Praga najlepszych żużlowców świata gości w tym roku po raz dwudziesty drugi. Marketa pod tym względem jest rekordzistką wśród obiektów cyklu SGP. - Gdzie te czasy, kiedy podjeżdżało się pod stadion i czuło się jak w Polsce. Wszędzie było słychać nasz język i śpiewy kibiców - wzdycha Jacek z Gniezna, który w stolicy Czech była stałym bywalcem. - Zaliczyłem 20 turniejów Grand Prix. Dzisiaj notuję "oczko". Nie było mnie tylko raz - podkreśla z dumą.
Pewnie znajdą się tacy, którzy wszystkie Grand Prix Czech widzieli na żywo i nie dotyczy to tylko niezmordowanego Jerzego Kanclerza z Bydgoszczy. - Jak mogłam być tutaj tyle razy, skoro w 1997 roku miałam trzy latka - śmieje się Agnieszka z Wrocławia, która na Markecie debiutowała dziewięć lat temu i w sobotę obejrzy okrągły, dziesiąty turniej na żywo. - Nie mogę zatem pamiętać tych tysięcy polskich kibiców, piknikowej atmosfery, a przede wszystkim... taniego piwa i biletów - dodaje. - Znam to tylko z opowiadań starszych znajomych. Kiedy patrzę na obecne cenniki, to aż wierzyć mi się nie chce, że 20 lat temu było tak tanio - wzdycha z rozrzewnieniem.
Ceny owszem, zmieniły się. Klimat praskiej Grand Prix pozostaje jednak bez zmian. Czeska kapela przed stadionem przygrywa dawne standardy, przy których noga sama podskakuje. Piwo leje się strumieniami. Kibice ze smakiem zajadają "grilovane kure", czyli kurczaki z grilla. - Kocham ten klimat. Przyjeżdżam do Pragi co roku. To Grand Prix ma coś w sobie, choć szkoda, że na Markecie nie ma tyle walki, co na innych torach. Liczę, że w sobotę będzie tak jak przed rokiem, czyli pozytywnie się zaskoczę i zobaczę ciekawą walkę - dodaje Darek ze Śremu.
Przed laty do urokliwych praskich uliczkach niosło się niezapomniane hasło, śpiewane co roku przez polskich kibiców: Jeszcze tego lata, Tomek będzie mistrzem świata. Teraz kibice śpiewają, jak dawniej, ale mają innych bohaterów. - Jeszcze tego lata, jeszcze tego lata, Maciek będzie mistrzem świata – drze się w niebogłosy delikatnie wstawiony jegomość w biało-czerwonej koszulce. Można domyślić się, że jest z Wrocławia lub mocno kibicuje Maciejowi Janowskiemu. - Magic jest the best! - dodaje, kiedy pytamy się go o typy przed wieczornymi zawodami. - Nie przeszkodzi mu nawet kiepskie losowanie i zewnętrzne pola - podkreśla.
W parku maszyn powoli krzątają się już mechanicy. Większości żużlowców na trzy godziny przed startem zawodów w swoich boksach nie ma. Kibice przed stadionem jeszcze piknikują. Niektórzy, próbują dojść do siebie po ciężkiej nocy w stolicy Czech. Z minuty na minutę czuć coraz bardziej atmosferę żużlowego święta. Są oczywiście Polacy, Niemcy, Brytyjczycy, Rosjanie, Duńczycy oraz gospodarze, Czesi. Po drodze na stadion spotykamy także Szwedów, którzy są przekonani, że wreszcie doczekali się następcy Tonego Rickardssona. - Fredka wygra wieczorem i będzie mistrzem świata. Polacy? Żaden nie stanie na podium - mówi z przymrużeniem oka, trochę się ze mną przekomarzając Jonas z Hallstavik. - Zapraszamy do nas na Grand Prix już w lipcu - dodaje. - Dziękuję. Raczej w tym roku nie skorzystam - odpowiadam grzecznie. - Ale do Torunia przylecimy. Na koronację Lindgrena - dodaje z przekonaniem i bierze kolejny łyk złocistego napoju.
I jak tu nie lubić złotej czeskiej Pragi? Nie jest już tak tanio jak kiedyś. Nie ma tylu Polaków, co przed laty, ale cykl Grand Prix bez stolicy Czech byłby uboższy. Co roku niektórzy powtarzają, że nie przyjadą tutaj kolejny raz, bo byli w Pradze naście lub więcej razy. Mija rok i co robią? W maju obierają kierunek na Marketę. I nie żałują tego, bo choć zmęczeni po podróży, mogą poczuć jedyny, niepowtarzalny klimat, którego nie ma nigdzie indziej.
Maciej Kmiecik z Pragi
ZOBACZ WIDEO Speedway of Nations gwarantuje emocje do ostatniego wyścigu
Kiedy podjeżdżasz etc. etc [...], to znak, że w stolicy Czech odbywa się coś, o czym w stolicy Czech nikt nie ma zielonego pojęcia.