolejki, ale już teraz mówi i pisze się, że kto ma Szweda oraz Duńczyka trafił los na loterii. Przymusowa, dłuższa przerwa świetnie na nich wpłynęła. Widać u nich wielki głód jazdy. Lindgren i Pedersen są liderami swoich ekip - odpowiednio w forBET Włókniarzu Częstochowa i Grupie Azoty Unii Tarnów.
Często są takie okoliczności, że rządzi nimi przypadek. Przecież trzykrotny mistrz świata w Tarnowie także nie był nawet drugim, czy trzecim wyborem. Wyżej stały akcje choćby Leona Madsena , Artioma Łaguty, czy Nielsa Kristiana Iversena.
- Mogę zdradzić, że w Warszawie, na spotkaniu podsumowującym poprzedni sezon PGE Ekstraligi zaproponowałem jednemu prezesowi by wziął Nickiego Pedersena. Miałem bowiem przeczucie, że w tym sezonie odpali na nowo. Tamten prezes miał jednak inną wizję, nie negocjował z Duńczykiem. Skorzystała Unia Tarnów i póki co chyba nie narzeka - stwierdził Świącik.
ZOBACZ WIDEO Oficjalne intro PGE Ekstraligi 2018KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>