[b][tag=60082]
Dariusz Ostafiński[/tag], WP SportoweFakty: Usłyszymy "We are the Champions" na dekoracji Grand Prix na PGE Narodowym?[/b]
Michał Korościel, prezenter zawodów, dziennikarz Radia Zet, komentator Eurosport i Eleven: Pewnie, że tak. Taką mam umowę z dyskdżokejem. Tylko nie wiem, dla kogo to zagrają.
Ja pytam, czy dla Polaka?
Myślę, że możemy na to liczyć. Tym bardziej że to, co widzimy w lidze, przeważnie nie pokrywa się z Grand Prix. Myślę, że jest szansa na dobry występ Macieja Janowskiego, który potrafi w Warszawie dobrze pojechać. Rok temu wygraną ukradł mu Fredrik Lindgren. Na Patryka Dudka, który ma dobre mecze w lidze, też możemy liczyć. I na Bartosza Zmarzlika. Nie wiem, ale wydaje mi się, że tylko Przemkowi Pawlickiemu będzie trudno wygrać. Frycowe musi zapłacić.
A jakby liga miała przełożenie, to oglądaliśmy popisy Lindgrena z Pedersenem.
Chyba nie tylko. Moim zdaniem Jason Doyle dochodzi do dużej formy. W Szwecji już bardzo dobrze pojechał. Z drugiej strony historia pokazuje, że zawodnik, który zdobywa dziewiczy tytuł rok później, niekoniecznie powtarza swój sukces. Ostatni raz tej sztuki dokonał Hans Nielsen. W 1986 roku został po raz pierwszy w swojej karierze mistrzem świata, a rok później obronił tytuł. Kolejni mistrzowie wyglądali jednak słabiej. Nie wiem, czy ten syndrom dotknie teraz Doyle'a?
Rywale na pewno nie ułatwią mu zadania, bo każdy będzie chciał pokazać mu plecy.
Stara zasada, bij mistrza, zrobi swoje. Poza tym dwa lata mentalnie Doyle'a na pewno w jakimś stopniu wymęczyły. On na topie jest od sezonu 2016. Już wtedy zdobyłby tytuł, gdyby nie kontuzja. Udało się rok później. To wszystko, ta cała dominacja, kosztowało go wiele sił psychicznych. W międzyczasie się ożenił, coś się w jego życiu zmieniło. Każdy ma swoją barierę, a nie wiemy, jak ten miks zdarzeń na niego wpłynął.
A ja słyszałem, że małżeństwo ma dobry wpływ na człowieka, działa na niego stabilizująco.
To zależy. Może i tak jest. Niemniej mentalnie Doyle na pewno jest mocno wyprany. Nie stawiam jednak na nim krzyżyka, bo nie wiem, gdzie jest ta jego granica. Może być tak, że po trzech upadkach i rozwodach dalej będzie silny.
Też zalicza się pan do fanów kosmicznych prędkości Fredrika Lindgrena?
Od zawsze byłem jego fanem. Zawsze mi się podobało to, jak jeździ. Kiedy był w Wolverhampton i był królem tego toru, to byłem nim zachwycony. Teraz nie ma go w tej ekipie, bo działacze wybrali tańszego Jacoba Thorssella. Fajnie by było, jakby Lindgren zdobył w tym roku medal. Zastrzegam jednak, że szwedzkiej flagi na policzku malował nie będę.
A szwedzką kiełbasę, którą swego czasu reklamował Lindgren, kosztował pan?
Nie, ale słyszałem o niej dużo dobrego.
Rozumiem, że z racji zielonogórskich korzeni najbliższy pańskiemu sercu jest Patryk Dudek?
Czy najbliższy? Najbardziej go znam. Z drugiej strony, jak przychodzisz na Grand Prix i widzisz te bialo-czerwone flagi, to wszelkie lokalne sympatie chowasz do kieszeni. Ja tak mam. Oczywiście są grupy, które kibicują zgodnie z klubowymi barwami, ale ja podchodzę do sprawy uniwersalnie, biało-czerwono.
Ostatnio jeden z ekspertów powiedział mi, że jak Bartosz Zmarzlik dalej będzie jeździł tak, jak ostatnio, to za chwilę będą go kochać tylko w Gorzowie. Pan też tak czuje?
Czasami myślę, że te porównania Bartosza do Tomasza Golloba są niezwykle trafione. Młody Tomek był lubiany głównie w Bydgoszczy, a w pozostałych żużlowych miastach w Polsce niekoniecznie. Bartek idzie w tym kierunku. Czasami przesadza. I nie myślę tylko o ostatniej akcji z Pedersenem. W ubiegłorocznym finale Elitserien też miał różne zagrywki. A wszystko przez to, że ambicja wylewa się ze Zmarzlika litrami. Bo przecież nie chodzi o to, że komuś chce zrobić krzywdę. Jeśli jednak czegoś w sobie nie zmieni, to faktycznie wkrótce będzie kochany w Gorzowie, a gdzie indziej już nie będzie tak fajnie. Warto przypomnieć, że jeszcze dwa, trzy lata temu cała Polska była nim zachwycona, bo był naturalny i waleczny. Teraz nastroje się zmieniły.
Rozpoczęliśmy piosenką, kończymy piosenką, a właściwie frazą utworu Budki Suflera. Jest pan umówiony z dyskdżokejem, żeby trzymał na podorędziu ten fragment "Znowu w życiu mi nie wyszło".
Nie, bo chodzi o to, żeby ludzie dobrze się bawili. Mamy w planach raczej wesołe klimaty. Wiem, że wyniki mają ogromny wpływ na nastroje, ale chcemy zapewnić ludziom dobrą zabawę. Dla tych, co znają się na żużlu, ale i też dla tych, którzy przyjdą zobaczyć go pierwszy raz.
ZOBACZ WIDEO Nasi żużlowcy odpowiadali na pytania o Warszawę