Mateusz Ligocki: Mam nadzieję, że zagram z Tomkiem Gollobem w golfa (wywiad)

Mateusz Ligocki był jednym z zawodników, którzy brali czynny udział w sobotnim turnieju charytatywnym na rzecz Tomasza Golloba. Czterokrotny uczestnik igrzysk olimpijskich w snowboardzie wyjechał z Gorzowa Wlkp. z plastronem żużlowego mistrza.

Dawid Lis
Dawid Lis
Mateusz Ligocki (z lewej) z wylicytowanym plastronem Tomasza Golloba WP SportoweFakty / Dawid Lis / Mateusz Ligocki (z lewej) z wylicytowanym plastronem Tomasza Golloba
Dawid Lis, WP SportoweFakty.pl: Jak to się stało, że jest pan obecny na turnieju golfowym w Gorzowie Wielkopolskim?

Mateusz Ligocki, snowboardzista: Przyznam się, że nie pierwszy raz jestem na polu golfowym w Gorzowie. Myślę, że pierwszy raz byłem dobre cztery lata temu, jeszcze za czasów Roberta Woźniaka, który nas zapraszał i mieliśmy okazję brać udział w gorzowskich turniejach. Tym razem jednak jest to wyjątkowe wydarzenie, bo turniej charytatywny dla Tomasza Golloba, dla naszego mistrza, który nie jest mi obcą osobą. Przede wszystkim jest wielkim sportowcem. Możemy też mówić o podobieństwach mojego snowboard crossu z żużlem. My również ścigamy się czwórkami i podobnie jak żużlowcy, wchodzimy ostro w zakręty. Z pewną dozą nieśmiałości, dzień przed turniejem wysłałem sms-em zapytanie, czy znajdzie się jeszcze dla mnie miejsce i okazało się, że było. Cieszę się, że mogłem tutaj być i wesprzeć, chociażby małą kropelką, rehabilitację Tomasza Golloba.

Nie wyjeżdża pan jednak z tego wydarzenia z pustymi rękoma.

Dokładnie, bo udało mi się wylicytować nie byle jaką pamiątkę, czyli plastron, w którym Tomek Gollob w 2010 roku zdobył mistrzostwo świata. Też zawsze chciałem zostać mistrzem świata. Jak na razie mi się to nie udało. Myślę, że została mi jeszcze jedna szansa w przyszłym sezonie, bo też moja kariera zbliża się ku końcowi. Łezka mi się kręci w oku, jak o tym wszystkim mówię. Ile mogłem, tyle dałem od siebie. Życzę Tomkowi zdrowia i mam nadzieję, że spotkamy się niedługo na polu golfowym. Mam nadzieję, że stanie na nogi, złapie za kije i będziemy razem grać.

Jakie ma pan wspomnienia z Tomaszem Gollobem?

W 2010 roku, podczas Balu Mistrzów Sportu, nieśmiało ocieraliśmy się o siebie plecami. Tomek udzielał wywiadu, ja byłem zaproszony wówczas z ramienia "Przeglądu Sportowego". Miałem bardzo udany sezon, chyba swój najlepszy w karierze. Kończyłem klasyfikację generalną na piątej pozycji w snowboard crossie. Byłem zaproszony z racji tego, że sezon udany, ale też organizatorzy mieli nadzieję, że Justyna Kowalczyk znajdzie się w pierwszej dziesiątce. Justynie się nie udało, mi nie przypadła okazja wręczenia jej nagrody. Natomiast kolejne lata pokazały, że Justyna była bezsprzecznie najlepszym sportowcem, a mnie na tych balach już nie było. Tam też Tomka widziałem, ale nie odważyłem się z nim porozmawiać. Tym bardziej czuję niedosyt i stąd też moja obecność tutaj. Chcę życzyć mu szybkiego powrotu do zdrowia.

Miał pan okazję oglądać Tomasza Golloba na torze?

Byłem na stadionie narodowym, gdy Tomek jechał w Grand Prix. Natomiast przyznam się, że jestem też fanem motocrossu. Ktoś może mówić, że wypadek Tomka stał się na crossie i po co on jechał, dlaczego i tak dalej. Jestem pewien, że gdyby nie motocykl crossowy, to Tomek nie byłby tak wspaniałym żużlowcem. Sam wiem, że gdyby nie treningi na motocrossie, to nie byłbym tak dobrym zawodnikiem w snowboard crossie. Nie można mieć do nikogo pretensji. Sporty motorowe są cudowne. Mi również motocykl dużo pomógł. Jestem dobrej myśli. Szczęście jest w życiu najważniejsze, to zawsze sobie powtarzam. Myślę, że nawet jeśli zdrowie nie dopisuje, to najważniejsze jest to, co mamy w głowie. Pozytywne myślenie i szczęście, dzięki któremu powinniśmy starać się dostrzegać w każdej chwili te dobre rzeczy. Tego Tomkowi życzę. Przede wszystkim życzę mu, żeby stanął na nogi. I jeszcze raz to powtórzę, żebyśmy spotkali się kiedyś na polu golfowym.

Jak pan traktuje golfa?

Przyznam szczerze, że golfa traktowałem do tej pory nawet jako element treningu, bardziej mentalnego. Jest to coś zupełnie innego, niż sporty ekstremalne, jakim jest snowboard. Tutaj jest ten wysiłek mniej intensywny, co nie znaczy, że golf nie jest męczący. Jedna runda (18 dołków) trwa kilka godzin, trzeba trochę spacerować po polu. Po 22 latach wyczynowego uprawiania sportu snowboardowego mogę powiedzieć, że to golf spowodował, że te 22 lata mogłem przejeździć w zdrowiu i z uśmiechem na twarzy. Można powiedzieć, że przez ostatnie lata, odkąd gram w golfa, a około 12 ich już będzie, pozwoliło mi to na nowo odnaleźć w snowboardzie radość i dążenie do celu. Golfowi dużo zawdzięczam i polecam go sportowcom, którzy są w trakcie swojej wyczynowej kariery oraz tym, którzy kończą już karierę, bo jest to wspaniała forma spędzania czasu i podtrzymywania swojej aktywności.

Jest to dla pana forma relaksu i wyciszenia się, czy może jeszcze coś innego?

Na pewno jedno i drugie. Relaks, wyciszenie się, ale też niesamowita walka z samym sobą. Trzymanie emocji na wodzy, koncentracja, skupienie. To, co w sporcie na najwyższym poziomie jest najważniejsze. Wiemy, że tam wygrywa głowa, a nie umiejętności techniczne, czy fizyczne. W golfie głowa zdecydowanie odgrywa najważniejsza rolę. To właśnie golf pozwolił mi dojechać na czwarte igrzyska olimpijskie w snowboardzie.

ZOBACZ WIDEO Nasi żużlowcy odpowiadali na pytania o Warszawę


KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×