Całe Leszno z utęsknieniem czekało na powrót tego, który przed rokiem tak kapitalnie prezentował się w fazie play-off. Piotr Pawlicki wrócił do ścigania w PGE Ekstralidze po przerwie zimowej i kontuzji. Kapitan mistrzów Polski pokazał się w wielkim stylu, ale sam z dystansem wypowiada się o tym popisie. - Występ był zadowalający i punkty się zgadzają - ocenił.
- Ciężko pracowałem ostatnie dwa miesiące, aby dojść do odpowiedniej dyspozycji i nie chciałbym nigdy więcej rozpoczynać sezonu po kontuzji - przyznaje. - Ci, co spekulowali, że klub miał mnie hamować, bo ja jestem narwany, nie znają mnie. Oni nie wiedzą, co siedzi mi w głowie, bo ja przede wszystkim postawiłem na pełny powrót do zdrowia, zanim wrócę na tor - uciął dyskusje medialne sam zainteresowany.
- To był mój pierwszy mecz, a chłopaki mają o trzy więcej na koncie. Potrzebuję jeszcze kilku więcej startów, aby poczuć się pewniej na motocyklu. Podczas meczu z Falubazem Zielona Góra wszystko mi pasowało: motocykle były szybkie, dobrze się czułem na starcie i wsiadłem na motor z takim głodem trochę, co też w tej sytuacji miało swoje plusy. Liczy się jednak to, żeby wygrywała drużyna. Mam świetny zespół gdzie każdy może być liderem i to jest najważniejsze - podkreśla.
W tym samym spotkaniu bardzo słabo zaprezentował się Piotr Protasiewicz, który tłumaczył swoją dyspozycję małą liczbą startów. Pawlicki czasu miał jeszcze mniej, a jednak potrafił zdobyć komplet punktów. - Mi wystarczył tydzień, ale nie ma co popadać w hurraoptymizm. Dużo zależy też od podejścia. Sporo pozmieniałem w swoich treningach ogólnorozwojowych i uspokoiłem swoją głowę, na której faktycznie może czasem wywierałem za dużą presję. Każdy ma swoje sposoby i myślę, że Protasiewicz już nie raz pokazał, jakiej klasy jest zawodnikiem i tylko kwestią czasu jest to kiedy zacznie wygrywać biegi - ocenił na zakończenie Piotr Pawlicki.
ZOBACZ WIDEO #EkspertPGEE zawodników, czyli sprawdzian wiedzy żużlowców
Kto ci zabrania trenować? Ten człowiek musi pójść na ławę bo cierpliwość ma swoje granice.