[tag=54]
Nicki Pedersen[/tag] w 16. biegu Grand Prix Polski wpadł w dziurę na wyjściu z pierwszego łuku i zanotował groźnie wyglądający upadek. Po kolizji Duńczyk wycofał się z zawodów, kończąc turniej z dorobkiem zaledwie dwóch punktów.
- Boli mnie szyja, ale na całe szczęście nie stało się nic złego. Siłę uderzenia przejął ochraniacz, co nie zmienia faktu, że znowu uderzyłem głową w tor. Ponadto, wylądowałem na dłoni, która następnie mocno spuchła. Teraz mam problemy ze zginaniem niektórych palców - mówi Pedersen w rozmowie ze speedwaygp.com.
Sytuacji Duńczyka w warszawskim turnieju nie ułatwiał przygotowany na PGE Narodowym tor. - Tor nie był idealny, szczególnie gdy dysponuje się jedynie 60 lub 70 procentami siły, a tak jest właśnie w moim przypadku. Tydzień wcześniej jeździłem w Tarnowie na nawierzchni gładkiej jak stół i czułem się świetnie. W Warszawie było zgoła inaczej, w jazdę trzeba było włożyć znacznie więcej siły - przyznaje trzykrotny mistrz świata.
Na domiar złego w Warszawie Pedersen borykał się z kłopotami sprzętowymi. Nie da się ukryć, że o występie w stolicy Polski Duńczyk będzie chciał jak najszybciej zapomnieć. - W pierwszych wyścigach miałem problem z moim najlepszym silnikiem, więc zdecydowałem się na jazdę na innej jednostce. Nie udało się jednak odnaleźć optymalnej prędkości, błądziłem z ustawieniami. Wiem jednak, co poszło nie tak i w przyszłości postaram się to wyeliminować - zapewnia Pedersen.
ZOBACZ WIDEO Motocykl żużlowy podczas meczu