Patryk Dudek: Nie wiedziałem, że ostrzeżenia się sumują. Mamy nauczkę na przyszłość (wywiad)

WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Patryk Dudek
WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Patryk Dudek

- Dowiedziałem się po nieudanym podejściu do barażu, że jestem wykluczony i nie wiedziałem dlaczego. Dopiero potem wyszło, że to mój drugi "warning" (ostrzeżenie – dop. red.), że ten z piątku też się liczy - mówił nam Patryk Dudek po finale SoN.

Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: Patrząc na to, co działo się w piątek, brąz jest sukcesem. Z drugiej strony, jeśli przed zawodami mówiło się, że jesteśmy potęgą i moglibyśmy wystawić trzy mocne reprezentacje, to jednak trudno się cieszyć.

Patryk Dudek, reprezentacja Polski, Falubaz Zielona Góra: Dziennikarzom zawsze coś nie pasuje. Jakbyśmy wygrali, to byłoby nudno. Przegraliśmy, to też jest źle. Wstaliśmy z kolan i jest tak sobie. A tak poważnie, to w piątek był horror, a w sobotę podnieśliśmy się, walcząc do ostatniego biegu. Fajne było posunięcie z zamianą pól. Myśleliśmy z tatą, że dobrze byłoby zacząć z pierwszego. Na przełamanie, bo tego nam w piątek brakowało. Wtedy zacząłem od taśmy, startując z pola zewnętrznego i to wybiło mnie z rytmu.


Zamiana pól, przejście Macieja Janowskiego na zewnętrzne i pana na wewnętrzne, faktycznie było dobrym posunięciem.


Trener się na to zgodził i już pierwszy bieg wyszedł nam idealnie. Wykluczyliśmy Fredrika Lindgrena, oczywiście w cudzysłowie, i podwójnie wygraliśmy ze Szwedami. Po tym wyścigu rozmawialiśmy z Maćkiem o polach startowych, zastanawialiśmy się co dalej. Czułem się mocny ze startu, a Maciek stwierdził, że wręcz przeciwnie i powiedział, że zostanie na zewnętrznych. Zgraliśmy się idealnie pod tym względem.

A wiedział pan, że ostrzeżenia się sumują, że to z piątku ma nadal moc urzędową i każde kolejne będzie skutkowało wykluczeniem?

Dowiedziałem się po nieudanym podejściu do barażu, że jestem wykluczony i nie wiedziałem dlaczego. Dopiero potem wyszło, że to mój drugi "warning" (ostrzeżenie – dop. red.), że ten z piątku też się liczy. A przecież w piątek sam się ukarałem, wjeżdżając w taśmę, bo zostałem wykluczony.

Czyli nie wiedział pan, że ostrzeżenia z dwóch dni się sumują?

Nie wiedziałem.

A trener mówi, że przekazywał wam taką informację.

Może nie usłyszałem. Te ostatnie dni były trudne. Duży przepływ informacji, nie zawsze wpadało to wszystko w ucho. Mamy jednak nauczkę na przyszłość.

Trochę źle, że podprowadzające nie pokazują, jak to ma miejsce w Grand Prix, tabliczki z napisem ostrzeżenie.

To fakt. Takie coś rzuca się w oczy. Tego jednak nie ma, taki jest regulamin. Jak mówiłem lekcja na przyszłość i szkoda, bo Maciek wygrał powtórkę, a ja też czułem, że jesteśmy na fali wznoszącej. Mogliśmy ten baraż z Rosją rozstrzygnąć na naszą korzyść.

Czy tor w sobotę różnił się od tego z piątku?

Niczym się nie różnił. Powiem więcej, mieliśmy ten sam sprzęt i niemalże identyczne ustawienia. Może trochę inaczej jechałem, ale to wszystko. Powiem szczerze, że nie rozumiem żużla. Chyba że to pogoda zmieniła warunki na tyle, że to, co nie pasowało w piątek, w sobotę już zagrało.

Na starcie był pan szybki, gorzej było na dystansie.

Musiałem jednak zostać przy krawężniku, gdzie nie było tej szybkości, którą miał Maciek, jadąc po orbicie. Gdybym jednak pojechał jego linią, to rywale mogliby skutecznie zaatakować przy krawężniku. Cóż, robiłem swoją robotę na pierwszym łuku, gdzie zamykałem przeciwnika, a Maciej mógł jechać szerzej. Przy krawężniku nie było szybkiej ścieżki, ale kalkulowaliśmy, że jak mnie jeden minie, to nie będzie tragedii. W sumie taktyka zdawała egzamin. Na pierwszym łuku zaskoczył mnie tylko Tai Woffinden, ale on miał niewyobrażalną prędkość.

Za rok rewanż za wrocławski finał Speedway of Nations, czy Drużynowy Puchar Świata?

Chyba DPŚ w Gorzowie, bo na to mają umowę. Chociaż przyznam, że mnie koncepcja par w sumie się podoba. Było dużo za i przeciw ale jednak aspekt jazdy parą był mocno brany pod uwagę. Zawodnicy na torze często się na siebie oglądali. Regulamin premiujący w kluczowych momentach tych, którzy zajęli dwa punktowane miejsce, też sprzyjał mniej indywidualnemu podejściu. Tak czy inaczej, za rok albo dwa będziemy mądrzejsi o tegoroczne doświadczenia.

Jak wyglądała noc po piątkowym nokdaunie?

Nie było klimatu do rozmów, każdy poszedł spać. Też trudno, żeby było inaczej. Przecież wiemy, co mamy robić. Co by to zmieniło, jakby trener powiedział "trzymać gaz chłopaki". My trzymamy gaz. Najważniejsze, że się pozbieraliśmy i w sobotę pojechaliśmy inaczej. Zresztą teraz te zawody to już historia, a my cieszmy się z brązu.

Źródło artykułu: