Dariusz Ostafiński. Bez Hamulców 2.0: Jak długo można sikać? Śpiesz się Chris, bo drużyna czeka (felieton)

WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Dariusz Ostafiński
WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Dariusz Ostafiński

Po niedzielnym meczu Włókniarz - Get Well (49:41) mieliśmy pierwszą w tym roku kontrolę antydopingową. Wyniki poznamy oficjalnie w piątek, ale myślę, że warto przybliżyć, jak to wszystko wygląda. Kto i gdzie sika i kto na patrzy.

W tym artykule dowiesz się o:

Bez Hamulców 2.0, to cykl felietonów Dariusza Ostafińskiego, redaktora WP SportoweFakty.

***

Pierwsza w tym roku kontrola antydopingowa za nami. Trwała długo, bo prawie do północy. Problem z oddaniem moczu miał Chris Holder. Australijczyk wypił dwa litry wody, ale dopiero po prawie 4 godzinach poczuł potrzebę pójścia za potrzebą. To się zdarza. Oczywiście nie wszystkim. Adrianowi Miedzińskiemu wystarczył soczek od sponsora.

Zacznijmy od tego, że POLADA sama wyznacza sobie spotkanie, na którym przeprowadzi kontrolę. PZM, GKSŻ bądź Ekstraliga Żużlowa mogą zasugerować wizytę na tym czy innym meczu, ale polska antydopingówka wcale nie musi brać tych sugestii pod uwagę. Może też, i tak było w przypadku spotkania forBET Włókniarz Częstochowa - Get Well Toruń, samemu dokonać wyboru. Zainteresowani nie są jednak informowani. Kontrola jest przeprowadzana z zaskoczenia.

ZOBACZ WIDEO #EkspertPGEE zawodników, czyli sprawdzian wiedzy żużlowców, odc. 2

Jeszcze przed meczem losuje się zawodników, którzy zostaną poddani kontroli. Biorą w tym udział kierownicy drużyn. Każdy z nich wybiera dwie z ośmiu karteczek z numerami oznaczającymi konkretnego żużlowca. Jak wiemy, w Częstochowie wylosowano 12 (Miedziński)  i 15 (Michał Gruchalski) z Włókniarza oraz 4 (Niels Kristian Iversen) i 5 (Ch. Holder) z Get Well. Zasadniczo numerek odpowiada temu z plastronu zawodnika.

Nazwiska wylosowanych nie są jednak ogłaszane przed meczem. Karteczka z numerem w ogóle nie jest otwierana. Zaraz po jej wybraniu jest ona wkładana do koperty. Dopiero po zawodach jest ona otwierana i wówczas okazuje się, kto idzie sikać. Do tego momentu nikt, nawet kontrolerzy, nie zna nazwisk badanych.

Rok temu, w trakcie kontroli, na której wpadł Grigorij Łaguta, Michał Finfa, menedżer Włókniarza, omyłkowo odkrył karteczki (robił to pierwszy raz i nie znał procedury) i zarządzono ponowne losowanie. Ciekawostką jest fakt, co pan Michał nam zdradził, że w pierwszym losowaniu nie wybrał karteczki z numerem 5, który oznaczał Łagutę. Miał więc Grigorij niesamowitego pecha. Wpadł bowiem przy drugim podejściu, a gdyby go nie było, w ogóle nie byłby sprawdzany.

Kończąc wątek losowania, warto nadmienić, iż "lotna brygada" może też wskazać palcem tych, którzy pójdą do badania. Jeśli są podejrzenia w stosunku do jakiegoś zawodnika, bo dziwnie się zachowuje, albo był na niego jakiś donos, to POLADA nie musi się bawić w losowanie numerków.

Wróćmy jednak do procedury. Po losowaniu zawodnicy mają się błyskawicznie stawić w punkcie kontrolnym. W Częstochowie tak było, choć Miedziński dostał 15 minut na to, żeby móc wystąpić w telewizji, a konkretnie w nSport+. Takie odstępstwa się zdarzają i nie są czymś nadzwyczajnym. Zresztą później Adrian szybko dołączył do innych badanych. Cały czas śledziło go jednak czujne oko kontrolera.

Jeśli chodzi o to, co piją zawodnicy, żeby szybciej można było pobrać próbkę, to dopuszczalne są wszystkie napoje poza tymi zawierającymi alkohol. Czyli żadnego piwa, które najszybciej spowodowałoby wiadomą reakcję. POLADA sugeruje picie wody niegazowanej, ale Miedziński pijący soczek nie popełnił błędu. Nie robią go także ci, którzy w podobnej sytuacji sięgają po napoje izotoniczne.

Jak wygląda pomieszczenie, w którym pracują kontrolerzy antydopingówki? Na meczu Włókniarza w punkt kontroli zmieniono pokój służący na co dzień działowi marketingu. To tam pani protokolantka spisywała dane badanach (jeśli ktoś nie miał przy sobie dokumentu, jego tożsamość potwierdzał kierownik drużyny) i dawała im pojemniki. Co istotne pomieszczenie sąsiadowało z toaletą, gdzie odbywał się ostatni akt badania.

Każdy zawodnik wchodził w asyście kontrolera, który miał obowiązek sprawdzić (na własne oczy), że dana próbka pochodzi od tego, a nie innego żużlowca. To mało komfortowa sytuacja, ale kontroler musi mieć pewność, że do pojemnika nie została wlana jakaś inna próbka, ewentualnie soczek w wiadomym kolorze.

Warto dodać, że czas na sikanie jest nieograniczony. Przyjść do punktu kontroli trzeba szybko, ale wyjść z niego można nawet po 10 godzinach. Wiemy, że takie przypadki się zdarzają, choć w przypadku meczu Włókniarz - Get Well nie miały one miejsca.

W tym roku mieliśmy pierwszą kontrolę, ale nie ostatnią, bo POLADA, w ramach współpracy z Ekstraligą Żużlową, zobowiązała się do pewnej liczby badań. Druga część sezonu będzie w nie obfitowała. Według nowych procedur próbki pobrane w niedzielę, w poniedziałek trafiają do analizy do laboratorium, a w piątek mają być znane wyniki.

Jeśli ktoś wpadnie, to nie będzie takiej dyskusji jak rok temu w sprawie Łaguty. Ten po feralnej kontroli zaliczył jeszcze dwa mecze, a kiedy później podano wyniki, to zastanawiano się, czy kasować tylko punkty zawodnika ze spotkania objętego badaniem, czy z późniejszych także. Teraz tego nie będzie. Kasowanie będzie dotyczyło wyłącznie jednego spotkania.

PS. POLADA zobowiązała się, że w tym roku przeprowadzi 70 badań na zawodach żużlowych. Na razie zrobiła cztery. W ciemno można założyć, że antydopingówka pojawi się na finale IMP. Inni nie znają dnia ani godziny.

Źródło artykułu: